Na Ukrainie nie więcej niż 10 osób – w Polsce sztuczny tłok

2498

Ograniczanie liczby kursów komunikacji miejskiej przez prezydentów największych polskich miast coraz bardziej każe się zastanawiać, czy chodzi jeszcze o zwykłą głupotę, czy raczej o politycznie motywowane działanie. Szczególnie jeśli porównać je z decyzjami władz miejskich na Ukrainie.

Największe ukraińskie miasta Kijów, Odessa, Charków, Dniepr a w ślad za nimi szereg miast obwodowych i pomniejszych miejscowości wprowadziły radykalne ograniczenia korzystania z komunikacji miejskiej. Zasadą, która przestrzegana jest wszędzie jest przewożenie w pojeździe komunikacji miejskiej jednocześnie nie więcej niż 10 pasażerów. W niektórych miastach wprowadzono dodatkowo obowiązek posiadania specjalnych przepustek uprawniających dokorzystania z komunikacji publicznej wydawanych tym, którzy z ważnych powodów muszą się poruszać po mieście i nie mogą zostać w domu. Równocześnie maksymalnie zwiększono liczbę kursów, tak by wożąca w znacznej mierze “powietrze” komunikacja mogła w miarę sprawnie rozwozić pasażerów. Po każdym kursie wnętrza pojazdów są dezynfekowane. Władze ukraińskich miast z budżetami dziesiątki razy mniejszymi niż budżety miast w Polsce nie opowiadają przy tym, że to działanie niezgodne z rachunkiem ekonomicznym.

W tym samym czasie, gdy na Ukrainie władze miejskie maksymalnie zwiększają liczbę kursów komunikacji jednocześnie radykalnie ograniczając liczbę przewożonych jednorazowo w pojeździe pasażerów i tym samym zabezpieczają potrzeby komunikacyjne równocześnie ograniczając możliwość zarażenia koronawirusem reprezentujący Platformę Obywatelską prezydenci wielkich polskich miast Warszawy, Wrocławia i Poznania nie tylko nie ograniczyli liczby osób mogących wsiąść do autobusu czy tramwaju, ale jeszcze dodatkowo zwiększyli tłok w środkach komunikacji miejskiej ograniczając liczbę kursów. Wszystko to na tle zmasowanej kampanii ich partii na rzecz przeniesienia wyborów prezydenckich z powodu zagrożenia epidemiologicznego. Masowe zarażenia koronawirusem w największych polskich miastach byłyby silnym argumentem na rzecz takiej decyzji. W tej sytuacji można się zastanawiać, czy decyzje władz miejskich tworzące sztuczny tłok w zarządzanej przez nie komunikacji lokalnej i sprzyjające masowym zarażeniom to jeszcze przykład skrajnej głupoty graniczącej z kretynizmem, czy cynizm polityczny i działanie zgodnie z braną dosłownie zasadą “po trupach do celu”.

Marek Rudzki