Ukraiński rząd zapowiedział stworzenie setek tysięcy miejsc pracy w drogownictwie, sferze socjalnej, komunalnej i budżetowej, które mają pozwolić Ukraińcom utrzymać się w czasie kwarantanny i dadzą impuls rozkręcający zatrzymaną pandemią gospodarkę.
Ukraiński bank centralny NBU w najnowszej, opublikowanej w maju analizie sytuacji inflacyjnej przewiduje, że poziom bezrobocia może w drugim kwartale sięgnąć 12 proc. Ten szacunek jest z jednej strony oparty na danych dotyczących spadku PKB w pierwszych miesiącach tego roku, a z drugiej na badaniach socjologicznych pokazujących odsetek Ukraińców, którzy stracili pracę w związku z kwarantanną. W ciągu pięciu pierwszych tygodni liczba ofert pracy spadła o połowę. NBU zauważa, że zmniejszyła się nawet w tych miejscach, w których zachowanie dystansu jest możliwe. Eksperci oceniają, że wraz ze wzrostem poziomu konsumpcji, w przyszłym roku stopa bezrobocia wróci do tej z czasów przedkryzysowych, czyli 8 – 9 proc. Rządowe szacunki mówią o ponad 2 mln osób, które pozostają bez pracy, bo albo ją straciły, albo znalazły się na przymusowych, bezpłatnych urlopach.
„Mamy największy od ostatnich 15 lat skok poziomu bezrobocia. Większy niż w latach 2014-2015, które były krytyczne. Z powodu kwarantanny ograniczona lub zakazana została działalność w całych gałęziach gospodarki. To transport, zbiorowe żywienie, sklepy poza spożywczymi, turystyka. Całe gałęzie nie pracują, czyli tysiące ludzi przeszły na bezrobocie. To silne uderzenie, a dopóki w kraju obowiązują ograniczenia bezrobocie będzie tylko rosło” – komentował ekonomista Andrij Nowak.
Do łopaty i miotły
Ukraiński prezydent Wołodymyr Zelenski jeszcze zimą ogłosił program „Wielka budowa”, którego celem była odbudowa ukraińskiej infrastruktury drogowej. Teraz program ma spełnić także inną funkcję: dać pracę tym, którzy ją stracili w związku z kwarantanną lub byli zmuszeni wrócić do kraju z emigracji zarobkowej. Kolejnym celem jest danie impulsu gospodarce.
Trzon projektu to plan inwestycji w infrastrukturę. Już w 2020 r. na budowę i remonty dróg rząd przeznaczy 112 mld hrywien, czyli ok. 5 mld dol. Wyremontowanych ma zostać 6500 km dróg. Rząd chciałby dzięki temu stworzyć miejsca pracy dla 38 tys. pracowników drogownictwa i 120 tys. osób pracujących w innych branżach.
Najwyższa pora zająć się drogami, o czym najlepiej świadczy zdarzenie, do którego doszło w maju, podczas konferencji prasowej podsumowującej pierwszy rok prezydentury Zelenskiego. W czasie gdy ukraiński prezydent opowiadał o swoich planach związanych z infrastrukturą drogową, pod hutniczym Nikopolem w obwodzie dniepropietrowskim zawalił się jeden z ważniejszych na południu kraju mostów.
„Nie zważając na kryzys wywołany pandemią liczba potrzebnych fachowców w różnych projektach infrastrukturalnych i powiązanych gałęziach sięga 150 tys.” – oceniał minister infrastruktury Władysław Kryklij. „Czyż najważniejsze zadanie rządu, szczególnie w warunkach koronakryzysu, nie polega na zabezpieczeniu ludzi niezbędną liczbą miejsc pracy, godną płacą i bezpiecznymi warunkami pracy? Ukrawtodor bierze blisko 38 tys. drogowców, by odnowić ukraińskie drogi. To pozwoli stworzyć około 120 tysięcy miejsc pracy w powiązanych gałęziach” – wyliczał.
Na Ukrainie 6 – 8 tys. hrywien to kwota, która nie wystarcza na elementarne utrzymanie i za którą po prostu nie ma sensu wychodzić z domu.
Pod znakiem zapytania stoi jednak jakość wykonywanych przez rzeszę nowych pracowników robót. Projekt ma na celu nie tylko znaleźć doświadczonych specjalistów w zakresie budowy dróg, ale także dać szansę na zostanie drogowcem bez doświadczenia.
„To prosta praca. Każdy może przyjść, zatrudnić się i następnego dnia dostać pracę. Może na przykład układać kostkę brukową czy pracować przy zieleni. Po pierwsze, w taki sposób zrobimy porządek w miastach i w ogóle na Ukrainie, dzięki tej liczbie pracowników i takim miejscom pracy. Po drugie, damy ludziom możliwość zarabiania już teraz minimalnych środków. 500 tysięcy miejsc pracy, które chcemy stworzyć to miejsca prostej pracy. Równocześnie dadzą szansę przetrzymania miesiąca, dwóch czy trzech w warunkach istniejących ograniczeń” – mówił premier Denis Szmyhal w wywiadzie udzielonym agencji RBK Ukraina.
