Międzynarodowy Fundusz Walutowy domaga się, by Ukraina zniosła obowiązujące od 2002 roku moratorium na handel gruntami rolnymi. Do parlamentu trafił już projekt stosownej ustawy, sprawą ma zająć się też sąd konstytucyjny. Utrzymania moratorium chcą rolnicy wspierani przez ekonomistów.
W lutym grupa 55 parlamentarzystów głównie z prezydenckiej frakcji Bloku Petra Poroszenki wystąpiła do Sądu Konstytucyjnego z wnioskiem o stwierdzenie niekonstytucyjności moratorium na obrót gruntami rolnymi. Inicjatorem wniosku był deputowany Aleksiej Muszak, który w grudniu zeszłego roku wraz z dwójką innych parlamentarzystów złożył w parlamencie projekt ustawy uwalniającej ukraiński rynek ziemi rolnej.
„Ukraina potrzebuje aktywnego przyciągnięcia inwestycji, a sektor rolny jest rozpatrywany jako jedno z głównych źródeł wpływów do budżetu państwa i budżetów lokalnych. Otwarcie rynku ziemi rolnej zabezpieczy wprowadzenie gruntów rolnych do obrotu, co będzie sprzyjać pełnowartościowej realizacji prawa własności przez właścicieli działek rolnych, pozyskania inwestycji w sektor rolny Ukrainy, podniesienia poziomu materialnego dobrobytu właścicieli działek rolnych, zwiększenia dostępności finansowania produkcji rolnej” – przekonywali w uzasadnieniu projektu ustawy, zgodnie z którym rynek ziemi rolnej miałby zacząć funkcjonować nad Dnieprem już od 1 lipca tego roku.
Zdaniem wiceministra polityki rolnej i żywności Maksyma Martyniuka skasowanie moratorium przez sąd konstytucyjny, które doprowadziłoby do sytuacji, w której obrót ziemią odbywałby się bez jakiejkolwiek kontroli i ograniczeń, byłoby niebezpieczne. „To dość ryzykowny krok, ponieważ gwałtowna zmiana status quo bez jakiegokolwiek okresu przejściowego może spowodować chaos w sektorze rolnym” – przekonywał.
W jego ocenie „główne ryzyko uruchomienia rynku ziemi to szybka koncentracja ziemi, pozbawienie mieszkańców wsi ziemi, jeszcze większa komplikacja tych [negatywnych] procesów na wsi, które mamy teraz”. Jednak jak zapewnia, „nie ma ani jednego ryzyka, którego nie dałoby się zniwelować albo mu zapobiec”.
Dla kogo ta ziemia?
Anatolij Miroszniczenko, wykładowca prawa rolnego wchodzący w skład Wyższej Rady Sprawiedliwości, ukraińskiego odpowiednika Krajowej Rady Sadownictwa, uważa, że zniesienie moratorium nie wpłynie negatywnie na sytuację właścicieli. Uważa, że w początkowym okresie cena działek nie będzie wysoka, ale będzie sukcesywnie rosła. „Tego, że na początku cena będzie niska, nie da się uniknąć. Inna sprawa, że każdy właściciel ziemi będzie mógł sam zdecydować – sprzedawać czy nie po tej cenie”- wyjaśnia.
Według niego agroholdingi nie będą zainteresowane kupnem ziemi ze względu na znaczne rozdrobnienie gruntów rolnych – większość działek to dziś od 2 do 4 ha. Jednak obecnie to właśnie dzierżawa małych działek jest podstawą działania kilkunastu tysięcy ukraińskich firm rolnych, które potrafią zgromadzić w ten sposób nawet kilka tysięcy hektarów gruntów rolnych.
Przewodniczący komitetu przedsiębiorców sektora rolno-spożywczego ukraińskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Ołeh Juchnowskyj zwraca tymczasem uwagę na brak sensownego uzasadnienia dla decyzji o zniesieniu moratorium, które w żaden sposób nie przeszkadza prowadzeniu działalności rolniczej.
„Jeśli chodzi o prawie 10 mln hektarów ziemi państwowej, to przede wszystkim należałoby wyjaśnić, w jakim celu taki łakomy kąsek wystawiany jest na sprzedaż. Dla kolejnej transzy kredytu MFW czy dla gospodarczych interesów państw i społeczeństwa? Do kogo trafią państwowe grunty?” – komentował.
