Chińczykom bardziej pasowałaby Ukraina stowarzyszona z UE

1148
Rezygnacja podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE może organiczyć planowane chińskie inwestycje na Ukrainie. Zamiast być partnerem Pekinu Kijów może się znaleźć w roli zwykłego zaplecza surowcowego dla chińskiej gospodarki. Na tym skorzystałaby Białoruś, gdzie Chiny zwiększają gospodarczą obecność. 
Szukająca kapitału Ukraina coraz bardziej otwiera się na gospodarczą współpracę z Chinami. Według danych ukraińskiego ministerstwa dochodów i podatków Chiny zajmują drugie po Rosji miejsce jeśli chodzi o udział w obrotach w handlu zagranicznym Ukrainy – na poziomie 8 proc. Od stycznia do sierpnia 2013 r. obroty między dwoma krajami osiągnęły 7,3 mld dolarów i były aż o miliard dolarów większe niż w analogicznym okresie poprzedniego roku.

Chińska kolonia nad Dnieprem

– Chiny zdecydowane są zająć Białoruś i Ukrainę wypychając stamtąd Rosję. Szykują sobie przyczółek do dalszej ekspansji – oceniał jesienią ukraiński politolog Oleh Soskin.

Zdaniem ekspertów głównymi sektorami ukraińsko-chińskiej współpracy mogą być przemysł elektroniczny, samochodowy, urządzeń energetycznych, realizacja projektów infrastrukturalnych, rozwój sfery handlu nieruchomościami i branża turystyczna. Oprócz tego Chiny mogą być zainteresowane ukraińską rudą, czy maszynami. Jeszcze niedawno dość poważnie wyglądały perspektywy współpracy obu krajów w dziedzinie aerokosmicznej.

Ukraińcy próbują też zainteresować partnerów z Azji budową szybkiej linii kolejowej łączącej Kijów z międzynarodowym portem lotniczym w oddalonym od ukraińskiej stolicy o 40 km Boryspolu. Jego budowę ukraiński rząd zapowiada już od 2008 r. i co chwila ma ona ruszyć jednak nie rusza z miejsca.

Chińczycy skłonni byliby nie tylko sami inwestować, ale i kredytować ukraiński sektor rolny, branżę kosmiczną i lotniczą, energetyczną oraz budownictwo w tym zaangażować się w udzielanie kredytów hipotecznych nabywcom nieruchomości.

Największe korzyści sądząc po skali kapitału jaki są skłonni wpompować w ukraińską gospodarkę Chińczycy widzą w rynku nieruchomości nad Dnieprem. 8-10 mld dolarów gotowi są zainwestować w budowę tanich mieszkań i finansowanie kredytów hipotecznych. 3,6 mld dolarów miałoby pójść na inwestycje w ukraińskie kopalnie i projekty gazyfikacji węgla.

Państwo Środka miałoby też udzielić Ukrainie 3 mld dolarów kredytu na odbudowę zapuszczonego przez ostatnie dwa dziesięciolecia systemu irygacyjnego terenów rolnych na południu kraju.

W pierwszym etapie regularnie nawadnianych ma być 800 tys. hektarów, a docelowo aż 2,5 mln hektarów gruntów rolnych – zapowiedział na początku października minister polityki rolnej i zaopatrzenia Mykoła Prysiażniuk. Połowa kwoty ma być wydana na roboty terenowe, połowa na zakup niezbędnych dla nawadniania pól urządzeń.

To dopiero jednak przymiarki do prawdziwej ekspansji. Jak donoszą ukraińskie media Chińczycy już od paru lat starają się o zgodę na długoletnią dzierżawę ukraińskich stepów – w grę wchodzić miałyby trzy miliony hektarów czarnoziemu czyli 9 proc. ogółu gruntów rolnych naszego wschodniego sąsiada. Według niektórych z tych doniesień na wydzierżawionych terenach osiedlić mieliby się chińscy robotnicy rolni, a one same uzyskałyby status eksterytorialny.

