Z waluty niszowej polski złoty w ciągu kilku lat wyrósł na jedną z najpopularniejszych walut nad Dnieprem i obecnie walczy o trzecią pozycję z rosyjskim rublem. To otwiera przed naszą walutą nowe perspektywy.
Polski złoty (PLN) staje się na Ukrainie coraz bardziej popularny, a zmianę jego pozycji doskonale pokazuje sytuacja na ukraińskiej internetowej platformie walutowej. Jeszcze kilka lat temu oferty kupna i sprzedaży PLN można było policzyć na palcach i sięgały one przeciętnie kilkuset złotych, dziś dzienne obroty to średnio kilkaset tysięcy złotych, a przeciętna oferta kupna sprzedaży – kilkadziesiąt tysięcy złotych. To pokazuje też zmianę charakteru transakcji – o ile kilka lat temu sprzedającymi i kupującymi byli turyści podróżujący do Polski, o tyle dziś są to głównie drobni importerzy i eksporterzy.
Dobrym wskaźnikiem rosnącego zainteresowania i upowszechnienia złotego na Ukrainie jest malejąca różnica między kursem kupna i sprzedaży PLN w punktach wymiany walut – w grudniu 2014 r. sięgała ona 16,5 proc., od 2017 r. utrzymywała się na poziomie 4 proc., a obecnie spadła do ok. 2,4 proc. To rezultat wzrostu obrotów, który zaowocował zmniejszeniem marży pośredników. I choć nadal jest to więcej niż w sytuacji amerykańskiego dolara, gdzie średnia różnica kursu to 1,5 proc., to jest to już wartość porównywalna z euro, gdzie różnica oscyluje wokół 2 proc., i nieporównywalnie lepsza niż w przypadku, zajmującego dotąd mocną pozycję, rosyjskiego rubla, dla którego marża to aż 10 proc.
Walutowa ekspansja
Ekspansja złotego ma także wymiar terytorialny. O ile jeszcze kilka lat temu pojawiał się w obrocie jedynie w rejonach polsko-ukraińskiego pogranicza, we Lwowie i sporadycznie w Kijowie, o tyle dziś za sprawą ukraińskich emigrantów zarobkowych jest kupowany i sprzedawany nawet na dalekiej ukraińskiej prowincji.
Międzynarodowa Organizacja Migracji (MOM) wyliczyła, że w 2017 r. na Ukrainę od emigrantów zarobkowych napłynęło 12,1 mld dolarów, znacznie więcej niż szacował ukraiński bank centralny NBU, który podawał kwotę 9,3 mld dolarów. To 8 proc. PKB Ukrainy, jeśli przyjąć dane NBU lub aż 11 proc., jeśli wierzyć MOM.
Przekazy z Polski stanowiły 33,6 proc. łącznej kwoty – 3,1 mld dol. W 2015 roku było to odpowiednio 19,1 proc. i 1,3 mld dol. Dane z trzech pierwszych kwartałów 2018 r. wykazują kwotę 2,7 mld dol. Dynamika wzrostu to 156,5 proc. w 2017 r. i dodatkowe 20 proc. po trzech kwartałach 2018 r.
Fundamenty dla zwiększania masy złotowej obecnej w obrocie nad Dnieprem są więc mocne i niewątpliwie korzystne dla realnego sektora polskiej gospodarki.
Złoty dźwignią handlu
Polska to główny partner handlowy Ukrainy wśród krajów centralnej i wschodniej Europy i czwarty co do znaczenia partner handlowy Kijowa na świecie. Z roku na rok wymiana handlowa między naszymi krajami rośnie – komentował polsko-ukraińską wymianę handlową ukraiński premier Stepan Kubiw.
Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej wynikom podanym przez Państwową Służbę Statystyki Ukrainy (Ukrstat), okaże się, że sytuacja wcale nie jest dla Polski tak korzystna, jakby mogła. Co prawda saldo jest dodatnie – polskie firmy wyeksportowały w zeszłym roku nad Dniepr towary za 3,63 mld dolarów, a importowały za 3,26 mld dolarów, to jednak to Ukraina jest na lepszej pozycji, bo dynamika wymiany handlowej jest dla Warszawy niekorzystna – eksport z Ukrainy do nas wzrósł w 2018 r. o 19,6 proc., podczas gdy nasz eksport nad Dniepr zaledwie o 5,2 proc. Kwota jaką przesyłają ukraińscy emigranci zarobkowi z Polski do domu jest więc niemal równa temu, co polskie firmy otrzymują z tytułu eksportu na Ukrainę.
Ze swoimi wynikami Polska jest daleko w tyle za znacznie mniejszymi eksporterami – USA z eksportem o 650 mln dolarów niższym niż Polska osiągnęły w 2018 r. dodatnie saldo na poziomie 1,85 mld dolarów, Francja ma trzykrotnie większą niż Polska nadwyżkę, przy eksporcie na kwotę niespełna 1,5 mld dolarów, przy czym osiągnęła ten wynik mimo spadku eksportu o 5,6 proc. w porównaniu z 2017 r. 534 mln dolarów nadwyżki osiągnęła Litwa, która nad Dniepr sprzedała towary na kwotę zaledwie 877 mln dolarów. Znacznie lepszą niż Polska strukturę wymiany handlowej mają też Czechy, z nadwyżką 157 mln dolarów przy eksporcie na kwotę 1 mld dolarów i dynamiką wzrostu eksportu przekraczającą 19 proc., Wielka Brytania 303 mln dolarów przy eksporcie 888 mln dolarów, Szwecja 395 mln dolarów przy eksporcie 465 mln dolarów i Kanada, która uzyskała 255 mln dolarów nadwyżki eksportując na kwotę zaledwie 333 mln dolarów. W dodatku wszystkie poza Francją wymienione kraje mają wyższą od Polski dynamikę wzrostu eksportu.
Sposób na ryzyko kursowe
Upowszechnienie złotego w wymianie handlowej Polski z Ukrainą niewątpliwie stymulowałoby jej rozwój i zmianę struktury na korzystną dla naszego kraju. Ukraiński importer, który zamierza kupić towar za granicą musi bowiem dokonać dwóch podstawowych wyborów – dostawcy i waluty, w jakiej będzie rozliczał kontrakt. Mając na rynku dostępnego i popularnego złotego, znacznie częściej będzie skłonny w pierwszej kolejności rozpatrywać dostawcę z Polski, niż rozliczając kontrakt w innej walucie.
Pomogłoby to też poradzić sobie z ryzykiem kursowym, jakie w sytuacji niestabilności gospodarczej potrafi poważnie pomieszać szyki i zepsuć wyniki finansowe transakcji, a często wręcz doprowadzić do jej zerwania.
Jak działa to w praktyce można ocenić na przykładzie kryzysu z 2011 r. i związanej z nim skokowej dewaluacji złotego względem dolara – najpopularniejszej waluty kontraktów w handlu między Polską i Ukrainą. W ciągu kilku tygodni od sierpnia do października złoty gwałtownie stracił w stosunku do amerykańskiej waluty, w tym samym czasie Ukraina utrzymywała stały kurs hrywny do dolara. W rezultacie, choć obie waluty znajdowały się w tym samym wschodnioeuropejskim koszyku jedna straciła na wartości druga zaś nie. Denominowane w dolarach kontrakty między polskimi i ukraińskimi przedsiębiorcami jeszcze do niedawna opłacalne dla obu stron, dla polskich importerów ukraińskich surowców stały się niemal z dnia na dzień szkodliwym balastem. Z kolei, gdy złoty umacnia się w stosunku do innych walut uderza to w eksporterów, których produkt w ekwiwalencie walutowym staje się dla finalnego odbiorcy droższy, choć jego cena na rynku wewnętrznym się nie zmienia – polscy przedsiębiorcy eksportujący na Ukrainę odczuli to na własnej skórze wielokrotnie.