Oprócz 150 tys. miejsc pracy w drogownictwie, jak zapewnia rząd, na Ukraińców będzie czekać 150 tys. wakatów w sferze utrzymania czystości i porządku, 85 tys. w rolnictwie, 50 tys. w mikro i małym biznesie, 15 tys. przy digitalizacji dokumentów oraz archiwów, prawie 13 tys. w służbie sytuacji nadzwyczajnych (ukraiński odpowiednik polskiej straży pożarnej), 9,3 tys. przy budowie obiektów infrastrukturalnych, 7,9 tys. w służbach socjalnych, 3 tys. na poczcie i 2,5 tys. w leśnictwie.
Co realne, a co nie
Anatolij Amielin z think-tanku Ukraiński Instytut Przyszłości uważa, że podstawowe zadanie rządu w obliczu kryzysu wywołanego pandemią to stworzenie nowych miejsc pracy, w tym dla emigrantów zarobkowych, którzy byli zmuszeni wrócić do domu. „W zeszłym roku mieliśmy rekordowe 15 mld dolarów przelanych przez emigrantów. To poduszka, która pomaga Ukrainie nie paść zbyt głęboko. Ale w tym roku zostanie przejedzona. Nowe miejsca pracy dadzą ludziom zarobić. Otrzymując pensję, ludzie wydadzą te pieniądze w sklepach, a konsumpcja to czynnik stymulujący gospodarkę. Co więcej człowiek, który pracuje i zarabia daje wzrost PKB. Jeśli nie pracuje, żyje z budżetowych zasiłków, to jest po prostu konsumentem budżetu. Dlatego pierwszorzędne zadanie rządu to stworzenie miejsc pracy” – oceniał. Jednak jego zdaniem zapowiedzi rządu są mało realne. Zapowiada bowiem stworzenie łącznie około 500 tys. miejsc pracy, tymczasem Amielin ocenia, że maksymalnie można mówić o 200 – 300 tys.
Wątpliwości można mieć także co do tego, na ile realne jest zebranie 5 mld dol. na realizację rządowego planu w sytuacji, gdy Ukraina chodzi po międzynarodowych instytucjach finansowych, prosząc o kolejne kredyty, bez których nie byłaby w stanie spłacać już zaciągniętych zobowiązań. A pieniędzy potrzeba będzie znacznie więcej, bo jak poinformował premier Ukrainy Denis Szmyhal, program ma zostać rozszerzony o budowę mostów, szkół, przedszkoli i stadionów.
„Tę infrastrukturę trzeba odbudować do początku roku szkolnego. Jeszcze jeden kierunek, realizację którego śledzę osobiście, to rekonstrukcja ponad 200 izb przyjęć w placówkach medycznych podstawowej opieki zdrowotnej” – mówił.
Nie wiadomo też, czy w ogóle znajdą się chętni do pracy na proponowanych przez rząd warunkach. Zarobki, które miałyby zdaniem rządu ściągnąć chętnych do pracy przy budowie dróg, to niespełna 10 tys. hrywien, czyli ok. 1500 zł miesięcznie. Jeszcze mniej mieliby zarabiać pracownicy zatrudnieni w innych branżach – 6 – 8 tysięcy hrywien miesięcznie.
„Ludzi, którzy otrzymują 5 – 6 tys. hrywien UNICEF uważa za biednych. To bardzo małe zarobki w porównaniu z europejskimi czy amerykańskimi standardami. Ja rozumiem, że u nich 250 dol. to mizerne zarobki. U nas to też malutkie zarobki, ale u nas to mimo wszystko nie jest bieda” – przekonywał Wołodymyr Zelenski.
Urzędowy optymizm już teraz zderza się z brutalną rzeczywistością. Komunalne przedsiębiorstwo Kyiwzelenbud, zajmujące się zielenią miejską, potrzebuje w Kijowie 500 pracowników, ale chętnych nie ma. W warunkach szalejącej drożyzny proponowane 6 – 8 tys. to kwota, za którą po prostu nie ma sensu wychodzić z domu. Takie zarobki nie wystarczą na elementarne utrzymanie, a przecież praca generuje dodatkowe koszty po stronie pracownika. Zaproponowana przez premiera stawka daje, po odliczeniu kosztów samego dojazdu, tyle co zasiłek dla bezrobotnych, a po opodatkowaniu byłaby od niego niższa.
„Jeśli mówimy o inicjatywie rządu dotyczącej 6 tys. hrywien dla pracownika, który pracował w Polsce czy Niemczech i zarabiał 1000 euro, to oczywiście wielki dysonans i on po prostu nie pójdzie do takiej pracy. Siedząc w domu, dostanie 4200 hrywien zasiłku dla bezrobotnych, więc iść i pracować za 6 tysięcy się nie opłaca” – przyznało kierownictwo firmy.
Michał Kozak, “Obserwator Finansowy”