Państwowe kopalnie ograniczają wydobycie węgla, a pracujący w nich górnicy miesiącami nie otrzymują pensji. Równocześnie z roku na rok rosną wydatki na import „czarnego złota”, w którym dominuje import z Rosji. Co jakiś czas sektor energetyczny alarmuje o krytycznie niskim stanie zapasów tego paliwa.
Choć Ukraina zajmuje siódme na świecie miejsce pod względem rozpoznanych złóż węgla kamiennego (przypada na nią prawie 4 proc. wszystkich zapasów), to górnictwo znajduje się w zapaści i kraj ten jest gigantycznym importerem „czarnego złota”.
Fatalne wyniki branży
Import węgla to obecnie 5,3 proc. ogółu importu Ukrainy. W zeszłym roku na zakupy tego paliwa kraj ten wydał 3 mld dolarów, z czego 1,82 mld dolarów zarobiła Rosja, 907 mln USA, a 162 mln Kanada. W pierwszym półroczu tego roku import wyniósł już ponad 10,5 mln ton, które kosztowały łącznie 1,5 mld dolarów. W ciągu pięciu pierwszych miesięcy tego roku w ukraińskich kopalniach wydobyto w sumie 1,1 mln ton węgla mniej niż w analogicznym okresie zeszłego roku. Węgla energetycznego wydobyto o 4,4 proc. mniej, a koksującego o 21,8 proc. mniej niż w okresie od stycznia do końca maja 2018 r.
Ukraińskie, państwowe kopalnie w ubiegłym roku wygenerowały 2,69 mld hrywien strat, zaś państwowy pośrednik w handlu węglem Derżwuhilliapostacz zanotował zysk zaledwie 373 tys. hrywien, czyli ok. 50 tys. złotych zysku przy przychodach na poziomie 5,2 mld hrywien.
Protest goni protest
Co miesiąc wzrasta zadłużenie z tytułu niewypłacanych górnikom zarobków. Według danych Niezależnego Związku Zawodowego Górników zadłużenie z tytułu niewypłaconych pensji mają państwowe holdingi „Lwiwwuhillia”, „Wołyńwuhillia”, „Selydiwwuhillia” i „Lysyczanskwuhillia”. W dodatku w części kopalń nie wypłacono w całości zarobków nawet za 2015 r. Pod koniec czerwca strajk z powodu niewypłacania zarobków ogłosili górnicy z kopalni „Piwdennodonbaska 1” w obwodzie donieckim. Domagali się także wypłacenia przez państwowego pośrednika „Derżwuhilliapostacz” 200 mln hrywien zaległych za wydobyty i sprzedany przez kopalnię węgiel.
Pieniądze na wypłaty dla górników z obwodu lwowskiego znalazły się dopiero, gdy na miejsce katastrofy, do jakiej doszło w jednej z tamtejszych kopalń, przyjechał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelenski, a także po blokadzie trasy międzynarodowej Lwów-Rawa Ruska-Lublin przez górników. Wcześniej ministerstwo energetyki bagatelizowało problem. „Nie uważam, żeby miesięczne zadłużenie z tytułu zarobków było tematem do rozmowy” – komentował szef resortu Ihor Nasalik.
Problemy z wypłatami to nie wszystko. „Państwowe kopalnie znalazły się na krawędzi pełnego zatrzymania z powodu wyłączeń prądu i wstrzymania wydobycia. Ta sytuacja zagraża energetycznemu bezpieczeństwu Ukrainy i może doprowadzić do nieprzewidywalnych społeczno-ekonomicznych i ekologicznych skutków” – ostrzegał szef Niezależnego Związku Zawodowego Górników Mychajło Wołynec.
Na początku lipca strajk okupacyjny ogłosili górnicy z kopalni „Girskaja”, należącej do państwowej firmy „Perszotrawenskwuhillia” w obwodzie ługańskim na wschodzie kraju. Protestowali przeciwko planom odcięcia dostaw energii elektrycznej do kopalni, przez co zostałaby ona zatopiona. Żeby uratować kopalnię dwudziestu górników odmówiło wyjazdu na powierzchnię z położonego na poziomie 700 metrów pokładu. Strajk trwał tydzień i zakończył się tym, że do kopalni prąd jest dostarczany przez cztery godziny na dobę w ilości niezbędnej do wypompowania wody z pokładów. O wznowieniu normalnego wydobycia nie ma mowy.
U źródeł katastrofy
Skąd się bierze taka przepaść pomiędzy potencjałem ukraińskiego górnictwa a jego fatalnymi wynikami doskonale pokazuje audyt przeprowadzony przez Państwową Służbę Audytorską w państwowym przedsiębiorstwie górniczym Selydiwwuhillia. Według ustaleń audytorów w Selydiwwuhillia, w latach 2016-2018 w sztuczny sposób wygenerowano 380 mln hrywien strat, sprzedając prywatnym pośrednikom węgiel po cenie niższej od rynkowej. Wytworzona w ten sposób dziura w budżecie firmy przełożyła się w zwielokrotnionym stopniu na jej wyniki finansowe – zabrakło pieniędzy na przygotowanie do wydobycia nowych pokładów węgla i w rezultacie globalna strata sięgnęła 1,6 mld hrywien.
