Chociaż wydawało się, że ukraińska gospodarka po latach problemów wreszcie przyspiesza, pod koniec 2019 r. wyraźnie spowolniła i kontynuuje negatywny trend. Mimo optymizmu władz zeszłoroczny wzrost był niższy niż w 2018 r.
Jeszcze jesienią 2019 r. nad Dnieprem panował optymizm – Państwowa Służba Statystyki Ukrainy Ukrstat informowała o niemal 21 proc. wzroście rdr w budownictwie w III kwartale i prawie 15 proc. w rolnictwie i rekordowym wzroście PKB, a Bank Światowy skorygował swoją prognozę i przewidywał, że PKB Ukrainy wzrośnie w 2019 r. o 3,6 proc.
W lutym 2020 r. Państwowa Służba Statystyki Ukrainy opublikowała wstępne wyniki. Realny PKB w 2019 roku, w stosunku rdr, wzrósł w I kwartale 2019 r. o 2,5 proc., w II kwartale 2019 r. o 3,6 proc., w III kwartale 2019 r. o 4,6 proc. a po chwilowym ożywieniu w IV kwartale 2019 r. gospodarka niemal stanęła w miejscu – wzrost wyniósł w tym okresie zaledwie 1,5 proc.
Trochę bardziej łaskawy jest ukraiński bank centralny NBU, który ocenia, że wzrost w IV kwartale 2019 r. wyniósł 2,2 proc., a w skali całego roku 3,3 proc. Ale zauważa, że w tzw. kluczowych gałęziach produkcyjnych panuje stagnacja – w ocenie NBU wzrost indeksu produkcji bazowych gałęzi IPBO, obejmujący wyniki przemysłu, budownictwa, rolnictwa, transportu i handlu, wyniósł w 2019 r. jedynie 1,4 proc. i był niemal trzykrotnie niższy niż w 2018 r.
Istotnie zwolniło ukraińskie rolnictwo, spadła, i to znacząco, produkcja przemysłowa. Natomiast wysoki popyt wewnętrzny generował wysokie wskaźniki w budownictwie, handlu oraz usługach – ogłosiło ministerstwo rozwoju gospodarczego, handlu i rolnictwa we właśnie opublikowanym raporcie. Paradoks polegający na zwiększeniu spożycia w połączeniu ze spadkiem produkcji ministerstwo tłumaczy wyprzedażą zapasów.
Lepiej niż PKB wygląda sytuacja z inflacją. Z poziomu 9,8 proc. w 2018 r., zmalała do 4,1 proc. w 2019 r. W dużej mierze to rezultat sztucznego umocnienia kursy hrywny wywołanego masową sprzedażą denominowanych w tej walucie obligacji rządowych.
Produkcja nadal spada
W grudniu 2019 r., jak podaje Ukrstat, produkcja przemysłowa była w relacji rdr aż o 8,3 proc. mniejsza niż w 2018 r. W sumie w 2019 r. zmalała w porównaniu z 2018 r. o 1,8 proc. (w 2018 r. wzrost wyniósł 1,1 proc.).
Największe spadki odnotowano w działach: produkcja sprzętu elektrycznego (19,9 proc.), przemysł tekstylny (9,9 proc.), produkcja środków transportu (9,7 proc.), przemysł drzewny (5,8 proc.), przemysł maszynowy (5,6 proc.). Wzrost zanotowano w branży farmaceutycznej (5,1 proc.), produkcji komputerów, elektroniki i przyrządów optycznych (4,3 proc.), przemyśle chemicznym (3,3 proc.).
„O ile wcześniej spadek produkcji tłumaczony był wpływem różnych czynników, takich jak: niestabilne zamówienia na rynku wewnętrznym, wstrzymywanie produkcji w konkretnych zakładach metalurgicznych ze względu na remonty, ciepła pogoda (w przypadku energetyki), logistyczne problemy w transporcie kolejowym, czy w końcu niekorzystna koniunktura zewnętrzna, to teraz narastający spadek ogarnął prawie wszystkie rodzaje przemysłu. To świadczy o wpływie czynników systemowych, takich jak: niedostateczny popyt w połączeniu z negatywnym wpływem wzmocnienia kursu hrywny na konkurencyjność rodzimych producentów” – przyznał szef ukraińskiego resortu gospodarki Timofiej Milowanow.
Jak przekonywał, pogorszenie wskaźnika wzrostu PKB pod koniec 2019 r., to także efekt m.in. tego, że z powodu warunków pogodowych wcześniej zebrano zbiory, które tradycyjnie były przypisywane do IV kwartału. Oznaczałoby to jednak, że i w III kw. 2019 r. nie doszło do jakiegoś szczególnego ożywienia, bo dawałoby średni wzrost rzędu 3 proc. rdr dla każdego z dwóch kwartałów.
