Trzy lata w wojennym Mikołajowie

215

Marzec – maj 2022 r. – zagrzybiony, wilgotny “pogrieb”, czyli wykopany pod podłogą kuchni domu w Mikołajowie schowek na przetwory o wymiarach 220cmx150cmx180cm, na trzy miesiące stał się moim salonem, sypialnią, jadalnią i toaletą w jednym.

W czerwcu 2022 r. zamieniłem go na walącą się, zagrzybioną ruderę na obrzeżach Mikołajowa bez wody, gazu i faktycznie bez ogrzewania (zamiast pieca jest tam kryte palenisko, w którym ze względu na zagrożenie pożarowe i czad nie odważyłem się rozpalić ognia).

Za to pod przylegającą do domu wiatą sterta rupieci po poprzednich lokatorach.

“Basen”, czyli podziemny zbiornik na wodę przywożoną cysternami rozpadł się ze starości, więc wodę trzeba przywozić w plastikowych butelkach z punktów wydawania oczyszczonej wody wybudowanych z funduszy USAID po tym jak w kwietniu 2022 r. Rosjanie zniszczyli rurociąg dostarczający do Mikołajowa wodę pitną z Dniepru. O regularnym praniu, czy kąpieli można sobie tylko pomarzyć.

Ale za to nie trzeba już było załatwiać się, jak w “pogriebie” do butelek po wodzie, bo obok stoi nowa “sławojka”.

Zimować się tam nie da, więc musiałem ostatnio przenieść się do centrum w pobliże regularnie bombardowanych przez Rosjan “ważnych obiektów infrastruktury”. Tyle że tym razem “pogriebu”, w którym można by się schować nie ma, a do najbliższego schronu jest 15 minut drogi. Uciekanie nie ma więc sensu.

I tak dzień po dniu standardowa sytuacja – kolejny alarm powietrzny i kolejny raz z kotami na tapczanie czekamy na “przylot” rosyjskiej rakiety.

Jak to tam było – “Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego…”? Szkoda, że Mateusz Morawiecki i jego kompani nie pomyśleli, że na terenie Ukrainy żyją też od wielu lat obywatele polscy. I najpierw, powołując się na “śmiertelne zagrożenie COVID-19”, zablokowali obywatelom polskim możliwość wyprowadzki do bezpiecznej Polski zanim rozpoczął się rosyjski najazd i faktycznie wystawili na odstrzał Putinowi, a potem pławiąc się w samozadowoleniu, jak gdyby nigdy nic otworzyli granicę dla obywateli Ukrainy wprowadzając równocześnie rozwiązania ustawowe dyskryminujące mieszkających na terenie działań wojennych obywateli polskich i pozbawiające ich uprawnień przyznanych będącym w analogicznej sytuacji obywatelom Ukrainy.

No cóż, jak widać wymaganie od premiera polskiego rządu i polskiego parlamentu znajomości Konstytucji, rozumienia tego co się robi i przewidywania konsekwencji podejmowanych działań to, jak się okazało, zbyt wygórowane oczekiwania…