W dodatku nie obyło się bez urzędniczych machinacji na niekorzyść państwowej spółki. Jak ustalili audytorzy granice koncesji na wydobycie z nowych pokładów ustalono tak, że kopalnie należące do Selydiwwuhillia nie mają ani prawnej, ani fizycznej możliwości rozpoczynania i prowadzenia robót górniczych bez wykorzystania działek złóż należących do konkurencyjnych, prywatnych firm. I choć prywatne firmy same prac nie prowadziły, blokując jedynie rozwój kopalń państwowych, więc istniały przesłanki do wygaszenia im koncesji, to tego nie zrobiono, wręcz przeciwnie – po prostu wydłużono czas na rozpoczęcie przez nie robót, których i tak nie rozpoczęły. Prywatne kopalnie, które blokowały rozwój państwowych – jak ustalili audytorzy – należały najpierw do Aleksandra Janukowycza, syna byłego prezydenta Wiktora Janukowycza, a w 2018 r. przejął je wpływowy polityk nowej ekipy – parlamentarzysta Bloku Petra Poroszenki Maksim Jefimow.
Według rządowych szacunków zwiększenie wydobycia o milion ton wymaga nakładów inwestycyjnych rzędu 500 mln hrywien. Oznacza to, że tylko w jednym przedsiębiorstwie, „Selydiwwuhillia” Ukraina straciła możliwość wydobycia dodatkowych 3 mln ton węgla rocznie.
To, że w sytuacji ogromnego popytu wewnętrznego na węgiel ukraińskie kopalnie mają potężne problemy finansowe pokazuje także ujawniona przez Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) sprawa handlu węglem przez państwową kopalnię Krasnolimanska. Kopalnia sprzedała 650 tys. ton węgla prywatnemu pośrednikowi po cenie o jedną trzecią niższej od rynkowej. On natomiast odsprzedał ów węgiel państwowemu koncernowi energetycznemu Centrenerho. Obecność prywatnego pośrednika w systemie dostaw pomiędzy dwoma przedsiębiorstwami państwowymi była niezgodna z prawem i kosztowała państwo 310 mln hrywien – ustaliło NABU.
Wyprowadzić smotriaszczich
Jeszcze w zeszłym roku ukraiński premier Wołodymyr Hrojsman domagał się od ministerstwa energetyki „wyprowadzenia z kopalń smotriaszczich”. Tym mianem określane są osoby, które w imieniu polityków nadzorują w terenie lub danej branży korupcyjne interesy.
„W prywatnych kopalniach wszystko normalnie. A w państwowych nie. Dlaczego? Dlatego że pasożytują smotriaszczi. Ile byśmy nie napełniali czaszy i tak, jeśli nie będzie szczelna, coś z niej zawsze będzie przepadać” – komentował ukraiński premier przyznając, że wydzielane na rozwój branży miliardy hrywien giną w prywatnych kieszeniach.
Ciekawa jest także historia dyrektora państwowej kopalni im. Surhaja w obwodzie donieckim. Jak poinformowały ukraińskie media, pod koniec czerwca został odwołany przez ministra energetyki i przemysłu węglowego ze stanowiska kilka godzin po tym, jak zawarł kontrakt na dostawy węgla bezpośrednio z odbiorcą końcowym, a nie jak dotychczas z prywatnym pośrednikiem.
Podobna sytuacja ma miejsce w kopalniach na zachodzie Ukrainy. Jak opisują media „Lwiwwuhillia” nie może sprzedawać wydobytego przez siebie węgla, bo znajdujące się w rękach prywatnych zakłady jego wzbogacania odmawiają przyjmowania surowca. Kopalnia ma umowy z odbiorcami, ale nie ma pieniędzy na dostawę węgla do zakładów wzbogacania i na sam proces wzbogacenia, więc nie jest w stanie zrealizować kontraktu. W dodatku grozi jej także wyłączenie prądu.
Do katastrofalnej sytuacji ukraińskiej branży węglowej przyczyniła się także obowiązująca do czerwca tego roku, wprowadzona w ukraińskiej energetyce w 2016 r. tzw. formuła „Rotterdam+”. Zgodnie z nią w taryfy za energię elektryczną wliczono cenę antracytu w porcie w Rotterdamie powiększoną o koszt transportu do ukraińskich elektrowni. Jak napisano w wydawanej w Kijowie „Diełowaja Stolicy” w założeniu „Rotterdam+” miał doprowadzić do tego, by ukraińskie elektrownie węglowe zawierały kontrakty na dostawy antracytu z zagranicznymi dostawcami i równocześnie przestrajały się na wykorzystywanie węgla wydobywanego przez ukraińskie kopalnie państwowe. Węgiel z kopalń państwowych miał być sprzedawany po takiej samej cenie jak importowany, co miało dać zastrzyk gotówki niezbędny do modernizacji branży.
W rzeczywistości jednak generacja węglowa, w lwiej części kontrolowana przez struktury donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa, kupowała tani węgiel z kopalń znajdujących się pod kontrolą separatystów w Donbasie lub w Rosji po cenie dwu, a nawet trzykrotnie niższej niż założona w taryfach. Nie przejmowała się też odejściem od antracytu. Państwowe kopalnie ukraińskie na „Rotterdam+” jedynie straciły – nigdy nie sprzedawały węgla po założonej cenie, za to energię niezbędną do funkcjonowania musiały kupować po zawyżonej cenie wynikającej z tej formuły – opisywała „Diełowaja Stolica”.
Michał Kozak, Obserwator Finansowy