Ukraina przegrywa w walce z korupcją

1090

Dymisje ministra gospodarki oraz walczącego z wszechobecną korupcją wiceszefa prokuratury generalnej pokazały realny stan reform. Cierpliwość Zachodu się wyczerpuje i Ukraina może utracić utrzymującą ją dziś przy życiu kroplówkę makroekonomicznego wsparcia z zagranicy.

3 lutego 2016 r. do dymisji podał się uważany za jeden z filarów prozachodniego desantu reformatorów (nad Dnieprem zwanego ekipą Waregów) – minister gospodarki z litewskimi korzeniami Ajwaras Abromavicius.

– Przyczyną mojej decyzji jest ostra aktywizacja blokowania jakichkolwiek systemowych i ważnych reform w naszym kraju. To już nie po prostu brak poparcia i woli politycznej. To przeciwdziałanie skierowane na to, żeby paraliżować naszą reformatorską robotę. Ja i mój zespół nie mamy ochoty być parawanem dla otwartej korupcji czy kontrolowanymi marionetkami dla tych, którzy chcą w stylu starej władzy ustanowić kontrolę nad państwowymi pieniędzmi. Ja nie chcę jeździć do Davos, spotykać się z zagranicznymi inwestorami i partnerami i opowiadać im o naszych sukcesach w tym samym czasie, kiedy za moimi plecami załatwia się jakieś interesy poszczególnych ludzi. Ci ludzie mają nazwiska. I jedno z nich chcę wskazać. To Ihor Kononenko – oświadczył Abromavicius, faktycznie oskarżając o korupcję biznesowego partnera i najbliższego współpracownika prezydenta-oligarchy Petra Poroszenki.

A na Ukrainie rozgorzał prawdziwy skandal polityczny.

Jakby tego było mało, w połowie lutego do dymisji podał się uważany za człowieka Zachodu zastępca prokuratora generalnego Ukrainy Witalij Kasko. Miał dosyć pracy w bezpośrednio kontrolowanej przez prezydenta Poroszenkę strukturze, którą powszechnie wskazuje się jako główną ostoję ukraińskiej korupcji (mówił o tym m.in. Geoffrey Pyatt, amerykański ambasador na Ukrainie, podczas zeszłorocznego forum antykorupcyjnego w Odessie). Kasko był obrońcą w procesach uczestników Euromajdanu, jest ekspertem Rady Europy, a w prokuraturze generalnej odpowiadał za współpracę międzynarodową i w związku z tym za poszukiwania ukrytych za granicą majątków pochodzących z przestępstw.

– Generalna Prokuratura Ukrainy stała się po pierwsze hamulcem systemu odpowiedzialności karnej, po drugie rozsadnikiem korupcji, po trzecie instrumentem politycznego nacisku i po czwarte jedną z kluczowych przeszkód w napływie do Ukrainy inwestycji zagranicznych – oświadczył Kasko, stwierdzając, że prokuratura generalna „prowadzi i toleruje totalne bezprawie” „skorumpowanych polityków, sprzedajnych stróżów prawa i kleptokratów, którzy się zjednoczyli i stali się jedynym centrum podejmowania decyzji w państwie”.

Zdaniem Ołeha Machnyckiego, byłego prokuratora generalnego, dymisja Witalija Kasko kończy etap usuwania z kluczowych stanowisk w prokuraturze przedstawicieli obozu reform i oznacza powrót do status quo z czasów Janukowycza.

Zachód mówi stop

Na decyzję Abromaviciusa błyskawicznie zareagował Zachód. Ambasadorowie Szwecji, USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Niemiec, Włoch, Francji, Litwy i Szwajcarii wydali wspólne oświadczenie, w którym wezwali, by „ukraińscy liderzy na zawsze zostawili w przeszłości prywatne interesy, które hamowały rozwój kraju na przestrzeni dziesięcioleci i aktywizowali przeprowadzenie niezbędnych reform”.

Komentując na gorąco dymisję Abromaviciusa, Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, faktycznie zagroziła Ukrainie wstrzymaniem pomocy makroekonomicznej w związku z wszechobecną korupcją na szczytach władzy.

