Równo trzydzieści lat temu, 17 marca 1991 r. Ukraińcy po raz kolejny w swojej historii pokazali, że niepodległa Ukraina ich nie obchodzi
Jak to możliwe, że kilkutysięczna banda bolszewików pod dowództwem Murawiowa zdobyła w lutym 1918 r. Kijów i splądrowała znaczną część Ukrainy znacząc swój szlak rzeziami i grabieżami, zastanawiają się często nad Dnieprem. Odpowiedź jest banalnie prosta – bo zdecydowanej większości Ukraińców los własnej ojczyzny był wówczas obojętny. Miliony przeszkolonych wojskowo Ukraińców nie widziało powodu, by walczyć za nią i w jej obronie. Nie chciał niepodległości pół roku wcześniej “ojciec ukraińskiej państwowości” Mychajło Hruszewskyj, jego Ukraińska Centralna Rada w pierwszym uniwersale wprost mówiła o woli pozostania jedynie autonomiczną rosyjską prowincją. Niemal pełne pozostały składy uzbrojenia przeznaczonego przez Polskę dla armii Petlury – nie było chętnych, by wziąć tę broń do ręki i walczyć o niepodległość ojczyzny. Jako że historia zawsze, prędzej czy później, ale zawsze, wystawia rachunek za dokonany wybór, za tę obojętność zapłacili Ukraińcy straszliwą cenę – miliony ofiar Hołodomoru to ci, którzy zaledwie kilkanaście lat wcześniej uznali, że ich chata z kraja.
Sześćdziesiąt lat później przed ich potomkami stanęła niewyobrażalna szansa – niepodległość Ukrainy. 17 marca 1991 r. w dogorywającym ZSRR odbyło się jedyne w jego historii referendum “Ogólnozwiązkowe referendum o zachowaniu ZSRR”, którego uczestnicy mieli odpowiedzieć na pytanie – czy chcą by istniał on dalej. Do głosowania za kontynuacją sowieckiej niewoli Ukraińców wzywali jednak nie tylko komuniści, totalnie zinfiltrowany, jak się później okazało przez KGB, opozycyjny Ruch wysunął kuriozalną koncepcję “członkostwa Ukrainy w ramach Związku Suwerennych Republik Radzieckich” faktycznie podmieniającą ideę niepodległości lekkim poluzowaniem ucisku rosyjskiego buta na szyi Ukrainy. I to wtedy kiedy przeprowadzenia referendum w ogóle odmówili opowiadający się za niepodległością swoich krajów Litwini, Łotysze, Estończycy, Gruzini, Ormianie i nawet sąsiednia Mołdawska SRR.
Przeciwko ukraińskiej niepodległości – za pozostaniem w składzie ZSRR zagłosowało wówczas aż 70,2 proc. spośród 83,5 proc. Ukraińców, którzy wzięli w nim udział. Dla porównania – kontynuacji ZSRR chciał prawie taki sam odsetek Rosjan, bo 71,3 proc. a nawet, biorąc pod uwagę że aż 24,6 proc. mieszkańców RFSRR referendum zbojkotowało, realny odsetek zwolenników kontynuacji ZSRR był w USRR wyższy niż wśród Rosjan.
Dziś haniebne referendum zostało zepchnięte w zapomnienie, a to wielki błąd. Bo właśnie w nim tkwi odpowiedź na pytanie, jak to możliwe, że kiedy na Majdanie ginęli protestujący przeciw promoskiewskiemu reżimowi Janukowycza w klubach na sąsiednich ulicach wesoło się bawiono, jak to możliwe, że kiedy w kotle pod Iłowajskiem zwiezieni tam z całego frontu i porzuceni na pastwę wroga ochotnicy błagali o odsiecz ukraiński prezydent ze stoickim spokojem podpisywał dokumenty założycielskie swojej firmy w panamskim raju podatkowym, jak to możliwe, że siedem lat po rozpoczęciu rosyjskiej agresji robienie interesów z Moskwą dla Ukraińców to normalne, Rosja okupująca ukraiński Krym i część Donbasu jest drugim co do wielkości importerem broni dostarczanej z ukraińskich firm zbrojeniowych, a pociąg z “banderowskiego” Lwowa do Moskwy jest jednym z najrentowniejszych połączeń ukraińskich kolei.
Bez rozliczenia tej hańby i zrozumienia jej źródeł nie da się zbudować niepodległej Ukrainy, prędzej czy później spod tandetnych dekoracji wylezie odrażająca Małorosja niszcząca swoich najlepszych synów i córki, zamieniająca miliony obywateli w niewolników garstki oligarchów i obsługujących ich skorumpowanych polityków i liżąca moskiewski but podlewając to patriotycznymi frazesami.
Ktoś oczywiście może zapytać, a jakim prawem jakiś Polak wymądrza się co powinni zrobić Ukraińcy.
16 marca 1991 r., na dzień przed hańbą sowieckiego referendum, w centrum Kijowa na placu przed Stadionem Republikańskim zebrało się może ze dwieście osób protestujących przeciwko przedłużeniu obowiązywania “umowy związkowej”. Do dziś mam przed oczami twarz starszego mężczyzny trzymającego namalowany własnoręcznie plakat, na którym mała dziewczynka z napisem Ukraina na wyszywanej bluzce duszona przez smoka z napisem “Umowa związkowa” krzyczy: Ludzie ratujcie. Ja chcę żyć!
I wyraz jego oczu, który pamiętam do dziś, i ten zignorowany przez miliony krzyk rozpaczy jest tym, co daje mi to prawo.
Michał Kozak