Ukraina szuka kapitału

1268

Po kilku względnie dobrych latach Ukraina znów wpada w problemy z bilansem płatniczym. Ekonomiści oceniają, że to niepokojący sygnał, który świadczy o początku cyklu odpływu kapitału.

Po raptownym załamaniu w 2014 r., przez trzy kolejne lata ukraiński bilans płatniczy miał się całkiem dobrze. Co prawda nie dzięki gospodarczym fundamentom, a dzięki kroplówce w postaci pieniędzy transferowanych w gigantycznych ilościach z zagranicy. Teraz jednak sytuacja znacznie się pogorszyła, a ekonomiści przestrzegają przed kolejnym głębokim tąpnięciem.

Dobrze już było

W 2014 r. Ukraina odnotowała najwyższy w swojej historii deficyt bilansu płatniczego – 13,3 mld dolarów, w 2015 r. Kijów mógł się pochwalić nadwyżką rzędu 849 mln dolarów, w rok później już 1,3 mld dolarów a 2017 r.  Ukraina zakończyła z nadwyżką bilansu płatniczego sięgającą 2,6 mld dolarów.

W tym roku, według prognozy agencji ratingowej Moody’s, tegoroczny deficyt bilansu płatniczego Ukrainy może jednak sięgnąć 5,5 proc. PKB przy gwarantowanym przez państwo zadłużeniu na poziomie 72,3 proc. PKB.

Trochę lepiej ocenia sytuację Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który w kwietniu ogłosił poprawioną prognozę dla Ukrainy na ten rok – nasz wschodni sąsiad pod koniec roku zetknie się z deficytem bilansu płatniczego sięgającym 3,7 proc. PKB.

Na razie jednak rzeczywistość jest gorsza od przewidywań. Jak wynika z danych opublikowanych przez ukraiński bank centralny NBU, w marcu deficyt rachunku bieżącego sięgnął 763 mln dolarów, czyli 7,2 proc. ukraińskiego PKB, podczas gdy rok wcześniej był znacznie mniejszy — wynosił wówczas 509 mln dolarów, co stanowiło 5,9 proc. PKB. To, jak wyjaśnia NBU, wynik z jednej strony planowych wydatków z tytułu obsługi zadłużenia zagranicznego, z drugiej zaś ujemnego salda w handlu zagranicznym i zwiększonych wypłat dywidend.

W pierwszym kwartale mniejsze były wpływy z tytułu inwestycji zagranicznych – 296 mln dolarów wobec 464 mln dol. w pierwszym kwartale 2017 r .

Jak zauważa NBU w marcu zaobserwowano zahamowanie wymiany handlowej. O 4,1 proc. w stosunku do marca  2017 r. zmniejszył się eksport, podczas gdy w lutym w relacji rok do roku wzrósł on o 11,5 proc. Import za to rósł nadal, choć znacznie wolniej, bo o zaledwie 0,7 proc. w marcu (rdr) w porównaniu z 9,5 proc. w lutym (rdr).

Według danych Państwowej Służby Statystyki Ukrainy w pierwszym kwartale z tytułu eksportu towarów i usług na Ukrainę napłynęło trochę ponad 13,6 mld dolarów o 9,1 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2017 r. jednak w tym samym czasie Ukraina importowała na kwotę przeszło 13,7 mld dolarów 11,3 proc. więcej niż rok wcześniej. W efekcie I kwartał zakończyła ujemnym saldem wymiany handlowej na poziomie 135 mln dolarów.

W ocenie ukraińskiego ekonomisty Aleksieja Kuszcza to właśnie problemy z saldem w handlu zagranicznym są główną przyczyną gwałtownego pogorszenia sytuacji z bilansem płatniczym kraju.

„W ostatnich latach bilans był dodatni, jego deficyt od poczatku roku to bardzo niepokojący sygnał, który świadczy o początku nowego cyklu odpływu kapitału. W dodatku wiosną tego roku zaczęły się bardzo nieprzyjemne tendencje w naszym handlu zagranicznym, a czynniki na nie wpływające miały charakter zewnętrzny, nie zależały od naszej wewnętrznej polityki. Co prawda napływ kapitału z zagranicy jeszcze prawie kompensuje deficyt handlowy, ale już widać problemy” – oceniał, wskazując na załamanie cen na eksportowaną przez Ukrainę żywność na rynkach światowych jako głównego winowajcę.