W jego ocenie rząd nie ma podstaw ani merytorycznych, ani prawnych do zobowiązywania się do zniesienia moratorium, a w sytuacji, w jakiej znajduje się Ukraina, żadne firmy zagraniczne ani obcokrajowcy nie wejdą na ukraiński rynek ziemi (zresztą nawet forsujący zniesienie moratorium politycy nie ukrywają, że chcą zamknięcia rynku dla podmiotów zagranicznych). To z kolei ogranicza krąg nabywców wyłącznie do ludzi związanych z rządzącą ekipą i zebranych przez nich w drodze korupcji nielegalnych majątków, które będzie można zalegalizować, przepuszczając przez rynek ziemi.
„Dla nich ziemia to podstawowa inwestycja, bo z czasem będzie tylko drożała. To możliwość legalizowania swojego „szarego” kapitału tutaj na Ukrainie zamiast ukrywania go w rajach podatkowych przed bacznym okiem zachodnich służb specjalnych” – komentował Juchnowskyj.
Jak ujawniły media, lidera grupy parlamentarzystów domagającej się niezwłocznego zniesienia moratorium Aleksieja Muszaka łączą więzy rodzinne z Andriejem Wieriewskim, byłym parlamentarzystą Partii Regionów z czasów Wiktora Janukowycza i zarazem właścicielem jednego z największych ukraińskich agroholdingów – notowanego na warszawskiej giełdzie Kernel Holding.
Farmer ziemi nie kupi
Zniesienie moratorium może przyczynić się do likwidacji tysięcy obecnie działających firm rolnych. Korzystają one z ziemi dzierżawionej od właścicieli, jednak jak ostrzegają eksperci, farmerów po uwolnieniu rynku nie będzie stać na zakup i po prostu mogą stracić uprawianą dziś ziemię na rzecz konkurentów – agroholdingów obracających setkami milionów dolarów.
Ukraińscy farmerzy mają mizerne perspektywy zakupu ziemi rolnej, bo w przeciwieństwie do wąskiego kręgu ludzi władzy nie będzie ich na nią stać. W dodatku ich możliwości ekonomiczne z miesiąca na miesiąc stają się coraz mniejsze.
Konieczność jednorazowego wyłożenia kilku tysięcy dolarów za hektar ziemi przy areale kilkuset czy kilku tysięcy hektarów (dzierżawionych dziś za ułamek tej kwoty płacony corocznie w formie czynszu) to wydatek rzędu kilku milionów dolarów. Na to nie stać dziś byłoby nawet rolników z Unii Europejskiej wspieranych systemem dotacji.
Na żądanie Międzynarodowego Funduszu Walutowego Ukraina w zeszłym roku skasowała przywileje podatkowe dla farmerów. W zamian mieli oni uzyskać prawo do zwrotu VAT. W efekcie podatki płacą na zasadach ogólnych, a zwrotu VAT się nie doczekali.
Jak poinformowała deputowana ukraińskiego parlamentu Tetiana Ostriakowa, w budżecie państwa na zwrot VAT przewidziano 4 mld hrywien, jednak rząd nie przyjmuje niezbędnych do wypłat aktów wykonawczych. Równocześnie wprowadził także niekorzystne dla rolników zasady obliczania dotacji, które sprawiają, że mogą ich w ogóle nie otrzymać w pierwszym półroczu, czyli w czasie zwiększonych wydatków na siew, środki chemiczne i prace polowe, natomiast w drugiej połowie roku mogą dostać tylko część przysługujących im pieniędzy.
Tymczasem jak przekonują w analizie opublikowanej przez tygodnik Dzerkało Tyżnia Witalij Nelep i Mychajło Sawłuk, profesorowie ekonomii z Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Ekonomicznego, rynek ziemi na Ukrainie istnieje w rzeczywistości od dawna i działa w formie dobrze odpowiadającej sytuacji ekonomicznej i stanowi struktur państwowych naszego wschodniego sąsiada. Jego „uwalnianie” byłoby wiec nie tylko niepotrzebne, ale wręcz szkodliwe.
