Dotychczasowe, powszechnie krytykowane za oderwanie od gospodarczych realiów, przepisy regulujące tryb operacji walutowych pochodziły jeszcze z początków ukraińskiej państwowości z 1993 r. Obecnie sytuacja ma się diametralnie zmienić.
„Ćwierć wieku ukraińska gospodarka funkcjonowała na podstawie archaicznych zasad dekretu, którego restrykcyjny charakter odstraszał zagranicznych inwestorów i nie sprzyjał rozwijaniu rodzimego biznesu. Ukraina gotowa jest wreszcie przejść do swobody prowadzenia operacji walutowych według europejskiego wzoru” – komentował przyjęcie ustawy przez parlament prezes ukraińskiego banku centralnego NBU Jakiw Smolij.
Zwrot o 180 stopni
Nowa ustawa oparta jest na zasadzie „co nie jest zabronione jest dozwolone”. Rozluźnia też obowiązujący dotąd regulacyjny gorset. Skasowano obowiązek uzyskiwania specjalnych licencji wydawanych przez bank centralny na operacje walutowe z zagranicą, dokonywane przez firmy i osoby fizyczne. Takie licencje będą musiały uzyskiwać teraz jedynie niebankowe instytucje finansowe. Zniesiono też obowiązek uzyskiwania licencji banku centralnego na inwestycje zagraniczne. Wszelkie operacje pomiędy rezydentami oraz pomiędzy rezydentami z jednej i nierezydentami z drugiej strony będą mogły być prowadzone bez ograniczeń tak w ukraińskiej walucie narodowej — hrywnie, jak i w dowolnej walucie obcej. NBU będzie monitorować transakcje wyższe niż 150 tys. hrywien. W ocenie NBU ograniczy to ilość podlegających kontroli transakcji o 40 proc. Kierownictwo banku centralnego nie wyklucza podniesienia tego progu do kwoty 300 tys. hrywien.
Nadal jednak będzie obowiązywać nakaz odsprzedaży przez eksporterów bankowi centralnemu połowy należności walutowych. Jedyne co udało się osiągnąć przedsiębiorcom, to skasowanie kar finansowych za nieterminowe wywiązanie się z tego obowiązku. Jednak ministerstwo rozwoju gospodarczego i handlu forsowało w parlamencie utrzymanie przepisów pozwalających urzędnikom „w odwecie” za niewykonywanie obowiązku blokować działalność firm. Bank centralny otrzymał za to prawo do czasowego wprowadzania ograniczeń walutowych.
Obecnie 10 tys. zarejestrowanych oficjalnie na Ukrainie podmiotów prowadzących działalność transgraniczną przeprowadza łącznie w ciągu roku 2,5 mln operacji w walutach obcych. Po liberalizacji ta liczba miałaby się w założeniu pomysłodawców zmian radykalnie zwiększyć. Licencje banku centralnego zezwalające na wysyłanie waluty za granicę ma też raptem kilkadziesiąt osób fizycznych. Tymczasem w wyniku Panama Gate z 2016 r. okazało się, że w środkowoamerykańskim raju podatkowym zarejestrowanych jest 496 firm należących do ukraińskich obywateli. A to tylko jeden z wielu rajów podatkowych, w którzych swoje dochody ukrywa finansowo-polityczna elita Kijowa.
Według danych Instytutu Transformacji Społecznej i Ekonomicznej z powodu wyprowadzania pieniędzy za pośrednictwem rajów podatkowych ukraiński budżet traci co roku od 50 do 65 mld hrywien, czyli ponad 2 mld dolarów.
Teraz proces wyprowadzania środków finansowych zagranicę zostanie uregulowany i poddany kontroli. Zdaniem pomysłodawców zmian liberalizacja rynku walutowego doprowadzi do zgodności regulacji ukraińskich z dyrektywą UE 88/361/EEC o swobodzie przepływu kapitału.
W ocenie wiceszefa ukraińskiego banku centralnego Ołeha Czurija przyjęcie zmian dotyczących rynku walutowego będzie sprzyjało rozwojowi biznesu ukierunkowanego na kontakty z zagranicą. Jednak jak zauważa przedstawiciel NBU, sama zmiana dotycząca rynku walutowego nie wystarczy. Konieczne jest jeszcze szereg zmian w innych sferach — ochrony praw kredytodawców, ochrona praw inwestorów, reforma sądownictwa i służb siłowych.
Nad Dnieprem pojawiają się jednak głosy sceptycznie oceniające skutki decyzji o liberalizacji. „Jeśli teraz otworzyć wszystkie śluzy przegradzające drogę kapitałowi, to możemy mieć dwa alternatywne warianty rozwoju sytuacji. Albo zaleje nas inwestycyjna fala, albo nastąpi odpływ kapitału. Uwzględniając naszą sytuację, wejście tych mitycznych dziesiątków miliardów dolarów jest bardzo wątpliwe. Z pomocą jakich instrumentów one tu wejdą? Jak taka mała gospodarka je strawi? Najprawdopodobniej czeka nas odpływ kapitału, dokładnie tak, jak stało się to z siłą roboczą w kraju po zniesieniu wiz do UE” – przewiduje ekonomista Aleksiej Kuszcz.
