Wiosna przyniosła szereg istotnych zmian w regulacjach dotyczących ukraińskiego sektora bankowego. Wśród nich najważniejsza jest ustawa zakazująca zwrotu znacjonalizowanych banków byłym właścicielom, od przyjęcia której Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) uzależniał dalszą współpracę z Ukrainą.
Byli właściciele PrivatBanku – Ihor Kołomojski i Giennadij Bogoljubow – od kilku lat starają się o jego odzyskanie lub rekompensatę za nacjonalizację. Ukraiński rząd miałby zapłacić 2 mld dolarów. W kwietniu zeszłego roku sąd w Kijowie uznał przejęcie PrivatBanku przez państwo za bezprawne. Teraz trwa rozpatrywanie apelacji ukraińskiego banku centralnego NBU. Jeśli sąd apelacyjny podtrzyma stanowisko sądu pierwszej instancji państwo będzie musiało zwrócić bank byłym właścicielom. A dokładniej musiałoby, gdyby nie niedawna decyzja ukraińskiego parlamentu.
Pawlak, Kargul i PrivatBank
Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie – mówiła w znanym filmie „Sami swoi” matka Kazimierza Pawlaka, wręczając mu granaty, gdy wybierał się na rozprawę sądową. Sytuacja ze znacjonalizowanym w 2016 roku, największym wówczas prywatnym bankiem Ukrainy – PrivatBankiem – przypomina tę scenę. W roli Pawlaków występują ukraiński bank centralny NBU, rząd, prezydent i MFW, w roli Kargula – byli właściciele PrivatBanku, zaś w charakterze granatów – specjalna ustawa, która doczekała się miana „antykołomojskiej”.
Po wielomiesięcznej batalii ukraiński parlament uchwalił w maju ustawę, która ma uniemożliwić zwrot PrivatBanku oraz zlikwidowanych przez bank centralny banków prywatnych, nawet gdyby sądy orzekły, że NBU złamał prawo. Byli właściciele będą mogli się starać wyłącznie o rekompensatę pieniężną.
Od przyjęcia takiej ustawy MFW uzależnił dalsze udzielanie kredytów Ukrainie. „Bank centralny nie zostaje wyprowadzony spod jurysdykcji Ukrainy czy ukraińskich sądów. To absolutnie nie tak. Ustawa ma inny cel, ma ograniczyć swawolę ukraińskich sądów” – przekonywał minister sprawiedliwości Denis Maliuska. Aktywne zaangażowanie MFW w proces legislacyjny tłumaczył, mówiąc: „międzynarodowi analitycy są przestraszeni, że jakiś sąd rejonowy czy inny ściągnie kilkaset miliardów hrywien z budżetu państwa na korzyść oligarchów, stworzywszy wielką dziurę w budżecie państwa. Stworzy się dziura – pieniędzy z budżetu nie otrzyma ani naród Ukrainy, ani MFW nie dostanie z powrotem swoich kredytów”.
Teoretycznie, zgodnie z „antykołomojską” ustawą, o rekompensacie i jej wysokości dla byłych właścicieli nacjonalizowanych banków, w przypadku stwierdzenia przez sąd nielegalności działań regulatora, ma decydować opłacona przez NBU międzynarodowa firma audytorska. Ale Ukraina ma w tym zakresie niemiłe doświadczenia. W czasach rządów ekipy Wiktora Janukowycza zamówiona przez władze opinia amerykańskiej firmy prawniczej posłużyła do przekonywania światowej opinii publicznej, że uwięzienie byłej premier Julii Tymoszenko nie miało motywów politycznych. Potem jej skazanie uznano za czysto polityczną rozprawę, a niedawno firma prawnicza, która taki raport na zlecenie ekipy Wiktora Janukowycza przygotowała, wypłaciła byłej premier wielomilionową rekompensatę, przyznając się de facto do nieuczciwych działań na rzecz władz. Nie ma więc pewności, że z audytem banków nie byłoby podobnie.
Były właściciel PrivatBanku po uchwaleniu ustawy zapowiedział, że skieruje sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. „Mnie ograbiono, ta ustawa zamyka przede mną możliwość sądzenia się na Ukrainie. Czyli możliwości przywrócenia sprawiedliwości wyczerpały się. Mogę tylko zwrócić się do Trybunału Praw Człowieka. Otrzymam wyrok sądu, że nacjonalizacja była nielegalna, że trzeba wszystko zwrócić. I co wtedy? Ukrainie będzie od tego lżej?” – komentował Ihor Kołomojski.
Decyzja o nacjonalizacji w jakiejś mierze miała motywy polityczne, a nie prawne.
Wydaje się, że nie jest przy tym bez szans. W maju deputowany ukraińskiego parlamentu Andriej Derkacz opublikował nagrania rozmów telefonicznych byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki i byłego wiceprezydenta USA Joe Bidena. W jednej z nich, 16 listopada 2016 r., omawiają kwestię nacjonalizacji PrivatBanku. Nagranie pokazuje, że decyzja o nacjonalizacji w jakiejś mierze miała motywy polityczne, a nie prawne.