„Ziemia rolna jest przedmiotem relacji rynkowych w ich prostszej formie – dzierżawie, a jej gospodarcze wykorzystanie doświadcza pozytywnego oddziaływania rynku. Walczyć należy nie z moratorium, ale z czynnikami, które do niego doprowadziły. Poza gospodarstwami rolnymi na Ukrainie nagromadzono takie ilości kapitału z szarej strefy i korupcji, że kiedy po zniesieniu moratorium wyleje się on na rynek ziemi, ukształtuje jej cenę na poziomie nieosiągalnym dla zdecydowanej większości wynędzniałych rolników (choć może być znacząco niższy od realnej wartości ukraińskich czarnoziemów). W takich warunkach mieszkańcy wsi, szczególnie starsi, będą chętnie sprzedawać swoje udziały, ale młode pokolenie rolników nie będzie w stanie ich kupić. Te ziemie znajdą się potem w rękach oligarchów, którzy będą zwiększać swoje latyfundia. Jednorazowe wypuszczenie na rynek po zniesieniu moratorium wielkiej ilości nadziałów rolnych obniży również ceny” – oceniają profesorowie Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Ekonomicznego.
Rolnicy mówią „nie”
Pod koniec marca w Kijowie odbył się Zjazd Rolny, na którym przedstawiciele środowisk rolniczych zapowiedzieli ogólnokrajową akcję przeciwko handlowi ziemią rolną.
„Niestety wszystko to przypomina sytuację z kuponową prywatyzacją przemysłu w latach 90. XXwieku, kiedy były ładne hasła: >>Dzięki prywatyzacji przedsiębiorstw każdy Ukrainiec stanie się bogaty<<. W rzeczywistości otrzymaliśmy zbiedniały naród i niewielką grupę oligarchów, którzy stali się bardzo bogaci” – komentował ekonomista Witalij Skocik.
Autorzy projektu ustawy uwalniającej rynek ziemi przekonują, że na Ukrainie od czasu wprowadzenia moratorium „praktycznie w pełni wprowadzono w życie system państwowego katastru i rejestracji praw rzeczowych na nieruchomościach, co w połączeniu z innymi czynnikami pozwala mówić o istnieniu niezbędnych warunków technicznych dla otwarcia rynku ziemi rolnej”. Przeciwnicy przedstawiają jednak konkretne dane mówiące co innego.
„Jeśli w dzisiejszych warunkach uruchomi się sprzedaż ziemi, jak planują władze, zacznie się chaos. W 61 rejonach (odpowiednik polskich powiatów – przyp. autora) rejestry katastralne zawierają więcej ziemi niż jest jej tam faktycznie. Kilka osób równocześnie jest wskazanych jako wyłączni właściciele jednej i tej samej działki” – komentował ekonomista Witalij Skocik.
Żeby przekonać się o jakości ukraińskich rejestrów, wystarczy zajrzeć na oficjalną mapę katastralną map.land.gov.ua , gdzie można dziś znaleźć np. działki rolne po prostu utopione w morzu.
Również z ochroną praw własności, szczególnie w sektorze rolnym, nie jest nad Dnieprem dobrze, o czym świadczy zeszłoroczna fala protestów przeciwko zagarnianiu farm w drodze fałszerstw dokonywanych w państwowym rejestrze.
„Trzeba rozwiązać wiele problemów, a potem mówić o pewnych mechanizmach rynku ziemi. Mieszkańcy wsi nie wiedzą, jak prawidłowo zawrzeć umowę dzierżawy, na jakich warunkach. Większość ludzi, którzy wydzierżawiają grunty, nie ma nawet wizualnego kontaktu z ziemią, i tylko pewna część wie, gdzie konkretnie znajduje się ich działka i jak nią można rozporządzać. Jeśli ziemię wystawić na sprzedaż, to u rodzimych producentów po prostu nie ma na to środków, a wzięcie kredytu jest nierealne – komentował Witalij Dankiewicz, naukowiec z Narodowego Uniwersytetu Agroekologicznego w Żytomierzu.
Jak wynika z przedstawionych przez niego badań socjologicznych przeprowadzonych na terenie ukraińskiego Polesia 62 proc. mieszkańców wsi, którzy chcieliby ziemię kupić nie ma pozwalających na to funduszy.
