To otoczenie prezydenta Wiktora Janukowycza jest oskarżane o czerpanie korzyści z nękania biznesu. (CC BY-SA Saeima)
Wcześniej z oficjalnym apelem do ukraińskiego rządu zwróciła się Amerykańska Izba Handlowa na Ukrainie.
„Wyrażamy zaniepokojenie z powodu nieuzasadnionych nacisków na firmy, które pracują zgodnie z prawem i zwracamy się do ukraińskiego rządu z apelem o zastosowanie na poziomie ustawodawczym środków dla zabezpieczenia praw płatników podatków”, napisali zrzeszeni w niej przedsiębiorcy.
W obronie zagranicznych inwestorów na łamach ukraińskiej prasy wspólnie wystąpili też ostatnio ambasadorowie USA, Francji i Węgier zwracając uwagę na skargi przedsiębiorców na nieustające kontrole i nachodzenie inwestorów z pogróżkami.
Coraz aktywniej daje znać o sobie biznesowi ukraińska skarbówka i jej zbrojne ramię — milicja podatkowa podlegające najbliższemu otoczeniu Wiktora Janukowycza, które jest nazywane „Rodziną”. Co prawda w lutym szef Państwowej Administracji Podatkowej Ukrainy Ołeksandr Klymenko obwieścił, iż w „trosce o dobry wizerunek służby” wydał zakaz używania przez funkcjonariuszy w trakcie kontroli kominiarek zasłaniających twarze, jednak to przedsiębiorcom w żaden sposób nie pomaga.
W kwietniu tego roku milicja podatkowa rozpoczęła w całym kraju połączone z zajęciem towaru najazdy na sklepy jubilerskie – poinformowała była szefowa Państwowego Komitetu Wspierania Przedsiębiorczości Aleksandra Kużel.
– Jeśli przedsiębiorca w maleńkich miasteczkach nie ma 10 tys. dolarów na wykup, a w większych miastach suma wykupu znacząco wzrasta, już nigdy wiecej nie zobaczy swojego towaru – opisywała. Podstawą milicyjnych rajdów miałoby być „zwyczajne pismo skarbówki, w którym niezgodnie z obowiązującymi ustawami odebrano jubilerom prawo prowadzenia działalności w systemie uproszczonym”.
– Urzędnicy po prostu uznali, że jubilerom za dobrze się żyje – uważa Kużel.
W połowie kwietnia milicja podatkowa wkroczyła do biur i magazynów jednego z najwiekszych na Ukrainie sklepu internetowego „Rozetka”. Funkcjonariusze skarbówki zajęli też serwery firmy uniemożliwiając prowadzenie handlu. Oficjalnym powodem działań miało być rzekome sprowadzenie przez firmę towarów po zaniżonych cenach a w efekcie zaniżenie należnych podatków. Ukraińskie media analizując sprawę doszły jednak do wniosku, że oskarżenia są co najmniej dziwne. Firmy nie oskarżono o przemyt towaru, a jedynie o rzekome zaniżenie jego wartości celnej.
Jednak nie wytoczono żadnej sprawy celnikom, którzy gdyby takie zaniżenie miało miejsce powinni odpowiadać karnie za przestępstwo. Co więcej na Ukrainie decydującą rolę przy ocenie wartości celnej towaru ma nie cena kontraktowa ale poufny taryfikator organów celnych i to one ostatecznie decydują o wartości celnej towaru, a tym samym wysokości naliczonego cła i VAT. Sam właściciel firmy opisywał, że funkcjonariusze za zamknięcie sprawy zażądali od niego 8 mln hrywien, czyli miliona dolarów łapówki. Administracja podatkowa tłumaczyła później, że żądanie zapłaty nie było próbą wymuszenia haraczu, ale miało nastąpić jako rekompensata „szkód wyrządzonych budżetowi państwa” przez firmę.
By uniknąć strat i uchronić się od ewentualnych przyszłych ataków „Rozetka” całą swoją infrastrukrurę informatyczną przeniosła do Niemiec.
– Wychodzi na to, że milicja podatkowa robi najazd, a my tracimy poważne dochody – żalił się ukraiński dostawca usług internetowych, który na skutek działania skarbówki stracił dużego klienta.
Część dziennikarzy wiązała najazd na firmę z rosnącą popularnością handlu internetowego na Ukrainie i silnym zainteresowaniem tą branżą przejawianym przez młodszego syna Wiktora Janukowycza – Wiktora. Sam Janukowycz-młodszy wyraził publicznie zdziwienie najazdem stwierdzając, że zajmowanie serwerów firm nie powinno mieć miejsca bez zgody sądu.