Zobowiązania wiszą nad głową

Jak informuje ukraińskie ministerstwo finansów, w tym roku Ukraina ma do spłacenia 325,5 mld hrywien czyli 12,5 mld dolarów. 227,89 mld hrywien to zadłużenie wewnętrzne, które można próbować przynajmniej w części pokryć tak, jak robiono to przez ostatnie lata – dewaluując hrywnę. 97,65 mld hrywien to jednak dług zagraniczny denominowany w walutach obcych, które muszą się na ten cel znaleźć w budżecie. Przy obecnym kursie to ok. 3,7 mld dolarów.

W sumie bezpośrednie i gwarantowane przez państwo zadłużenie Ukrainy na koniec zeszłego roku przekroczyło już 76 mld dolarów, a w latach 2018-2021 spłacić trzeba będzie aż jedną trzecią tej kwoty.

Skąd Kijów weźmie na to środki – nie wiadomo. Od roku współpraca z MFW ogranicza się do spotkań i rozmów. Nawet gdyby jednak udało się odblokować to źródło transferów, będą one już znacznie mniejsze.

„Te transze kredytu MFW, które mieliśmy otrzymać w latach 2018-2019 zostały zmniejszone o 60 proc. a to oznacza, że budżet Ukrainy będzie musiał wydzielić jeszcze większe kwoty na obsługę długu zagranicznego. Jeśli zmniejszą się wpływy walutowe z MFW i UE będzie ciężko obsługiwać zadłużenie. Z budżetu trzeba będzie brać znacznie większe kwoty, co pociągnie za sobą wstrzymanie podwyżek świadczeń socjalnych” — ocenia szef Komitetu Ekonomistów Ukrainy Andrij Nowak.

Oficjalnie Kijów cały czas liczy jednak na MFW. NBU ocenia, że wielkość następnego programu współpracy z Funduszem może sięgnąć nawet 5,5 mld dolarów, z czego w tym roku Ukraina otrzymałaby 2 mld dolarów. Według cytowanego przez ukraińskie agencje wiceszefa banku centralnego Dmytra Sołohuba, pieniądze ratujące sytuację wpłyną w trzecim kwartale roku, choć bankowy urzędnik przyznaje, że to tylko «czysto techniczne»  założenie niemające umocowania w decyzjach ze strony zachodnich instytucji finansowych.

Na wszelki wypadek ukraiński rząd szykuje program ratunkowy – chce pozyskiwać środki na rynkach finansowych bez oglądania się na MFW.

„Planujemy wychodzić na zewnętrzne rynki pożyczkowe bez MFW. Będzie to kosztowne, jeśli w ogóle możliwe” – komentował wiceminister finansów Serhij Marczenko.

„Według mnie to będą nieco droższe kredyty niż wcześniej. I wielkości mogą być niższe niż zapowiadano” – ocenia Jakow Smolij, szef ukraińskiego banku centralnego.

Na kroplówce od emigrantów

Na razie więc najpewniejszym źródłem waluty pozostają transfery dokonywane do kraju przez emigrantów zarobkowych. Według polskiego banku centralnego NBP w 2017 r. z Polski przelano na Ukrainę 11,7 mld zł. W 2016 r. – 7,8 mld zł.

W ocenie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju w zeszłym roku wszystkie przelewy dokonywane przez emigrantów zarobkowych na Ukrainę wyniosły ok. 9-10 mld dol. Było to ok. 8,5 proc. ukraińskiego PKB.

Analitycy kijowskiego think-tanku Ukraiński Instytut Przyszłości zestawili te wielkości z danymi dotyczącymi czołówki płatników podatku CIT – okazało się, że jest to kwota równoważna wpłatom dokonanym w 2017 r. łącznie przez sto największych firm działających na Ukrainie, na które przypada 73 proc. wszystkich wpływów podatkowych.

Biorąc pod uwagę że znaczna część pieniędzy Ukraińców pracujących zagranicą jest wydatkowana na konsumpcję, nieruchomości i biznes można śmiało stwierdzić, że to oni są jednym z bazowych czynników ożywiających naszą gospodarkę – komentował Jurij Romanienko z Ukraińskiego Instytutu Przyszłości.

Michał Kozak, Obserwator Finansowy

Otwarta licencja