Negatywny trend w gospodarce nadal się utrzymuje. Wskazują na to najnowsze dane Ukrstatu – w styczniu 2020 r. produkcja przemysłowa spadła w porównaniu z poziomem ze stycznia 2019 r. aż o 4,7 proc.
Plany do szuflady
Prognozy banku centralnego mówią o wzroście gospodarki rzędu 3,5 proc. w 2020 r. i 4 proc. w 2021 r.
Kiedy jednak wziąć pod uwagę, że przewidywania uwzględniają dodatkowy impuls, jaki ma dać sprzedaż gruntów rolnych szacowany na 1,5 proc. przez forsujących otwarcie rynku ziemi rolnej, okaże się, że Ukraina będzie pozostawać w stagnacji jeszcze co najmniej dwa lata. Zapowiadanych przez rząd 40 proc. wzrostu PKB w latach 2021 – 2024 r. z pewnością nie będzie.
„Widzimy, że idea wzrostu gospodarczego o 40 proc. w ciągu pięciu lat upadła. Już mało kto o niej mówi” – komentował cytowany przez agencję Unian ekonomista Ihor Burakowski.
Jego zdaniem rząd powinien lepiej przygotowywać decyzje dotyczące długo- i średniookresowej perspektywy, bardziej zwracać uwagę na to, co dzieje się w sektorze realnej gospodarki.
Tymczasem bez odpowiedzi pozostają pytania, od których zależy gospodarcza przyszłość Ukrainy – jak będzie wyglądać polityka rolna państwa po wyprzedaniu milionów hektarów państwowej ziemi rolnej, jakie będą decyzje w polityce antymonopolowej czy ekologicznej.
Po raz kolejny nie udało się także przeprowadzić zapowiadanej przez rząd prywatyzacji pozostających jeszcze w rękach państwa resztek majątku.
Zapewnienia o wielkiej prywatyzacji słychać było w ciągu pięciu minionych lat, ale w rzeczywistości realne wpływy ze sprzedaży państwowych firm czy pakietów akcji wynosiły od 1 do 20 proc. zaplanowanych w budżecie przychodów. Doradca ekonomiczny ukraińskiego prezydenta Oleh Ustenko twierdzi, że procesy prywatyzacyjne były wstrzymywane przez osoby zainteresowane w utrzymaniu swoich zysków z państwowego majątku.
Budżet ciągle pod kroplówką
Niewesoło wygląda sytuacja z zatrudnieniem. Jak podliczył ekonomista Wiktor Skarszewski liczba legalnych miejsc pracy w 2019 r. zmalała o 300 tys. – z 7,6 mln w grudniu 2018 r. do 7,3 mln na koniec 2019 r. Jego zdaniem – „Oficjalna statystyka uwzględnia nie wszystkich zatrudnionych (których jest na Ukrainie ok. 16 mln osób), a tylko 7,3 mln.”
Rząd zapowiedział co prawda zwiększenie liczby miejsc pracy o milion w ciągu pięciu lat, z czego 200 tys. miałoby powstać w tym roku, ale to mało realne. A jeśli utrzyma się zeszłoroczna dynamika to zamiast o tworzeniu nowych, będzie można mówić o utracie 1,5 mln legalnych miejsc pracy w ciągu pięciu lat.
Sytuacja na rynku pracy już wkrótce odbije się na systemie finansów państwa, zależnym m.in. od wpływów z podatku dochodowego i składek emerytalnych pobieranych od legalnie zatrudnionych. A te już teraz znajdują się w fatalnej kondycji.
Jak policzyła Izba Rachunkowa, odpowiednik polskiej NIK, niewykonanie części dochodowej budżetu w zeszłym roku było największe od 2015 r. i sięgnęło 37,8 mld hrywien – poinformował jej szef Walery Packan.
Byłoby jeszcze gorzej, ale rząd uratował trochę sytuację, zbierając od przedsiębiorstw awansem wpłaty z tytułu przyszłego podatku dochodowego i dywidendę za 2019 r. od firm państwowych, a także nowelizując pod koniec roku budżet, z którego po prostu wykreślono zaplanowane wcześniej 20 mld hrywien, jakie nie miały szans wpłynąć. Najwyższy od pięciu lat był też deficyt, który wyniósł 78 mld hrywien. Wzrosły też wydatki na obsługę zadłużenia – o 3,3 proc. w stosunku do 2018 r.
Sytuację wciąż ratują gigantyczne przelewy płynące od emigrantów zarobkowych – według szacunków NBU w 2019 r. było to aż 12 mld dol. Pierwsze miejsce z 18 proc. udziałem przypadło USA, z Polski napłynęło 7 proc. tej sumy – tyle samo co z Rosji.
Michał Kozak, “Obserwator Finansowy”