Najwyższe w Europie taryfy dla producentów „zielonej energii” z elektrowni słonecznych i wiatrowych pustoszą gospodarkę Ukrainy. Rząd zdaje sobie sprawę z problemu i szuka rozwiązania, a służby specjalne alarmują o zagrożonym bezpieczeństwie energetycznym państwa.
Socjalizm bohatersko zajmuje się pokonywaniem trudności, które sam sobie stworzył – ten słynny bon mot Stefana Kisielewskiego pasuje idealnie do odmiennego systemu, teoretycznie rynkowej gospodarki nad Dnieprem. Najlepszym dowodem jest sytuacja z zieloną energetyką, która przynosi duże zyski wąskiej grupie firm, ale też coraz więcej problemów rządzącym. Wyrządza także szkody gospodarce i finansom publicznym i prywatnym.
W 2009 roku, mając pod dostatkiem czystej energii pochodzącej z państwowych elektrowni atomowych i wodnych, Ukraina postawiła na rozwój energetyki słonecznej i wiatrowej. Pośrednio „winnym” jest Zachód, który na fali zielonej euforii przyznawał kredyty ekologicznym inwestycjom energetycznym na Ukrainie. Pieniądze przejmowali liderzy ukraińskiej polityki i biznesu, stawiając pierwsze farmy wiatrowe, jak np Andriej Kliujew, szef kancelarii prezydenta w czasach Wiktora Janukowycza.
Kosztowna ekologia
Stopniowo na Ukrainie wprowadzano kolejne zmiany ustawowe, które powiększały dochody z zielonej energii, przyciągając inwestorów zagranicznych. W rezultacie nad Dnieprem powstał sektor z silnym lobby i gwarantowanymi przez państwo przywilejami.
Przy taryfach dla zielonej energii sięgających dziś od 9,2 do nawet 46 eurocentów za kilowatogodzinę, łączna moc elektrowni generujących elektryczność z odnawialnych źródeł energii, bez uwzględnienia elektrowni wodnych, to już 7 GW.
W zeszłym roku oddano do użytku elektrownie słoneczne i wiatrowe o łącznej mocy aż 4,3 GW. Udział zielonej energetyki w bilansie energetycznym Ukrainy to 8,7 proc., a strategia energetyczna zakładała 7 proc.
Byłby to sukces, ale efekt ekologiczny jest właściwie zerowy, bo do uzyskiwania mocy manewrowych na potrzeby zielonej generacji wykorzystywana jest energetyka węglowa, w większości stosująca przestarzałe technologie.
Ukraińcy nie są zwolennikami zielonej energii, zwłaszcza po zawyżonych cenach. Przeprowadzone przez USAID badania pokazały, że w bogatym Kijowie przejście na odnawialne źródła energii popiera zaledwie 14 proc. mieszkańców, a to i tak dużo w porównaniu z innymi regionami, bo na południu Ukrainy takich osób jest zaledwie 3 proc.
Długi rosną
Gospodarcze efekty zielonego boomu są dramatyczne. Za energię generowaną przez prywatne firmy płacą, w postaci wywindowanych taryf, odbiorcy indywidualni i biznes. Doprowadzono do krawędzi bankructwa państwową energetykę atomową. Jeszcze niedawno przynosiła niemałe zyski, a teraz musi oddawać swoją energię niemal za darmo, żeby skompensować wysokie ceny zielonej energii i powiązanej z nią „manewrowej” generacji węglowej wytwarzanej dla prywatnych producentów.
Od początku roku państwowa firma Gwarantowany Nabywca (GP), która ma ustawowy obowiązek kupowania energii elektrycznej dostarczanej na rynek przez zieloną generację, rozliczyła się z prywatnymi dostawcami w zaledwie 28 proc.
W przedpandemicznym styczniu i lutym długów nie było – GP rozliczył się za energię w pełni, w marcu już zaledwie w 47 proc. a potem zaczęły się problemy – w kwietniu i maju GP zapłacił za 5 proc. dostarczonej energii, w czerwcu za 4 proc., a w lipcu zaledwie za 3,5 proc. Jednym z największych wierzycieli jest chiński koncern CNBM, któremu Ukraina jest winna 500 mln dolarów. W sumie za 6,6 mln MWh zielonej energii GP zapłacił dostawcom 8,9 mld hrywien i dorobił się około 300 pozwów sądowych w sprawach o zapłatę.
Równolegle państwowy koncern energetyczny Ukrenergo szacuje swoje straty związane z nałożonym na niego przez rząd obowiązkiem pokrywania strat GP. W pierwszym półroczu 2020 oszacował je na 17 mld hrywien, czyli ok. 600 mln dolarów.
Za zieloną energię państwo zapłaci producentom zawyżoną sumę ok. 1,9 mld dolarów.
