Rosyjskie banki mogą odejść znad Dniepru

1575
Banki z rosyjskim kapitałem, które do tej pory utrzymywały mocną pozycję nad Dnieprem, powoli szykują się do odwrotu. Mimo mocno skomplikowanej sytuacji nadal pozostają jednak wygodnym narzędziem wpływu w rękach Kremla.

(Fot. PAP)

Pod naciskiem nabierającej rozpędu fali protestów Ukraińców przeciwko działalności nad Dnieprem rosyjskich banków władze w Kijowie zdecydowały się wprowadzić 15 marca sankcje wobec pięciu spośród nich. Rada Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony ogłosiła „listę szczęśliwców”, na której znalazły się banki: Sbierbank (d. Sbierbank Rossiji), WTB, BM Bank, Prominwestbank i VS Bank. „Uratowały się” jedynie Alfa Bank – faktycznie rosyjski, jednak z racji tego że niemal 60 proc. akcji należy do rosyjskich oligarchów z izraelskimi paszportami Michaiła Friedmana i Germana Hana, potraktowany jako „nierosyjski” – oraz ukrywający się za zachodnimi właścicielami Forward Bank.

Objętym sankcjami bankom zakazano „wyprowadzania kapitału poza granice Ukrainy na korzyść osób powiązanych z bankiem”.

Równolegle zobowiązano ukraiński rząd do niezwłocznego podjęcia działań na rzecz zakazu lokowania środków instytucji państwowych, przedsiębiorstw państwowych oraz spółek z udziałem państwa w objętych sankcjami bankach.

W zatwierdzającym sankcje prezydenckim dekrecie znalazł się także akcent ukazujący wirtualną rzeczywistość tworzoną przez ekipę Petra Poroszenki. Zgodnie z treścią dokumentu ministerstwu spraw zagranicznych polecono „poinformować kompetentne organy Unii Europejskiej, USA i innych państw o wprowadzeniu sankcji i poruszyć w rozmowach z nimi sprawę zastosowania analogicznych działań w stosunku do odpowiednich osób prawnych”. Tyle tylko, że Unia Europejska i USA sankcje przeciwko rosyjskim bankom państwowym w związku z agresją Rosji przeciwko Ukrainie wprowadziły jeszcze w 2014 roku. Przez trzy lata wzbraniał się za to przed ich wprowadzeniem powiązany biznesowo z Rosją ukraiński prezydent-oligarcha.

Sankcje nie zabraniają natomiast prowadzenia przez rosyjskie banki działalności na rynku ukraińskim, dokapitalizacji przez struktury założycielskie, ani sprzedaży inwestorom.

„Ostatnie wydarzenia wyzwoliły silną negatywną reakcję społeczną na działalność na Ukrainie państwowych banków rosyjskich. Ze względu na interesy bezpieczeństwa narodowego nałożyliśmy ograniczenia na prowadzenie operacji przez te banki ze swoimi strukturami założycielskimi” – tłumaczył ukraiński bank centralny NBU, który jednak nie zamierza robić krzywdy rosyjskim bankom. Jak informowała w piśmie skierowanym do MFW szefowa NBU Waleria Gontariewa, mogą one liczyć na dostęp do kredytów banku centralnego.

Wprowadzać sankcji nie chcieli, ale musieli

„Cieszy nas rozwój każdego banku w kraju, ale rosyjskie banki mają pewne momenty agresji. To nie polityka, to rozsądek. Nie chcemy widzieć rosyjskich banków w kraju, chcemy mieć stabilny system bankowy’ – komentował w maju sygnały o wychodzeniu rosyjskich banków z Ukrainy minister finansów Ołeksandr Daniluk.

To istotna zmiana w stanowisku Kijowa – jeszcze w lutym kierownictwo banku centralnego NBU przekonywało, że banki z rosyjskim kapitałem niczym nie różnią się od innych.

„NBU zwraca uwagę, że w każdym z banków z rosyjskim kapitałem od 2014 roku pracuje kurator NBU, który dokładnie śledzi wszystkie operacje i w razie ujawnienia tych niezgodnych z prawem, ma wszelkie instrumenty, żeby zastosować srodki przeciwdziałania. Teraz podobnych naruszeń nie ujawniono” – przekonywał w lutym NBU w rozesłanym mediom komunikacie.

Innego zdania byli zwykli obywatele. Przez Ukrainę przetoczyła się fala ataków na filie rosyjskich banków. Organizacje nacjonalistyczne rozpoczęły m.in. akcję uszkadzania należących do nich bankomatów oraz blokadę placówek bankowych Sbierbanku.

Na zagrożenia związane z rosyjskim kapitałem w sektorze bankowym zwracali uwagę także eksperci.

