Opublikowane przez ukraińską Centralną Wyborczą Komisję wyniki pierwszej tury wyborów pokazały, że Wołodymyrowi Zelenskiemu, jako pierwszemu w historii niepodległej Ukrainy udało się przełamać kluczowy dotychczas w ukraińskiej polityce podział na rosyjskojęzyczny Wschód głosujący stabilnie na prorosyjskich kandydatów i partie oraz ukraińskomowny Zachód ciążący ku nacjonalistom, a częściej partiom i politykom przykrywającym się po prostu nacjonalistycznymi hasłami pozbawionymi realnej treści.
W niedzielnej pierwszej turze wyborów prezydenckich na Ukrainie Wołodymyr Zelenskyj – komik i producent filmowy kontestujący system polityczny zajął pierwsze miejsce w 19 obwodach i samej stolicy Kijowie, urzędujący prezydent Petro Poroszenko odwołujący się do haseł nacjonalistycznych wygrał jedynie w dwóch obwodach zachodniej Ukrainy, a otwarcie prorosyjski Jurij Bojko uzyskał największe poparcie w dwóch obwodach na wschodzie kraju.
Rezultat Zelenskiego to wyzwanie dla tradycyjnych graczy na ukraińskiej scenie politycznej, którzy całą swoją pozycje budowali dotychczas na dychotomii Wschód-Zachód i dla Kremla, jaki z uporem forsuje od lat swoją koncepcję „Noworosji”. Czeka ich teraz albo całkowita zmiana koncepcji albo sztuczne rozpalanie zacierającego się podziału.Pierwsze jaskółki już są – importowany z Moskwy propagandzista Petra Poroszenki – były zastępca redaktora naczelnego Moskiewskiego Komsomolca Ajder Mużdabajew otwarcie mówi o „konieczności” wojny domowej i oderwania „prawdziwej Ukrainy” od 6-8 obwodów południowego-wschodu. (Czym różni się to od putinowskiej koncepcji oderwania tych samych 6-8 obwodów od reszty Ukrainy pozostaje jego słodką tajemnicą.)
Wyniki pierwszej tury ukraińskich wyborów prezydenckich to także ból głowy dla polskich „speców od Ukrainy”, to straszących Polaków „totalną banderyzacją”, to opowiadających bajki o prorosyjskiej „Noworosji” – pokazały bowiem prawdziwy obraz kraju, w którym znaczna grupa obywateli chce po prostu normalnie żyć bez okładania się po głowach ideologicznymi pałkami. Kraju, w którym zacietrzewione ideologicznie grupy utrzymują już tylko niewielkie przyczółki. To obraz, który zupełnie nie przystaje do tego, jaki nad Wisłą malują od lat mówiąc o Ukrainie.
Michał Kozak
ilustracja: facebook/Olga Paliy