– Decyzja Abromaviciusa o rezygnacji ze stanowiska wywołuje niepokój. Jeśli wyrażone w oświadczeniu o odejściu ze stanowiska podejrzenia są prawdziwe, to jest to jawna oznaka tego, że przyjęte przez rząd zobowiązania walki z korupcją nie są wykonywane – oświadczyła Lagarde podczas konferencji prasowej w Waszyngtonie. – Działania w walce z korupcją powinny być zdecydowane i twarde, bo ukraińska władza odpowiada nie tylko przed ukraińskim narodem, lecz także przed społecznością międzynarodową – zastrzegła.

Jak podają źródła ukraińskie, o tym, że to właśnie niedostateczne rezultaty reform stoją za wstrzymaniem przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy wypłaty kolejnej transzy pomocy makroekonomicznej dla Ukrainy oraz przedłużania przez rząd USA procesu udzielenia gwarancji kredytowych w wysokości 1 mld dol., poinformował pod koniec lutego w wystapieniu przed Izbą Reprezentantów sekretarz stanu John Kerry.

Również Jan Tombiński, przedstawiciel Unii Europejskiej w Kijowie, nie pozostawia cienia wątpliwości, że imitacja reform w wykonaniu ekipy Petra Poroszenki nie uszła uwadze zachodnich donorów Ukrainy. Tombiński ostro skomentował blokowanie przez ekipę Poroszenki rozpoczęcia działalności Narodowej Agencji do spraw Przeciwdziałania Korupcji (NAPK), która miała zacząć funkcjonować do końca 2015 r.

– Nie mogę zrozumieć, dlaczego agencji nie powołano. To kwestia woli politycznej. Nie ma przeszkód natury technicznej, które nie dawałyby możliwości, by to zrobić. Jak pokonać korupcję? To kwestia woli politycznej. Tutaj obraz jest taki sam jak z tą agencją: ona nie może pracować, dlatego że ktoś nie jest zainteresowany, żeby pracowała – oświadczył.

NAPK ma za zadanie sprawdzanie deklaracji majątkowych składanych przez osoby pełniące funkcje publiczne.

Co (nie) jest korupcją?

Pod wpływem krytyki parlament ostatecznie przyjął ustawę o zapobieganiu korupcji regulującą zasady działania NAPK, a ukraiński rząd wydał rozporządzenie powołujące agencję, jednak jeszcze przez długi czas będzie ona istnieć wyłącznie na papierze. Pawło Petrenko, minister sprawiedliwości, przyznał, że zanim zacznie ona działać, konieczne będzie przeprowadzenie konkursu, który wyłoni jej członków, jednak nie powołano jeszcze nawet komisji konkursowej, która ma tego dokonać. Skorumpowani urzędnicy i politycy mogą więc jeszcze długo spać spokojnie.

Dzięki wniesionej przez deputowanego prezydenckiej frakcji Wadima Denysenkę poprawce NAPK nie będzie miała w zasadzie ani czego, ani po co sprawdzać. Poprawka przewiduje odroczenie do 2017 r. odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych oświadczeń majątkowych. Na dodatek znacząco ułatwia ona ukrywanie dochodów pochodzących z korupcji – deklarowaniu podlegają tylko te nieruchomości, które zostały nabyte po uruchomieniu nowego systemu deklarowania majątku, oraz zobowiązania finansowe polityków i urzędników przekraczające 150-krotność płacy minimalnej. Kwotę jednostkowych wydatków podlegających deklarowaniu podniesiono z równowartości 20 do 100 płac minimalnych, a kwoty pojawiające się na rachunkach bankowych trzeba będzie wykazać, gdy przekroczą one 100-krotność (pierwotnie 50-krotność) płacy minimalnej. Wprowadzono też zapis głoszący, że nie podlegają deklarowaniu te składniki majątku, które są źródłem dochodu. W efekcie np. wynajmujący 10 mieszkań i czerpiący z nich w ten sposób dochody urzędnik nie będzie musiał wpisywać ich do deklaracji majątkowej.

Dziennikarzom antykorupcyjnego projektu śledczego Naszi Hroszi udało się wykryć w ukraińskim parlamencie 54 deputowanych, którzy wbrew prawu ukrywają majątek. Najwięcej z nich zasiada w prezydenckim Bloku Petra Poroszenki (16 osób), na kolejnych miejscach są Front Ludowy premiera Arsenija Jaceniuka (9 osób) i wywodzące się z Partii Regionów: Opozycyjny Blok i Wola Ludu (po 6 osób), w pozostałych frakcjach parlamentarnych jest po kilku deputowanych ukrywających biznesy.