Nie tylko przedsiębiorcy, ale także niepokorni dziennikarze muszą mieć się na baczności. Pod koniec marca szef ukraińskiej administracji podatkowej Ołeksandr Klymenko ogłosił, że w związku z rekomendacjami Rady Najwyższej w sprawie zagwarantowania swobodnej działalności mediów przed zaplanowanymi na jesień wyborami parlamentarnymi od 1 kwietnia administracja podatkowa nie będzie włączać do planu kontroli środków masowego przekazu. Decyzja miała jak zapowiadał „stworzyć warunki dla obiektywnego przedstawiania przez dziennikarzy kampanii wyborczej”.
Mimo tych zapewnień już pod koniec kwietnia niezależna telewizja TVi alarmowała o najeździe na jej siedzibę milicji podatkowej. Nie tylko wbrew zapowiedziom rozpoczęto kontrolę samej stacji, ale rozciągnięto ją także na firmy z nią współpracujące, co zdaniem właścicieli stacji miało na celu zastraszenie obecnych i przyszłych jej kontrahentów.
„Według naszych informacji funkcjonariusze milicji próbowali wręczyć osobom, które wykonują zamówienia naszej stacji wezwania, w których administracja podatkowa prosi o dostarczenie dokumentów dotyczących związków z naszą stacją. W wezwaniu zawiadamia się, że milicja podatkowa prowadzi „odpracowanie” kanału TVi. Jednak takiego terminu prawniczego jak „odpracowanie” nie ma”, podawał oficjalny komunikat stacji.
W tym przypadku oficjalnie przedstawianą podstawą wszczęcia kontroli było bliżej niesprecyzowane „wszczęcie postępowania karnego” wobec właściciela stacji przez jeden z kijowskich posterunków milicji. Zgodnie z ukraińskim prawem daje to urzędnikom podatkowym prawo doraźnego skontrolowania firmy w dowolnym momencie.
Spotkaniem z konterolerami podatkowymi i wspierającą ich milicją podatkową zakończyć się może także wyrażanie nieprzychylnych władzom opinii.
W lutym, dzień po tym jak weterani wojny w Afganistanie ze stowarzyszenia „Nikt oprócz nas” demonstracyjnie odwrócili się plecami do Wiktora Janukowycza podczas składania przez niego kwiatów przed kijowskim pomnikiem poległych „afgańców” również oni stali się obiektem zainteresowania skarbówki. W firmie założonej przez szefa organizacji Aleksandra Kowaliewa pojawiła się milicja podatkowa i przeprowadziła całą serię przeszukań. „Uprzedzili mnie, że z samej góry przyszło polecenie, żeby doprowadzić do zamknięcia wszystkich firm, których udziałowcy są związani z naszą organizacją lub mogą ją wspierać” – mówił Kowaliew.
Również krytyka poczynań ukraińskiego banku centralnego i apel o odwołanie jego szefa Siergieja Arbuzowa skierowany przez Stowarzyszenie Ukraińskich Banków do prezydenta Wiktora Janukowycza pod koniec marca zakończyły się natychmiastowym wkroczeniem kontrolerów podatkowych do siedziby organizacji.
Najazdy ukraińskich urzędników podatkowych na firmy przybrały już taką intensywność, że biznesowy dziennik „Dieło” artykuł z poradami prawnika jak zachować się w razie nieoczekiwanej wizyty „ludzi w maskach” zatytułował „Co robić, gdy skarbówka wyłamuje wasze drzwi”.
„Prowadzenie pozaplanowych kontroli przez organy skarbowe nie jest skierowane na ujawnianie i przerwanie rzeczywistych przypadków niepłacenia podatków, ale staje się instrumentem zastraszania prywatnych firm prowadzących niezależną działalność”, zauważa gazeta. I radzi, by w razie nieoczekiwanej kontroli przede wszystkim żądać przedstawienia przez funkcjonariuszy skarbówki upoważnienia ze szczegółowym wskazaniem jej zakresu, dokładnie sprawdzić, czy przedstawione dokumenty zostały wystawione zgodnie z prawem, w żadnym wypadku nie dopuszczać do kontroli funkcjonariuszy milicji podatkowej, którzy zgodnie z obowiązującymi przepisami nie mają prawa w niej uczestniczyć, jeśli podstawą kontroli jest wszczęte postępowanie karne dokładnie sprawdzić czego ono dotyczy — skarbówka może prowadzić kontrolę tylko w zakresie określonym w postanowieniu o wszczęciu takiego postępowania oraz przedstawiać kontrolującym tylko te dokumenty, które odpowiadają zakresowi kontroli wskazanemu w oficjalnym zawiadomieniu.
Jak tłumaczy „Dieło” choć trzymanie się przez kontrolowanego przedsiębiorcę tych reguł nie rozwiązuje wszystkich problemów, to jednak jak pokazuje praktyka urzędnicy skarbowi zaczynają działać ostrożniej i przestrzegać przepisów, kiedy napotykają na znającego swoje prawa przedsiębiorcę.