Zarobki emigrantów z Ukrainy wysyłane z Polski do kraju – 12 mld zł w 2017 r. i przeszło 10 mld zł za trzy kwartały 2018 r. – wciąż są jednak niestety niemal w całości konwertowane przed transferem na dolary i euro, a konwersja rozrywa ich związek z naszą gospodarką, jaki byłby zachowany w przypadku utrzymania przekazów w złotych.
Złoty „primus inter pares”
Upowszechnienie złotego nad Dnieprem miałoby szczególne znaczenie dla przyszłości koncepcji Międzymorza, która bez gospodarczego zwornika będzie słaba w porównaniu z konkurencyjnymi projektami integracji regionalnej.
O gospodarczej składowej trudno zaś mówić bez waluty. Ze względu na wielkość rynku państw, które miałyby tworzyć nowy blok w grę mogą wchodzić wyłącznie polski złoty i ukraińska hrywna – ta, wobec fatalnej sytuacji ukraińskiej gospodarki i finansów, nie ma jednak żadnych szans. Drogą eliminacji, finansowym zwornikiem Międzymorza musiałby być złoty, a naturalnym sposobem budowy jego pozycji regionalnej mogłoby być upowszechnienie go na początek w wymianie handlowej dwóch największych państw tego bloku.
Warto w tym kontekście cofnąć się do oceny Amanżoła Koszanowa, ekonomisty z Akademii Nauk Republiki Kazachstanu, analizującego w 2012 roku gospodarcze podstawy tworzonego przez Kreml Związku Celnego, doskonale opisującej także sytuację innych regionalnych bloków państw, w tym i Międzymorza.
„W warunkach niezależności państw w ramach oddzielnych bloków regionalnych jakaś waluta powinna być dominująca. Ponadnarodowe waluty w ramach regionalnych sojuszy zajmować swoją pozycję mogą w dwojaki sposób. Pierwszy to wprowadzenie ponadnarodowej jednostki rozliczeniowej denominowanej w walucie kraju-lidera, drugi to sytuacja, w której jedna z walut krajów członkowskich regionalnego bloku – kraju z najbardziej rozwiniętym potencjałem gospodarczym – może wypełniać rolę ponadnarodowej jednostki rozliczeniowej”, oceniał na łamach pisma „Społeczeństwo i Gospodarka”. Drugi z tych wariantów idealnie pasuje do polskiego złotego i koncepcji Międzymorza.
Potencjał jest, instrumentów brak
Niestety, na razie szersze niż obecnie upowszechnienie złotego nad Dnieprem pozostaje tylko w sferze marzeń. I nie dlatego, że nie chcieli by tego Ukraińcy, ale z uwagi na to, że Polska wciąż tylko w śladowym stopniu wykorzystuje istniejący potencjał.
Na Ukrainie brakuje stosownych instrumentów finansowych. Na rynku ukraińskim działa dziś tylko jedna instytucja finansowa pozwalająca na wykorzystywanie złotego – bank Kredobank należący do PKO BP, jednak nawet i tam możliwości są mocno ograniczone. Klienci biznesowi mają możliwość zaciągnięcia kredytu złotowego, a klienci indywidualni, którzy mogliby być najpoważniejszym na obecnym etapie źródłem złotego nad Dnieprem (w grę wchodzi kwota rzędu kilkunastu miliardów złotych rocznie transferowanych przez emigrantów zarobkowych) nie mają na to większych szans. Co prawda od 2017 r. mogą otwierać bieżące konta złotowe i otrzymywać złotową kartę Master Card, ale na tym ich możliwości się kończą. Nie mogą nawet otworzyć lokaty terminowej w złotych zarobionych w Polsce, gdyż bank przyjmuje depozyty jedynie w hrywnach, dolarze i euro.
Michał Kozak, “Obserwator Finansowy”