„Niech pan pozwoli zapytać się o jedną sprawę, dopóki pamiętam. PrivatBank. Rozumiem, że szefowa NBU żąda określenia się z datą, kiedy rozpocząć proces zmian. Mnie powiedzieli, i ja podzielam to stanowisko, że ona nie zadecyduje, dopóki nie uzgodni jej z Panem. Powiedziałem, że należy powrócić do określenia daty i że ja porozmawiam o tym z Panem. Dlatego że zbliża się to, czego bym nie chciał. Nie chcę, żeby Trump znalazł się w sytuacji, w której będzie mógł obejść naszą politykę. System finansowy może się rozwalić, bo on zablokuje pieniądze dla Ukrainy. Dokładnie tak to będzie wyglądać, dopóki nie dojdzie do rozpatrzenia skomplikowanych, nieznanych detali. Dlatego trzeba zrobić wszystko, by zamknąć PrivatBank, żebyście mogli dostać kolejną transzę od MFW. Z całym szacunkiem rekomenduję takie działanie, bo to bardzo ważne dla waszej gospodarki i fizycznego bezpieczeństwa. Wiem, że to trudne. Kołomojski to zadra w (…) i problem dla wszystkich, ale naprawdę jest bardzo ważne, by załatwił Pan tę sprawę teraz. I wszystko będzie dobrze. Ja po prostu chcę, żeby Pan zadzwonił do szefowej NBU i poparł ją. Dał jej do zrozumienia, że będzie Pan z nią, jak określi datę i ruszy naprzód” – mówił Joe Biden. Były wiceprezydent USA potwierdził autentyczność opublikowanych nagrań, a Państwowe Biuro Śledcze wszczęło postępowanie karne w związku z ich treścią.
Tego, że ustawa „antykołomojska” ma wady, nie skrywają nawet w ukraińskim parlamencie. Szef prezydenckiej frakcji Dawid Arachamia określił ją mianem „niezbyt konstytucyjnej”. „Wszystkie normalne partie rozumieją, że ta ustawa na pewno nie jest najbardziej konstytucyjna, ale jeśli położyć na szalę, że to warunek otrzymania transzy [od MFW – red.], to trzeba iść na ten warunek” – komentował. Wiceszef parlamentarnego komitetu do spraw finansów Aleksander Dubynskyj oceniał wręcz, że „nie powinno się tej ustawy nazywać „antykołomojską”, a „ustawą o bankowym rejderstwie”, która pozwoli kierownictwu banku centralnego uniknąć odpowiedzialności za naruszenie prawa podczas fali likwidacji banków, która nad Dnieprem zyskała miano „bankopadu”.
Pieniądze pod lupą
W cieniu sporu o los PrivatBanku i zlikwidowanych przez NBU banków prywatnych znalazły się nie mniej istotne dla funkcjonowania ukraińskiego systemu bankowego zmiany prawne. Pod koniec kwietnia weszły w życie nowe regulacje zaostrzające wymogi przy dokonywaniu przekazów pieniężnych. Dla kwot wyższych niż 5 tys. hrywien niezbędna będzie identyfikacja klienta, co oznacza konieczność pofatygowania się z dokumentem tożsamości do oddziału banku. Ogranicza to zakres wykorzystania masowo używanych w handlu elektronicznym terminali do przekazów pieniężnych. Z obowiązku identyfikacji zwolnione są gotówkowe wpłaty z tytułu rachunków komunalnych, podatków, mandatów oraz spłaty kredytów do kwoty 30 tys. hrywien. Operacje dokonywane z wykorzystaniem kart płatniczych i wypłaty z własnego konta nie będą, wg nowych wymogów, wymagały identyfikacji.
Bank centralny nie określił, na jakich zasadach banki będą odpowiadały za bezpodstawne blokady.
Specjalista w zakresie prawa bankowego Rościsław Krawiec zwraca uwagę na niebezpieczeństwo związane z blokowaniem rachunków klientów przez banki, które będą mogły domagać się dodatkowych dokumentów potwierdzających pochodzenie środków pieniężnych. Bank centralny nie określił, na jakich zasadach będą ponosić odpowiedzialność za bezpodstawne blokady. Jego zdaniem graniczna kwota 5 tys. hrywien jest zbyt niska, a wielcy aferzyści obracający miliardami hrywien będą nadal to robić.
NBU poinformował o wykryciu w pierwszym kwartale w bankach podejrzanych operacji finansowych, które mogą świadczyć o zorganizowanej działalności przestępczej na łączną kwotę ok. 0,5 mld dolarów. Wśród naruszających obowiązki był nawet francuski Credit Agricole, który – jak głosi oficjalny komunikat NBU – „otrzymał pisemne ostrzeżenie w związku z niewykonaniem przez bank obowiązku niezwłocznego powiadomienia specjalnie upełnomocnionego organu o próbie nawiązania stosunków biznesowych z osobą fizyczną, która została włączona do grona osób powiązanych z prowadzeniem działalności terrorystycznej albo w stosunku do której zastosowano międzynarodowe sankcje”.
Koniec ery niewolnictwa
NBU zapowiedział też, że Ukraina pożegna się z kuriozalną regulacją określaną mianem „zarobkowej niewoli” – wprowadzonym wiele lat temu przymusem posiadania przez pracownika konta, na które przelewane były jego zarobki wyłącznie w banku wskazanym przez pracodawcę. Ale nie nastąpi to od razu, tylko od stycznia przyszłego roku. Jak tłumaczy regulator odroczenie to ukłon w stronę pracodawców i banków, by „mieli czas dopracować swoje zautomatyzowane systemy programowo-techniczne”.
“Pracownik, a nie pracodawca, ma samodzielnie wybierać bank, który będzie obsługiwał jego konto. Takie prawo przewiduje ustawodawstwo dotyczące płacy i chcemy, żeby było realizowane w praktyce. To będzie stymulowało banki do konkurencji, sprzyjało podniesieniu poziomu obsługi klientów i rozszerzeniu zakresu usług bankowych” – komentował wiceszef NBU Serhij Chołod wprowadzenie rozwiązania, które w Polsce przyjmujemy jako coś naturalnego i oczywistego.
Michał Kozak, “Obserwator Finansowy”