Szansa dla Polski
Jednym z głównych beneficjentów zmian może być Polska, o ile nasz system finansowy przygotuje na czas stosowne instrumenty niezbędne do tego, by z skorzystać z nadażającej się okazji. Co oznaczają w praktyce te zmiany dla naszego kraju?
Zdaniem komentatorów znad Dniepru można spodziewać się, że Ukraińcy, chowane dotąd w domu walutowe oszczędności, będą chcieli legalnie zainwestować za granicą. Eksperci wskazują na trzy potencjalnie perspektywiczne kierunki odpływu kapitału z Ukrainy. Pierwszy to depozyty bankowe w stabilnych bankach krajów UE. Drugi, to giełdy papierów wartościowych. Trzeci — prywatne fundusze i programy emerytalne — atrakcyjne w sytuacji totalnego załamania ukraińskiego systemu emerytalnego, jaki sprawia, że dzisiejsi 20-30 latkowie szans na emeryturę w swoim kraju praktycznie nie mają.
To z kolei szansa m.in. dla polskich banków i warszawskiej giełdy, na którą mogą wkrótce dotrzeć zamrożone dotąd pieniądze z Ukrainy. A kwota jaka wchodzi w grę jest niebagatelna — według NBU Ukraińcy trzymają poza systemem bankowym od 30 do 50 mld dolarów w gotówce, szacunki Stowarzyszenia Płatników Podatków mówią o 60 – 100 mld dolarów trzymanych „w skarpecie”.
Można oczekiwać też wzmożonego ruchu na rynku nieruchomości. Ukrainiec chcący kupić mieszkanie w Polsce będzie mógł to teraz zrobić całkiem legalnie, bez konieczności uzyskiwania specjalnego zezwolenia NBU – za pieniądze trzymane dotychczas u siebie w domu. Według szacunków NBP, z Polski tylko w zeszłym roku odpłynęło nad Dniepr w postaci przelewów dokonywanych przez pracujących u nas Ukraińców 11,7 mld złotych, to ponad 3 mld dolarów. Nowe regulacje stwarzają szansę na absorpcję przez polską gospodarkę przynajmniej części tych środków.
Oprócz szansy – zmiany zachodzące nad Dnieprem to także wyzwanie. Znaczna część z tych środków, które zostaną teraz uwolnione pochodzi z przestępstw o charakterze korupcyjnym – odróżnienie ich od „czystych” pieniędzy będzie zadaniem bardzo trudnym.
Zmiany w kredytowaniu
W ślad za decyzją o liberalizacji walutowej idą już kolejne. W połowie lipca NBU zdecydował o liberalizacji pozyskiwania kredytów zagranicznych przez podmioty prywatne. Zamiast skomplikowanej biurokratycznej procedury, podczas której kredytobiorca musiał przedstawić bankowi centralnemu pakiet dokumentów, a potem czekać na ich analizę i ostateczną zgodę banku centralnego – umowy kredytowe zawierane z zagranicznymi wierzycielami w walutach obcych mają być teraz po prostu rejestrowane w zautomatyzowanej procedurze przez upoważniony przez NBU bank komercyjny. Nowe regulacje wejdą w życie 20 sierpnia tego roku.
Jednak naddnieprzańska rzeczywistość nie jest tak różowa dla przedsiębiorców jak by tego chcieli. Podczas gdy parlament decydował o liberalizacji walutowej, NBU wprowadził zmiany dotyczące tajemnicy bankowej, pozwalające bankom ujawniać objęte nią dane podczas prowadzenia nadzoru walutowego. W praktyce oznacza to, że po wprowadzonych przez bank centralny zmianach prokuratura, policja, służby specjalne, administracja skarbowa będą miały wgląd w rachunki firmy i możliwość badania ile pieniędzy wpłynęło na jej konto.
Co prawda wniosek o ujawnienie danych składany do banku prowadzącego rachunek firmy będzie musiał być uzasadniony, ale nie przewidziano żadnych kryteriów oceny zasadności takiego żądania. Oznacza to, że właściwie każdy powód podany we wniosku o uchylenie tajemnicy bankowej będzie musiał być uznawany za uzasadniony. Ukraińscy przedsiębiorcy już teraz alarmują, że udzielana w ten sposób przez banki informacja może posłużyć służbom siłowym do wymuszeń. Z takim problemem w ostatnim czasie zetknęła się jedna z nielicznych rozwijających się gałęzi ukraińskiej gospodarki – branża IT.
Michał Kozak