Mamieni przez Kreml wizją raju mieszkańcy Krymu zamiast do niego trafili do putinowskiego piekła. Cztery lata po aneksji życie przyzwyczajonego do swobody przeciętnego mieszkańca okupowanego przez Rosję półwyspu stało się nie do wytrzymania.
Pocoście nas zabierali?
Mieszkańcom Krymu przyzwyczajonym przez lata do życia w wolności w swoim dość hermetycznym świecie coraz bardziej daje się we znaki totalna putinizacja wszystkich sfer życia. Nowych porządków ma już dość nie tylko proukraińska większość — w sfabrykowanym «referendum» w sprawie oderwania półwyspu od Ukrainy zorganizowanym przez Kreml w marcu 2014 r. wzięło udział jedynie ok. 40 procent mieszkańców, ale nawet najzagorzalsi dotąd zwolennicy przyłączenia Krymu do Rosji.
W maju 2017 r. w najbardziej zrusyfikowanym mieście półwyspu – Sewastopolu dwa i pół tysiąca mieszkańców wyszło na ulice pod transparentami «Dosyć męczyć ludzi» protestując przeciwko projektowi planu zagospodarowania miasta, w którym znalazły się zapisy pozwalające wywłaszczyć liczące tysiące domów kompleksy dacz ciągnące się wzdłuż wybrzeża. Przez lata wynajmowane przyjeżdżającym na wakacje turystom dawały swoim właścicielom źródło dochodów pozwalające na całkiem niezłe życie, teraz formalnie ma je przejąć miasto, w rzeczywistości ostrzą sobie na nie zęby przybysze z Moskwy szerokim strumieniem przybywający na Krym od początku okupacji.
W tym samym czasie w Kerczu kilkuset pracowników zakładów metalurgicznych wyszło na ulice protestując przeciwko niewypłacaniu im od kilku miesięcy zarobków. Furorę w internecie zrobiło wideo opublikowane na portalu lokalnej stacji radiowej Kercz FM, na którym jedna z protestujących kobiet wykrzykuje do kamery pod adresem Kremla «Po co nas zagarnęliście? Mieliśmy normalną pracę. Dostawaliśmy wypłatę na czas».
Skala wystąpień, choć towarzyszyły im rytualne zaklęcia i wiernopoddańcze mowy wyrażające przekonanie że «dobry Putin nie pozwoli złym władzom lokalnym zrobić krzywdy swoim ludziom» pokazuje rzeczywisty poziom niezadowolenia.
– Coraz bardziej daje znać o sobie konflikt pomiędzy ludźmi, którzy żyli na Krymie i są przyzwyczajeni do standardów wolności a przysyłanymi przez Kreml tysiącami kolonizatorów z Rosji. Miejscowi widzą, że przyjeżdżają ludzie o obcej mentalności i uczą ich jak żyć mówiąc «my was wyzwoliliśmy, więc macie słuchać tego co mówimy». Przybysze mają priorytet przy przyjęciu do pracy, wyższe niż miejscowi zarobki — tłumaczy Andrij Klymenko, redaktor naczelny serwisu informacyjnego BlackSeaNews, kierujący zespołem zajmującym się monitoringiem sytuacji na okupowanym półwyspie. Do rosyjskiej okupacji mieszkał w Jałcie, dziś ścigany przez rosyjskie FSB jest numerem 3684 na sporządzonej przez Kreml liście osób oskarżanych o działalność ekstremistyczną i terrorystyczną.
Edukacja – putinizacja
Nic dziwnego, że nie mogąc utrzymać w ryzach nawet tych, którzy początkowo ją poparli ekipa Putina postawiła na formowanie «nowego człowieka», które zaczyna się już od najmłodszych lat.
– Dzieci które uczyły się w ukraińskich szkołach nie mogą zrozumieć tego co teraz wciskają im do głów rosyjscy okupanci — opowiada Klymenko.
I trudno się temu dziwić, bo ukraiński i putinowski system edukacji dzieli prawdziwa przepaść. Trwa militaryzacja przedszkoli i szkół. Już kilkulatki chodzą w sowieckich mundurach z zabawkowymi automatami.
Pierwszy szkolny dzwonek pod okupacją 1 września 2014 r. uczniów szkół Krymu i Sewastopola zastał już według wzorców rosyjskich. Na początek zostali umundurowani. Na ukraińskim Krymie pod względem ubioru w szkołach panowała swoboda – w zmilitaryzowanej Rosji ostry rygor. «W naszej szkole został wydany nakaz nr 323 z 25 sierpinia 2014 r. «O wymogach dotyczącytch zewnętrznego wyglądu» w którym zawarto jednolite wymogi dotyczące wyglądu zewnętrznego uczniów Republiki Krym» – groźnie obwieszcza strona internetowa szkoły nr 28 w Marino — willowym przedmieściu krymskiej stolicy Symferopola.
W programie szkolnym nieustanne pranie mózgów: «otwarta lekcja z gośćmi z rady miejskiej i «ludowej partyzantki» – putinowskich «zielonych ludzików», «Dzień Rosji», «Ja i prawo» podczas którego dzieci dowiadują się o tym, że w putinowskiej Rosji w przeciwieństwie do Ukrainy mają słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. I co je czeka jeśli tego robić nie będą.