Szef Państwowej Służby Podatkowej Ukrainy Ołeksandr Klymenko przekonuje tymczasem, że to nie inspektorzy skarbowi decydują, które firmy odwiedzą, ale przedsiębiorstwa podlegają kontroli po wyselekcjonowaniu przez system komputerowy.
Milicja podatkowa pod naporem krytyki odpowiedziała ze swojej strony publikacją „10 przykazań rzetelnego podatnika”. Ich przestrzeganie miałoby uchronić działające na Ukrainie firmy przed najazdami jej funkcjonariuszy.
Uczciwy przedsiębiorca ma: nie ukrywać dochodów przed podatkami, nie zajmować się fikcyjną działalnością gospodarczą, nie korzystać z usług tzw. centrów konwertacyjnych zajmujących się „wytwarzaniem kosztów”, nie rozkradać publicznych pieniędzy, ani nie zajmować się legalizacją ukradzionych funduszy, nie stosować niezgodnych z prawem schematów odzyskiwania VAT-u, nie zajmować się praniem brudnych pieniędzy, nie wytwarzać, nie przechowywać, nie sprzedawać i nie transportować w celu sprzedaży czarnorynkowych towarów akcyzowych, nie podrabiać ani nie korzystać z podrabianych znaków akcyzy, nie wytwarzać i nie sprzedawać podrabianych towarów, a nade wszystko „unikać nielegalnych operacji z rajami podatkowymi”.
Ukraińscy dziennikarze ironizują, że gdyby prawideł tych miano na serio przestrzegać kontrola skarbowa w pierwszej kolejności powinna trafić do zajmujących dziś funkcje ministrów i szefów urzędów państwowych oligarchów, którzy masowo korzystają m.in. z korzyści jakie daje rejestracja firmy w rajach podatkowych i co rok wyprowadzają z Ukrainy liczone w miliardach dolarów zyski. Tak się jednak jakoś składa, że akurat ich kontrole się nie imają.
O ile kontrowersyjne akcje administracji podatkowej dotykają głównie przeciwników politycznych i biznesu nie posiadającego politycznej „ochrony”, o tyle przed Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy nie chroni niekiedy nawet wysoka pozycja w strukturach władzy. Działalność SBU ukraińskie media wiązały z budowaniem swojej pozycji przez grupę finansową Firtasz-Choroszkowski-Liewoczkin, także konkurenci z innych frakcji Partii Regionów musieli mieć się więc na baczności. (Dmytro Firtasz to ukraiński potentat chemiczny, a przede wszystkim główny udziałowiec spółki RosUkrEnergo zarabiającej krocie na pośrednictwie w sprzedaży Ukrainie rosyjskiego gazu ziemnego, szef SBU Walerij Choroszkowski, to magnat medialny do którego należy m.in. stacja telewizyjna Inter i partner biznesowy Firtasza, Siergiej Liewoczkin jest szefem administracji prezydenta Ukrainy.)
Zimą ukraińskie media opisywały historię Wasilija Gorbala — jednego z czołowych polityków Partii Regionów, członka rady ukraińskiego banku centralnego do niedawna pełniącego funkcję gubernatora obwodu lwowskiego. Do 2009 r. był on właścicielem banku „Ukrhazbank”. Po wybuchu kryzysu bank został znacjonalizowany, jednak Gorbal pozostawał nadal jego mniejszościowym udziałowcem. Po objęciu władzy przez Wiktora Janukowycza, dzięki obsadzaniu kluczowych stanowisk wpływy w „Ukrhazbanku” objął szef administracji prezydenta Siergiej Liewoczkin a latem zeszłego roku kierowana przez Choroszkowskiego SBU zajęła się czołowymi menadżerami banku z czasów Gorbala.
Równolegle nowe kierownictwo banku zażądało spłaty kredytów udzielonych przez „Ukrhazbank” firmom powiązanym z Gorbalowi — w sumie na 1 mld hrywien. Wkrótce potem SBU miało zatrzymać brata Gorbala. Jak pisał kijowski tygodnik „Kommentarii”: „Według jednej z wersji pewni wpływowi członkowie Partii Regionów zadłużyli się u Gorbala i teraz chcą umorzenia długów w zamian za wolność brata.”
Ukraińskie służby specjalne miały być także zamieszane w masowe wymuszanie haraczy od przedsiębiorców dokonujących odpraw celnych towarów. Funkcjonariusze SBU i celnicy szczególnie upodobali sobie porty — a to ze względu na wielką skalę dokonywanych tam odpraw i tym samym odpowiednio wysokie możliwości „zarobku”.
