Po zeszłorocznym fiasku ukraiński rząd zapowiada na 2016 rok wielką wyprzedaż największych firm państwowych. Zdaniem krytyków zamiast przyczynić się do zreformowania nieefektywnego systemu gospodarczego prywatyzacja zamieni Ukrainę w oligarchiczny skansen.
Zaplanowana na 2015 r. wielka prywatyzacja zakończyła się klapą – z oferowanych kilkuset firm udało się sprzedać jedynie kilka, a łączne wpływy z tego tytułu zamiast zapowiadanych miliardów wyniosły zaledwie 200 mln euro. Tymczasem na sprzedaż państwowego majątku nalega Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
– Prywatyzacja pozostaje jednym ze strukturalnych wymogów programu rozszerzonego finansowania dla Ukrainy – poinformowała minister finansów Natalia Jaresko podczas styczniowego Światowego Forum Gospodarczego w Davos.
Według przeprowadzonego w sierpniu 2015 roku przez grupę socjologiczną Rating sondażu niemal połowa Ukraińców uważa, że firm państwowych nie wolno prywatyzować. Tylko 1 proc. opowiedziało się za pełną sprzedażą przedsiębiorstw państwowych, 30 proc. uważa, że należy sprzedać tylko niewielką część, a 12 proc. opowiada się za sprzedażą większości majątku państwowego.
Już nie strategiczne
Ministerstwo gospodarki oszacowało, że by zadowolić MFW, w tym roku sprzedać trzeba będzie co najmniej 25 wielkich ukraińskich firm państwowych.
Z pakietu niezrealizowanych projektów prywatyzacyjnych za 2015 r. pozostało do sprzedaży m.in. 99,5 proc. akcji jednego z flagowych przedsiębiorstw ukraińskiej branży chemicznej – Odeskiego Zakładu Przyportowego, 78 proc. państwowego giganta energetycznego Centrenergo, większościowe udziały w regionalnych koncernach energetycznych: po 70 proc. Nikołajewobłenergo i Chmielnickobłenergo, 65 proc. akcji Charkówobłenergo, 60 proc. Zaporożeobłenergo, 50 proc. Tarnopolobłenergo, a także 99,9 proc. akcji koncernu chemicznego Sumychimprom.
Pod koniec lutego zarządzający przeznaczonymi do prywatyzacji firmami Fundusz Majątku Państwowego Ukrainy (FDMU) poinformował o przygotowaniu projektu ustawy, zgodnie z którą z listy przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym niepodlegających sprzedaży wykreślone mają zostać kolejne 44 firmy. Znalazły się wśród nich m.in. Czerkaskie Zakłady Budowy Narzędzi, fabryka Bolszewik, Odeskie Linie Lotnicze, Instytut Naukowo-Badawczy Helij, Lwowskie Specjalne Biuro Projektowe Topaz, Ukraińska Żegluga Dunajska, Azowska Stocznia Remontowa w Mariupolu oraz zakłady spirytusowe w Odessie i Charkowie.
Pierwszym przedsiębiorstwem państwowym, jakie ma zostać sprzedane w 2016 roku, jest gigant branży chemicznej – Odeski Zakład Przyportowy, drugi co do wielkości ukraiński producent amoniaku i mocznika oraz trzeci nawozów azotowych. FDMU rozpocznie konkurs prywatyzacyjny 30 czerwca, a sam proces sprzedaży firmy ma się zakończyć w połowie sierpnia. Jak ogłosiło w oficjalnym komunikacie kierownictwo firmy, prywatyzacja ma się odbyć w drodze „konkursu sprzedaży pakietu akcji z jawnym propozycjami ceny na zasadach aukcji i wskazania przez komisję konkursową zwycięzcy”.
– Jest niezbędne, żeby parlament przegłosował ustawy, które pozwolą prowadzić przejrzystą i uczciwa prywatyzację. To jeszcze jedna droga do przyciągania inwestycji zagranicznych. Nazwałbym to główną drogą – oświadczył pod koniec stycznia ukraiński premier Arsenij Jaceniuk.