Wobec planów Kijowa narasta sprzeciw w regionach. Samorządy lokalne podejmują uchwały sprzeciwiające się zniesieniu moratorium, widząc w nim zagrożenie dla sytuacji mieszkańców wsi.
Rada obwodu chersońskiego – jednego z największych rolniczych regionów Ukrainy – na początku marca zwróciła się do prezydenta i rządu z żądaniem utrzymania moratorium na handel ziemią rolną.
„Oczywiste, że w warunkach braku ochrony własności i inwestycji, a także ostrego deficytu środków finansowych nawet w formie kredytów, jedyne, do czego doprowadzi prawo do sprzedaży ziemi, to skupowanie działek przez wielkie agrohodingi i korporacje. Już teraz dziesięć największych agroholdingów dysponuje (na podstawie własności lub dzierżawy) milionami hektarów i wywiera nacisk na małe firmy rolne i rodzinne farmy, by te rezygnowały na ich rzecz ze swojej ziemi. Skasowanie od 1 stycznia 2017 r. specjalnego reżimu opodatkowania dla producentów rolnych doprowadziło do jeszcze większego upadku i deficytu środków w gospodarstwach farmerskich” – przekonują deputowani.
Ich zdaniem w tej sytuacji uwolnienie rynku ziemi zakończy się tym, że nie mogący sprostać presji gigantów rolnych rolnicy będą musieli sprzedać im swoją ziemię. Skończy się to w konsekwencji likwidacją budowanego na wsi od podstaw przyczółka ukraińskiej klasy średniej.
„To doprowadzi do ostatecznego zniszczenia małych przedsiębiorstw rolnych i farm rodzinnych, jakie na całym cywilizowanym świecie są podstawą gospodarki rolnej, masowego wzrostu bezrobocia i nasilenia się emigracji” – konstatują.
UE bez wolnej amerykanki
W wielu państwach UE obowiązują dziś drastyczne ograniczenia obrotu ziemią rolną.
W Polsce od 1 maja zeszłego roku osoba, która jest właścicielem gruntu rolnego o powierzchni 3 tys. mkw. i większej, może go sprzedać wyłącznie rolnikowi indywidualnemu, która ma nie więcej niż 300 hektarów ziemi rolnej, wykaże posiadanie odpowiednich kwalifikacji i w dodatku od pięciu lat osobiście prowadzi gospodarstwo rolne. Nabywca musi także mieszkać na terenie gminy, w której posiada co najmniej jedną działkę rolną.
Przyjęta w zeszłym roku ustawa wprowadziła też moratorium na obrót ziemią rolną. Z jednej strony zakazała na piec lat sprzedaży gruntów rolnych wchodzących w skład zasobu Agencji Nieruchomości Rolnych. Z drugiej wprowadziła zasadę, zgodnie z którą nabywca ziemi rolnej przez 10 lat od daty kupna nie będzie mógł jej odsprzedać bez zgody sądu. Kupić ziemię przed upływem 10 lat będą mogły od niego wyłącznie osoby bliskie, będzie mogła ona zostać także odziedziczona. W razie naruszenia zakazu transakcja zostanie unieważniona, a ziemię przejmie ANR, wypłacając równowartość pieniężną.
W Niemczech na zakup ziemi rolnej trzeba uzyskać zezwolenie lokalnej administracji, a preferowani są rolnicy utrzymujący się z pracy na roli. Do nabycia ziemi rolnej we Francji niezbędna jest zgoda administracji i wykazanie się dyplomem szkoły rolniczej bądź pięcioletnim okresem pracy na roli. Na Litwie osoba fizyczna musi wykazać się posiadaniem kwalifikacji rolniczych, a osoba prawna i podmioty od niej zależne nie mogą posiadać więcej niż 500 ha gruntów (z czego nie więcej niż 300 ha gruntów mogą nabyć od państwa). Na nabycie gruntu o powierzchni przekraczającej 10 ha niezbędna jest zgoda administracji. W Rumunii sprzedaż gruntów rolnych możliwa jest za pośrednictwem administracji, która podaje do wiadomości publicznej zgłaszane przez właścicieli oferty i zatwierdza nabywcę. W przypadku gruntów poniżej 30 ha zatwierdzenie odbywa się na poziomie lokalnym, w przypadku większych – w ministerstwie rolnictwa.