– Czy nam to potrzebne? Ziemia to ukraińska duma i jej najważniejszy zasób. Naprawdę chcemy, żeby ziściły się słowa Szewczenki o tym, że będziemy żyli na rodzimej, ale nie swojej ziemi – załamuje ręce Mychajło Apostoł, parlamentarzysta opozycyjnej „Batkiwszczyny”.

Sukces czy porażka

– Powinniśmy podnieść nasze stosunki na nowy szczebel, znacznie aktywizować i pogłębiać strategiczne partnerstwo – przekonywał prezydent Wiktor Janukowycz podczas grudniowej wizyty w Chinach. – Będziemy aktywnie podtrzymywać ideę „wielkiego szlaku jedwabnego” – zapewniał.

Ukraińskie władze liczą, że dzięki pakietowi umów podpisanych w grudniu przez prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza i przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej  Xi Jinpinga obecność gospodarcza firm z Państwa Środka nad Dnieprem radykalnie wzrośnie.

Wśród dokumentów znalazły się ramowe umowy dotyczące udziału chińskich firm i kapitału w budowie nowych kopalń, wspierania technologii energooszczędnych i energii odnawialnej, memorandum w sprawie budowy portu na Krymie, dostaw oleju lnianego przez ukrańskie zakładów tłuszczowych, kontroli fitosanitarnej ukraińskiej soi i jęczmienia eksportowanych do Chin, a nawet międzyrządowej współpracy w zakresie chińskiej medycyny tradycyjnej.

Janukowycz sfinalizował w ten sposób wstępne ukraińsko-chińskie ustalenia do jakich doszło pod koniec września. Ukraiński wicepremier Siergiej Arbuzow wybrał się wówczas wraz z grupą oligarchów znad Dniepru do Chin by przekonywać władze o opłacalności inwestowania nad Dnieprem.

– Dlaczego Rosja, która tak twardo nie chciała zniżyć cen na gaz dla Ukrainy nagle zmieniła zdanie? Wszystko przez Chiny, bo Chiny to realny konkurent Rosji, a nie mityczny. Chiny to dzierżawa 3 milionów hektarów ziemi na Ukrainie, to nowy port, to zakłady gazyfikacji węgla. Dla Rosji to realne wyzwanie – komentuje ekonomista Ołeksandr Ochrymenko związany z ekipą Wiktora Janukowycza szef Ukraińskiego Centrum Analitycznego.

Jak wskazuje większość ekonomistów entuzjaści otwarcia się na chińskie inwestycje pomijają jednak jeden niuans. Dotychczasowe rozmowy z Chinami zakładały stowarzyszenie Ukrainy z Unią Europejską i utworzenie ukraińsko-unijnej strefy wolnego handlu pozwalające traktować naszego wschodniego sąsiada jak przyczółek dla swobodnego wchodzenia na europejski rynek przez chińskich producentów. Rezygnacja ze stowarzyszenia ogłoszona przez rząd Nikołaja Azarowa radykalnie zmieniła sytuację zatrzaskując inwestorom z Państwa Środka przed nosem drzwi na rynek europejski.

Jak wskazują oponenci ekipy Janukowycza pakiet umów gospodarczych zawartych podczas jego grudniowej wizyty w Pekinie to w tej sytuacji bardziej już efekt inercji niż entuzjazmu chińskich partnerów. A wyrazem faktycznej reakcji Pekinu na ukraińską „europauzę” jest to, że żaden z podpisanych dokumentów nie zawiera konkretnych finansowych zobowiązań chińskiej strony. I jeśli Ukraina na dobre odwróci się od Europy to szanse na realne chińskie inwestycje nad Dnieprem o skali mogącej przeformatować tamtejszą gospodarkę spadną do zera. Chiny oczywiście nie zrezygnują z obecności gospodarczej w regionie, ale ograniczą ją do swoich potrzeb mierzonych skalą możliwych do uzyskania zysków, a te wobec zamknięcia drogi na unijny rynek zmniejszą się radykalnie.