16 lutego ukraiński parlament przyjął ustawę, która zezwala na prywatyzację strategicznych firm państwowych. By zachęcić deputowanych do głosowania za nią, zawarto w niej zapisy, które mają w założeniu mają nie dopuścić, by zostały one kupione przez biznes rosyjski. Zgodnie z przyjętym dokumentem do procesów prywatyzacji nie będą dopuszczone w charakterze nabywcy ani końcowego beneficjenta osoby prawne lub powiązane z nimi podmioty zarejestrowane w państwach uznanych przez parlament Ukrainy za państwo-agresora lub w stosunku do których wprowadzono sankcje ani osoby prawne, których dowolnym pakietem akcji włada rezydent państwa-agresora. Wykazać swoje prawo do zakupu będą musieli potencjalni nabywcy.
Zdaniem Ołeksandra Riabczenki, byłego szefa FDMU, zapisy te niczego jednak tak naprawdę nie gwarantują.
– To bardziej posunięcie marketingowe niż realne. W ciągu trzech lat od momentu sprzedaży FDMU może wpływać na to, kto będzie właścicielem, ale kiedy nabywca wykona wszystkie swoje zobowiązania inwestycyjne, co zazwyczaj zajmuje trzy lata, to potem może on sprzedać przedsiębiorstwo, komu zechce. I to może być firma z dowolnego kraju. U nas są przypadki, kiedy sprzedaż się odbyła i przychodziły takie firmy, jakie na początku nie miały prawa kupić zakładu – przypominał w wywiadzie dla kijowskiej stacji radiowej Hołos Stolycy.
Rodowe srebra pod młotek
Rząd zachwala prywatyzację, upatrując w niej panaceum na ukraiński kryzys, jednak nad Dnieprem wywołuje ona głównie krytyczne opinie. FDMU przychody z prywatyzacji w 2016 r. oszacował na 30 mld hrywien, co pod koniec lutego dawało nieco ponad 1 mld dol., podczas gdy wartość jednego tylko Odeskiego Zakładu Przyportowego to zależnie od wyceny od 600 mln do kilku miliardów dolarów.
Micheil Saakaszwili, były prezydent Gruzji, a obecnie gubernator obwodu odeskiego, który buduje w Ukrainie własną partię Ruch dla Oczyszczenia, przestrzega, że planowana przez rząd prywatyzacja ma wielkie szanse zamienić się w przejęcie za bezcen przez oligarchów najcenniejszych „rodowych sreber” ukraińskiej gospodarki, jakie dorobiło się już swojej nazwy prychwatyzacja utworzonej ze złożenia słów prywatyzacja i prychwatyty, czyli schwycić.
– Boję się najbliższych sześciu miesięcy. Dlaczego Jaceniuka zostawili? (na stanowisku premiera – red.) Oligarchowie zostawili go na kolejnych sześć miesięcy dlatego, że teraz rozstrzyga się sprawa prywatyzacji, którą oni chcą zamienić w rozdrapywanie majątku państwowego. Już teraz do rad nadzorczych firm państwowych oligarchowie wstawiają swoich ludzi, żeby ułatwić sobie ich przejęcie. On został i te dogadywanki oligarchów były tylko po to, żeby rozdrapać państwowe przedsiębiorstwa – oświadczył, występując 26 lutego 2016 r. w politycznym talk-show „Szuster Liveˮ, komentując wyniki lutowego głosowania w sprawie wotum nieufności dla rządu, w którym, jak się uważa w Kijowie, nie doszło do odwołania rządu mimo totalnej krytyki tylko dzięki zmowie oligarchów.