Niepokorni muszą odejść
Przeciwnicy putinizacji są dziś na Krymie tępieni bez litości. Główne uderzenie Kreml skierował przeciwko rdzennej ludności półwyspu — krymskim Tatarom. Fala morderstw, porwań i aresztowań rozpoczęła się jeszce w marcu 2014 r. – spod siedziby lokalnych władz w centrum krymskiej stolicy – Symferopola porwany wówczas i brutalnie zamordowany wystrzałem w oko został protestujący przeciwko rosyjskiej inwazji Reszat Ametow. Choć na nagraniach monitoringu dokładnie widać kto go uprowadził rosyjska prokuratura umorzyła sprawę.
– W odniesieniu do nas Rosjanie naruszają wszystkie sfery praw człowieka — mówi Eskender Barijew z Medżlisu, nieformalnego rządu krymskich Tatarów. W 2016 r. Medżlis został uznany przez Kreml za organizację ekstremistyczną i zaczęły się aresztowania jego członków. Tę decyzję międzynarodowe instytucje w tym trybunał ONZ uznały za nielegalną, ale Rosjanie to ignorują. Barijew i inni reprezentanci Tatarów musieli wyjechać na stałe do Kijowa.
– Mamy zakaz prowadzenia zebrań i mityngów obejmujący między innymi tradycyjny zbierający co roku dziesiątki tysięcy osób żałobny mityng 18 maja w rocznicę deportacji krymskich Tatarów w 1944 r. W ostatnim czasie Rosjanie wzmogli prześladowania – w listopadzie odbyła się fala rewizji i aresztowań. Podczas jednego z taich najść zmarła na atak serca krymskotatarska aktywistka 83 letnia Wedżije Kaszka. W grudniu skazano 100 osób, jakie protestowały przeciwko fali represji — wylicza Eskender Barijew.
W sumie pod różnymi pretekstami w więzieniach znajduje się dziś około 60 krymskich Tatarów.
Przed aneksją mieszkającym na Krymie zwolennikom Rosji nikt nie bronił demonstrowania swojego przywiązania do Moskwy. Bez przeszkód wywieszali rosyjskie flagi popularnie nazywane tu «aquafreshami» w samochodach i na domach. To co na Ukrainie było po prostu wyrazem poglądów pod rosyjską okupacją stało się ekstremizmem – ściganym i bezwzględnie karanym.
Jesienią 2017 r. w Sewastopolu zginął wyrzucony z okna na 13 piętrze bloku mieszkalnego 75-letni Serhij Kanykowski, który na swoim balkonie wywiesił ukraińską flagę i odmawiał jej zdjęcia.
Więcej «szczęścia» miał młodszy od niego o 30 lat Wołodymyr Bałuch, rolnik ze wsi Serebranka, który odmówił przyjęcia rosyjskiego paszportu i nad swoim domem wywiesił ukraińską flagę. Upartemu rolnikowi grożono, oskarżono o kradzież części do traktora, prowadzono rewizje podczas których zerwano flagę ale winy nie mogli udowodnić. Ostatecznie podczas kolejnej rewizji funkcjonariusze FSB podrzucili mu na strychu 70 sztuk amunicji do kałasznikowa a do tego 5 kostek trotylu. Teraz nic już nie stało na rzeszkodzie rozprawie z «krnąbrnym» – został skazany przez rosyjski sąd na 3 lata i 7 miesięcy kolonii karnej.
Na celowniku Kremla znalazła się też nie uznająca zwierzchnictwa Moskwy Ukraińska Cerkiew Prawosławna patriarchatu kijowskiego. Po serii napadów na cerkwie i wiernych, do których bardzo często dochodziło podczas nabożeństw kolej przyszła na główną świątynię — cerkiew świętych Wołodymyra i Olgi w Symferopolu. W sierpniu 2017 r. urzędnicy sądowi wywieźli z niej sprzęty liturgiczne a same pomieszczenia opieczętowali uniemożliwiając tym samym jej działalność. Zdaniem biskupa Eustratego Zorii to element planu całkowitego usunięcia proukraińskiej cerkwi z Krymu — po trzech latach okupacji z 40 należacych do niej świątyń pozostało już tylko 9.
Uciec, byle dalej
Nic dziwnego, że kto może ucieka z półwyspu, który cztery lata rosyjskiej okupacji z rajskiego zakątka zamieniły w piekło.
Oficjalnie z Krymu wyjechało i zostało zarejestrowanych jako uchodźcy 20 tys. osób, jednak rzeczywista liczba uchodźców jest kilkakrotnie większa i według ocen organizacji zajmujących się sytuacją na okupowanym półwyspie sięga 70 tys. osób. Wielu z tych którzy pozostali trzymają więzi rodzinne i niemożliwość legalnego sprzedania majątku mieszkań domów. Jeszcze do niedawna czekała ich też ciosy od władz w Kijowie, które zakazywały wywożenia z Krymu rzeczy osobistych, utrudniały wyjeżdżającym zakładanie kont bankowych.
– Wprowadzenie ruchu bezwizowego z krajami Unii Europejskiej wzmocniło tę tendencję. Mieszkający na Krymie wyjeżdżają na tereny kontrolowane przez Kijów wyrabiać ukraińskie paszporty, rejestrują jako ukraińskich obywateli dzieci, które urodziły się pod okupacją. Ludzi ta sytuacja dusi, będą za wszelką cenę starali sie wyjechać, bo dla kogoś kto 25 lat żył w wolnym kraju funkcjonowanie w putinowskiej rzeczywistości jest nie do wytrzymania — tłumaczy Andrij Klymenko.
Michał Kozak