Pierwsze znaki, że to pesymiści mają rację już zresztą są. Ukraina –  jak przyznawali wysocy urzędnicy ukraińskiego ministerstwa finansów prowadziła rozmowy z chińskimi bankami o przyznaniu 12 mld dolarów kredytów. Finalizacja rozmów miała nastapić podczas grudniowej wizyty Wiktora Janukowycza w Państwie Środka. Jednak z Pekinu ukraiński prezydent wrócił bez pieniędzy, na które tak bardzo liczył.

Białoruś nie chce zostać w tyle

Tymczasem nie oglądając sie na problemy w jakie wpędził się swoją decyzją o zerwaniu eurointegracji południowy sąsiad chińską kartę próbuje rozgrywać izolowana przez Europę i pozostająca w gospodarczej zależności od Rosji Białoruś.

– Jesteśmy zainteresowani przyciagnięciem bezpośrednich inwestycji z waszego kraju. Dzisiaj bez Chin nie da się rozwiązywać żadnych problemów – oznajmił we wrześniu podczas spotkania z delegacją Komunistycznej Partii Chin białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka, i zapewnił że zrobi wszystko, by chińscy inwestorzy zainteresowani robieniem interesów w jego kraju nie napotykali żadnych trudności.

Nie omieszkał wskazać też Chińczykom czym mogliby się zająć proponując im  stworzenie w Mińsku mediaholdingu. – Chcielibyśmy żeby Chiny stworzyły u nas silny mediaholding, po to by mogły oddziaływać z tego terenu na Europę i przestrzeń postsowiecką – zachęcał.

Na odzew urzędników niższego szczebla nie trzeba było długo czekać.

– Myślę, że przyszła pora, by wasza firma nie tylko występowała jako wykonawca projektów ale zaczęła sama inwestować u nas – zachęcał niedawno szefów chińskiego koncernu maszynowego Sinomach białoruski premier Michaił Miasnikowicz. Chińczycy według planów Mińska mieliby zainwestować w produkcję sprzętu rolniczego i przemysł elektrotechniczny.

Pierwsze sygnały, że poważne inwestycje z Państwa Środka na Białorusi są szykowane już są.

Chińczycy publicznie wystąpili z projektem stworzenia w Witebsku „krzemowej doliny”, dzięki której to z Białorusi mógłby płynąć do Europy potok taniej chińskiej elektroniki.

Władze miejskie Mińska poinformowały niedawno, że już w 2014 r. roku ruszy budowa pierwszych zakładów przemysłowych działających w ramach utworzonego tam chińsko-białoruskiego parku przemysłowego o powierzchni przeszło tysiąca hektarów, w którym inwestorzy z Państwa Środka mają 60 proc. udziałów. W kolejce czeka już 15 firm z branży elektronicznej, maszynowej i farmaceutycznej.

Chiny zaiteresowane są inwestycjami w nasze firmy branży nieruchomości – poinformował w lipcu 2013 r. Anatolij Niczkasow, białoruski minister architektury i budownictwa.

Inwestorzy z Państwa Środka mieliby także wybudować zakłady produkujące dekoracyjną ceramikę budowlaną z planami zalania nią nie tylko rynku białoruskiego, ale i krajów z Białorusią sąsiadujących.

Na 300 mln dolarów może liczyć białoruski przemysł lekki. Połowę tej kwoty inwestorzy z Chin włożą w dwa zakłady włókiennicze w Mińsku. Wybudują też zakłady obuwnicze, które według założeń mają wypuszczać na rynek 3 mln par butów rocznie. Za 70 mln dolarów w Witebsku powstanie gigantyczny kombinat wytwarzający futra.

Wzorem Ukrainyy także Białoruś ma chrapkę na chńskie kredyty, choć trzeba przyznać apetyty ma znacznie mniejsze niż południowy sąsiad.

We wrześniu 2013 r. szefowa białoruskiego banku centralnego Nadieżda Jermakowa poinformowała o toczących się rozmowach w sprawie 500 mln dolarów kredytu inwestycyjnego. Pieniądze miałyby zostać zainwestowane w projekty, z których zyski poszłyby na wzmocnienie białoruskiego rubla.

Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl

Otwarta licencja

http://www.obserwatorfinansowy.pl/wp-content/uploads/2013/12/Otwarta-licencja.png