Artem Sytnik, szef Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy, nowo utworzonej struktury do walki z korupcją, na początku lutego poinformował o trwającym na masową skalę wyprowadzaniu środków z przeznaczonych do prywatyzacji firm państwowych, wskazując jednocześnie cel tych działań – to, oprócz doraźnego wzbogacenia się ich kosztem, doprowadzenie tych firm na krawędź bankructwa i radykalnie obniżenie ich ceny, tak by mogły zostać przejęte przez oligarchów za ułamek wartości.
– Dlaczego teraz zwracamy dużą uwagę na korupcję w przedsiębiorstwach państwowych? Z powodu prywatyzacji. Teraz realizowane jest wyprowadzanie państwowych środków przez firmy z rajów podatkowych i fikcyjne przedsiębiorstwa, powodujące zmniejszenie wartości firm państwowych z celem ich dalszej prywatyzacji – oświadczył Sytnik, zapowiadając, że po zakończeniu prywatyzacji niezbędne będzie przeprowadzenie rewizji finansowej sprzedanych przedsiębiorstw państwowych.
Stagnacja zamiast rozwoju
Według Andrija Pawłowskiego, ministra pracy w opozycyjnym gabinecie cieni z czasów Janukowycza, udział państwa w strukturze własnościowej jest w Ukrainie jednym z najniższych spośród krajów Europy i wynosi obecnie 10 proc., podczas gdy we Francji 33 proc., a w Niemczech 30 proc. Jednocześnie, jak zauważa Pawłowski, według badań Narodowej Akademii Nauk Ukrainy zaledwie 5 proc. przebadanych firm państwowych, które zmieniły właściciela na prywatnego, zwiekszyło zatrudnienie i wykazało się lepszą efektywnością niż pod państwowym zarządem. Prywatyzacja w wydaniu ukraińskim nie przynosi więc praktycznie pozytywnych efektów, a jedynie pozbawia państwo zysków, przekierowując je do kieszeni uprzywilejowanych.
– Najstraszniejsze w rozpoczętej przez obecną władzę prywatyzacji jest nawet nie to, że w obecnych warunkach mające się dobrze strategiczne i monopolistyczne firmy zostaną sprzedane za kopiejki, lecz to, że wzmocni to ekonomiczną siłę starych i nowych ukraińskich oligarchów i ich wpływ na władzę. W rezultacie konserwacja panującego dziś w Ukrainie oligarchicznego systemu społeczno-politycznego i w konsekwencji ostateczne pozbawienie naszego kraju jakichkolwiek perspektyw stopniowego rozwoju, skazanie jej na rolę surowcowej przybudówki rozwiniętych państw – ocenia w analizie dla portalu Hvylya Władimir Larcew, były doradca szefa FDMU i autor wielu monografii poświęconych ukraińskiej prywatyzacji.
Jego zdaniem o ile można oczekiwać, że prywatyzacja Odeskiego Zakładu Przyportowego, na który znajdą się chętni także na Zachodzie, będzie przebiegać w miarę poprawnie, o tyle rzucenie na rynek w krótkim czasie kilkudziesięciu pozostałych firm państwowych (w tym sześciu koncernów energetycznych i 13 portów morskich) ma pozwolić na ich przejęcie przez oligarchów.
– Jednoczesne rzucenie na prywatyzację jak można największej liczby obiektów z jednej strony zmyli opinię publiczną, media i organy praworządności w kwestii reagowania i kontroli nad przebiegiem przetargów i nieuniknionymi nadużyciami przy sprzedaży firm państwowych. Z drugiej strony pozwoli kierownictwu państwa i FDMU efektywniej otrzymać swoją korupcyjną „komisję”. Właśnie to tłumaczy najnowszą propozycję FDMU wykluczenia z listy niedopuszczonych do prywatyzacji obiektów jeszcze 44 przedsiębiorstw. W warunkach wojennej agresji Rosji, rozpasanej korupcji i trwającego trzeci rok spadku gospodarki one mogą zostać kupione tylko przez naszych oligarchów – komentuje Larcew.