Według szacunków ministerstwa energetyki w tym roku za zieloną energię państwo, które zaciąga kolejne kredyty, będzie musiało zapłacić producentom 52 mld hrywien (bez VAT) czyli ok. 1,9 mld dolarów, przepłacając aż 33 mld hrywien w porównaniu z rynkowymi cenami elektryczności.
Wydaje się więc, że najrozsądniejszym wyjściem byłoby przyznanie, że pozwolenie na uprzywilejowaną pozycję zielonej energii było błędem, zwrócenie inwestorom pieniędzy i zamknięcie tematu. Na razie jednak na taki krok w Kijowie się nie zdecydowano i nadal trwa szukanie innego sposobu.
Na kłopoty – ustawy
W lipcu w parlamencie pojawiły się projekty ustaw zmniejszające zielone taryfy dla elektrowni słonecznych i wiatrowych. W projekcie rządowym przewidziano m.in. obniżenie zielonej taryfy o 7,5-15 proc. dla elektrowni oddanych do eksploatacji od lipca 2015 do końca 2019 r., w zależności od kategorii obiektu. Elektrownie oddane do eksploatacji przed 30 czerwca 2015 r. miałyby zmniejszone taryfy do 52 proc., a działające dopiero od 1 stycznia 2020 roku o 2,5 proc.
Wśród proponowanych przez rząd zapisów ustawy znalazło się także „nadanie państwowych gwarancji co do niezmienności ustawodawstwa obowiązującego na dzień uchwalenia tej ustawy dla producentów pracujących na zasadach zielonej taryfy”, czyli faktycznie pozbawienie się przez parlament prawa do reagowania na nieprawidłowości systemu.
Konkurencyjne rozwiązania zaproponował szef parlamentarnego komitetu do spraw energetyki Andrij Herus. Proponuje redukcję taryf od 2,5 proc. do 60 proc. w zależności od typu elektrowni i daty oddania do eksploatacji. Również i w tym wariancie parlament miałby zrezygnować z prawa do dokonywania interwencji w przyszłości.
Żaden z tych projektów nie odpowiada jednak na podstawowe pytanie związane z zieloną energetyką – czy i po co jest ona Ukraińcom potrzebna?
Konstytucją w przywileje
Część polityków ukraińskich domaga się uznania taryf dla zielonej energii za niekonstytucyjne. Zgodnie z przygotowanym przez nich dokumentem w 2018 roku wydatki budżetowe wyrównujące koszty zielonej energii wyniosły 560 mln euro, czyli 7,9 proc. całościowych kosztów elektryczności, podczas gdy zielona energia produkowała zaledwie 1,9 proc. prądu.
Ich zdaniem, przyjmując ustawę o alternatywnych źródłach energii, parlament przekroczył swoje uprawnienia a zielone taryfy dla wielkich farm słonecznych i wiatrowych są nieuzasadnione ekonomicznie i zbyt wysokie, co przynosi szkodę ukraińskiej gospodarce.
Deputowani uważają, że parlament, niezgodnie z konstytucją, związał ręce powoływanej przez rząd Narodowej Komisji Regulacji Energetyki i Usług Komunalnych, która zatwierdza taryfy na energię. Pozbawił ją możliwości regulowania taryf na energię z elektrowni wiatrowych oraz słonecznych, bo ustawowo ustalił ich wysokość. Parlament „naruszył prawo własności ukraińskiego narodu, zasadę społecznego kierunku gospodarki, konstytucyjny wymóg zrównoważenia budżetu państwa”.
Politycy argumentują, że „ustalenie ustawowe poziomu taryf, które są ekonomicznie nieuzasadnione i nakładają na państwo nieuzasadnienie wysokie wydatki na energię elektryczną wyprodukowaną na terytorium Ukrainy z wykorzystaniem jej zasobów naturalnych, jest brutalnym naruszeniem prawa własności ukraińskiego narodu, sprzeczne ze społecznym kierunkiem gospodarki oraz przynosi szkodę interesom społeczeństwa”, a to – jak piszą – jest bezpośrednim naruszeniem konkretnych zapisów ukraińskiej konstytucji.
Politycy wskazują, że ustawa wprowadziła nierówne warunki dla podmiotów wytwarzających energię.
Ustawowe zamrożenie „nieusprawiedliwienie wysokich zielonych taryf” prowadzi w konsekwencji do nieuzasadnionych ekonomicznie kosztów ponoszonych przez GP, co powoduje zmniejszenie jego dochodowości i nieotrzymanie przez budżet państwa środków, które mogłyby wpływać, gdyby taryfy nie były zawyżone”. Politycy zarzucają też naruszenie konstytucyjnej zasady równości podmiotów gospodarczych. Jak zauważają ustawa „wprowadziła niejednakowe warunki dla wszystkich podmiotów, które wytwarzają energię elektryczną w Ukrainie, w szczególności dla tych, które wytwarzają energię elektryczną ze źródeł alternatywnych.
Michał Kozak, “Obserwator Finansowy”