„Funkcjonariusze SBU obwodu odesskiego, których nazwisk nie możemy podać, jako że nie chcieli pokazać dokumentów i przedstawiają się wymyślonymi nazwiskami, żądają zlecanie odpraw celnych konkretnym agencjom celnym, którym trzeba za to płacić nieoficjalne honoraria” – cytują media jedną ze skarg przedsięborców na korupcyjne działania SBU.
Metoda wymuszania haraczu jest przy tym banalnie prosta. Zgłoszony do oclenia towar jest zatrzymywany do „rytunowej kontroli SBU”, która trwa dotąd, dopóki przedsiębiorca nie zleci obsługi celnej powiązanej politycznie agencji celnej i nie zapłaci haraczu, którego wysokość zależy od rodzaju odprawianego towaru. Konieczność korzystania przez celników z „usług” służb specjalnych, wynikać ma z faktu, że o ile celników obowiązują określone terminy dokonania odprawy, o tyle SBU ma pełną swobodę przetrzymywania towaru, co do którego zachodzi podejrzenie przestępstwa.
Ukraińscy dziennikarze opisują przypadek firmy „Mir Snabżenia” z Ługańska, której towary zatrzymano w porcie w Odessie do kontroli. „Po pierwszej kontroli nastąpiła druga, potem kolejna i kolejna. I nawet po szczegółowym przejrzeniu zawartości wszystkich kontenerów towaru nie odprawiono. A potem przyszła propozycja przeprowadzenia procedury celnej za pośrednictwem konkretnej agencji celnej, której trzeba płacić wysokie honorarium na czarno”, opowiada właściciel firmy.
SBU odrzuca oskarżenia tłumacząc, że nie ma żadnych uprawnień w stosunku do procedury celnej. Przyznaje jednak, że w jej jednostkach „stale prowadzone są akcje poświęcone przeciwdziałaniu korupcji w organach celnych i przemytowi towarów”. A kończą się one zazwyczaj tak, jak w przytaczanym przez media przypadku jednej z firm, której towar zatrzymano z powodu „informacji ze źródeł operacyjnych”. Po nagłośnieniu sprawy i po oficjalnych skargach do szefa SBU i prezydenta Ukrainy nadesłanych przez zachodnich właścicieli firmy towar wreszcie oclono. Do sumy należności celnych wynikającej z rzeczywistej wartości towaru dopisano przy tym kwotę wcześniej żądanej łapówki. „I tak wzięli tyle ile chcieli”, komentował później dyrektor firmy.
W wyniku „owocnej współpracy” SBU i celników duże firmy międzynarodowe szerokim łukiem zaczęły omijać ukraińskie porty. Jak oszacowano z powodu korupcji w ubiegłym roku aż 40 proc. ładunków tranzytowych przechodzących do tej pory przez porty ukraińskie odeszło do portów Rumunii, Niemiec, Polski i krajów nadbałtyckich.
Ukraińscy dziennikarze zwracają także uwagę na aktywizację działalności SBU w branży paliwowej, podkreślając „tendencję, zgodnie z którą szczególne zainteresowanie SBU siecią sprzedaży detalicznej paliw płynnych zazwyczaj poprzedza zmianę ich właścicieli”.
W zeszłym roku po działaniach SBU wobec ich właścicieli zostały sprzedane ukraińskie sieci stacji paliw: Ros’-1, UTN-Vostok i Vik Oil. Ta ostatnia należała do donieckiej grupy biznesowej Walitowa-Taktaszewa, dla której niegdyś pracowali i najbogatszy obecnie oligarcha Ukrainy Rinat Achmetow i młodzy syn Wiktora Janukowycza. Pod naciskiem grupy Liowoczkina-Firtasza-Choroszkowskiego sieć została sprzedana rosyjskiej firmie TNK-BP. Transakcji towarzyszyło przeprowadzenie przez SBU rewizji w biurze jednego z menedżerów, w trakcie której zarekwirowano m.in. 2,5 mln dolarów lewej kasy i cały arsenał automatycznej broni strzeleckiej. Jednak jak zauważają media, z chwilą sfinalizowania transakcji cała sprawa rozeszła się po kościach.
SBU miała także uczestniczyć w nieudanej próbie odzyskania w 2010 r. przez ówczesnego ministra do spraw sytuacji nadzwyczajnych Nestora Szufrycza kontroli nad firmą NaftoHazWydobuwanija z 19 odwiertami i prawem do złóż gazu sięgających według szacunków nawet 15 mld m3 – w czasie, gdy Szufrycz zaczął starać się o odzyskanie firmy biura spółki zostały przeszukane przez agentów SBU.
Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl
http://www.obserwatorfinansowy.pl/wp-content/uploads/2013/12/Otwarta-licencja.png