18 firm, jakie udało się wykryć dziennikarzom Naszi Hroszi, działa w sektorze rolno-spożywczym, 15 w sferze budownictwa i nieruchomości, 11 zajmuje się handlem, 10 usługami prawnymi, a sześć działa w branży reklamowej. Parlamentarzyści z listy opublikowanej przez Naszi Hroszi to w większości jedynie płotki. Nie uwzględnia ona bowiem tych, którzy swoje aktywa ukrywają za granicą i w rajach podatkowych, a właśnie one są ulubionym miejscem lokowania biznesów przez ukraińskich polityków z pierwszej ligi.

Prezydent nie chce podsłuchiwania

Nawet gdy agencja rozpocznie już pracę, nie będzie miała łatwo. W odpowiedzi na ujawnienie afery z jego najbliższym współpracownikiem Ihorem Kononenką, Petro Poroszenko zawetował ustawę, która dawała prawo do podsłuchiwania osób podejrzewanych o korupcję. W zasadzie w tej sytuacji nielegalny proceder można będzie udowodnić, tylko jeśli skorumpowany sam się przyzna albo nieopatrznie ujawni dowody swojej niezgodnej z prawem działalności.

W czerwcu 2015 r. Poroszenko zawetował też inną ustawę, która dawała obywatelom i organizacjom pozatrządowym prawo występowania do sądu z oskarżeniami o korupcję.

– Uprawnienia, jakie przyznaje ustawa, niosą za sobą ryzyko naruszenia konstytucji i ustaw, pogorszenie sytuacji z respektowaniem praw i wolności człowieka, stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, czym niwelują potencjalny pozytywny skutek jej przyjęcia – argumentował.

My kradniemy, wy płaćcie

– W odpowiedzi na niechęć skorumowanej ekipy rządzącej do realnych zmian i modernizacji kraju Zachód rozszerza „elementy zewnętrznego kierowania”, a zadanie to wykonują ambasadorowie państw G7 – uważa Bohdan Jaremenko, szef kijowskiego think-tanku Majdan Spraw Zagranicznych. Podkreśla, że wbrew zapewnieniom władz reformy w Ukrainie nawet się jeszcze nie zaczęły.

– W tej sytuacji Zachód będzie stawiał twardsze warunki realizacji projektów wsparcia, finansowania, kredytowania, będzie ustanowiona ostrzejsza kontrola, a nie po prostu zainteresowanie, czy coś zrobiono, czy nie. Kontrola każdego kroku ludzi, którzy się tym zajmują. Równocześnie będą rozszerzane elementy zewnętrznego zarządzania. To już się zaczęło dziać – ocenia Jaremenko.

Według niego zadania koordynacji i nadzoru nad ukraińskim rządem, jakie dziś wypełniają ambasadorowie państw zachodnich, w bliskiej przyszłości może przejąć stworzona przez Zachód mniej lub bardziej sformalizowana struktura, która będzie rozwiązywać problemy sektorowe.

– To i dobrze, i źle. Dobrze, bo ten nacisk może zmusić ukraińską władzę, by zaczęła się zmieniać. Źle, bo nie zawsze interesy Zachodu mogą zbiegać się z interesami Ukrainy – mówi Jaremenko.

Równie pesymistyczny w swoich ocenach ukraińskich reform i szans na ich realne przeprowadzenie jest były wicepremier Ołeh Rybaczuk, który w 2005 r. odpowiadał za eurointegrację Ukrainy. Jak zauważa, z jednej strony Ukraina nie ma szans na zwalczenie korupcji w najbliższym czasie, z drugiej taki typ państwa, jaki obecnie funkcjonuje nad Dnieprem, na dłuższą metę nie ma szans na istnienie.

– Zamiana ministrów niczego nie da. Na miejsce odsuniętych oligarchów przyjdą inni. W Europie po takim wystąpieniu ministra (jak Abromaviciusa – przyp. red.) można byłoby oczekiwać szeregu dymisji i strasznego skandalu. Jednak ja nie widzę prób ze strony prezydenta, nie mówiąc już o rządzie, żeby zmienić ten system. Nie widzę zagrożenia dla korupcyjnego systemu zarządzania, który istnieje na Ukrainie już od ponad 20 lat – cytuje Rybaczuka ukraiński serwis Obozriewatiel.