„Rosyjskie banki wprowadzono na Ukrainę, żeby kredytować i finansować rosyjskie przedsiębiorstwa i oligarchów. Robią to, żeby kontrolować naszą przestrzeń ekonomiczną oraz procesy wyborcze i polityczne, a także rozszerzać swoją ekspansję” – komentował w marcu Wasyl Furman, członek rady ukraińskiego banku centralnego.

W obronie rosyjskiego kapitału bankowego nad Dnieprem stanął za to Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

„MFW był bardzo zaniepokojony. Pisaliśmy wyjaśnienia, w których braliśmy na siebie obowiązek powstrzymania tego bezprawia i wandalizmu” – poinformowała w połowie kwietnia szefowa banku centralnego Waleria Gontariewa. Jak informowały media, NBU obiecał MFW osłabienie lub w ogóle zdjęcie nałożonych na rosyjskie banki sankcji, „kiedy tylko pozwoli na to sytuacja z bezpieczeństwem”.

Jak ujawnił wiceprezes Prominwestbanku Wiaczesław Jutkin w wywiadzie udzielonym biznesowej stacji UBR, właściciele rosyjskich banków mają świadomość tego, że nie mają już czego szukać nad Dnieprem.

„Dla rosyjskich banków to nie nowość, to było jasne już na początku 2016 roku. Teraz główne ich zadanie to sprzedać portfele i rozliczyć się z właścicielami wkładów. Zajmują się tym teraz, a także szukają nabywców. Jeśli nie znajdzie się nabywca na banki, będzie pełna wyprzedaż ich majątku. Strumień klientów chcących zabrać swoje pieniądze jest ogromny. Wiele banków wprowadziło nielegalne, niezgodne z normatywami banku centralnego ograniczenia dotyczące wysokości wypłat. Jest mnóstwo skarg w sądach i banki czują presję” – relacjonował Wiaczesław Jutkin, oceniając, że najpóźniej do końca 2018 roku rosyjscy bankierzy opuszczą Ukrainę.

Sbierbank z nabywcą, ale bez nazwy

W szczególnie skomplikowanej sytuacji znalazł się Sbierbank Rossiji, którego ukraińska filia w grudniu 2015 roku – by uciec przed negatywnymi konotacjami – skróciła swoją oryginalną nazwę, wycinając z niej drażniącą nad Dnieprem Rosję.

W połowie kwietnia agencje poinformowały, że znalazł się nabywca na ukraińskie aktywa rosyjskiego państwowego giganta. 77,5 proc. akcji banku miał kupić obywatel Rosji i Wielkiej Brytanii Said Guceriew, syn właściciela rosyjskiego holdingu SAFMAR. Strony transakcji złożyły już nawet w ukraińskim banku centralnym dokumenty niezbędne do jej sfinalizowania.

Nie wiadomo jednak, czy do sprzedaży w ogóle dojdzie – dwa tygodnie po informacji o znalezieniu nabywcy Sbierbank stracił prawo do znaku towarowego. Sąd Gospodarczy w Kijowie na wniosek państwowego ukraińskiego Oszczadbanku uznał, że będąca rosyjskim odpowiednikiem jego nazwy marka „Sbierbank” należy wyłącznie do ukraińskiej firmy, która zarejestrowała ją jeszcze w 2007 roku, i zakazał Rosjanom posługiwania się nią. Rosyjska firma pozostała tym samym w ogóle bez znaku towarowego. Sąd skasował także prawa rosyjskiego banku do domeny internetowej sbierbank.ua.

„Skarbonka” oligarchy z Polską w tle

Pod koniec maja oficjalnie poinformowano o sprzedaży Prominwestbanku – ukraińskiej spółki córki rosyjskiego Wnieszekonombanku. Nabywcą jest holding DCH odzyskującego pozycję charkowskiego oligarchy Aleksandra Jarosławskiego.

„Bank ma rozwiniętą sieć oddziałów w dużych miastach, co pozwoli finansować powiązane z nim struktury, nie zważając na ograniczenia banku centralnego dla takich operacji” – ocenia Wiktor Szulik z kijowskiej agencji ratingowej IBI-Rating.

Dla holdingu DCH działającego w branżach budowlanej, hotelarskiej, chemicznej i przemysłu maszynowego powiązany z nim bank gotowy kredytować zarówno inwestycje własne, jak i zakupy klientów, to doskonałe rozwiązanie – przekonuje analityk.

Według danych banku centralnego Prominwestbank miał wiosną tego roku ok. 3,5 mld hrywien kapitałów własnych. Do finalizacji sprzedaży może dojść dopiero jesienią po kontroli transakcji przez NBU.

W przypadku Prominwestbanku jest i polski wątek – za pośrednictwem portfela kredytowego trzyma on rękę na Przemysłowym Związku Donbasu (ISD), w skład którego wchodzą zakłady metalurgiczne na Ukrainie, Węgrzech (ISD Dunaferr) oraz w Polsce (ISD Huta Częstochowa).

Może i słabsze, ale ciągle groźne

Jakby na potwierdzenie słów tych ekspertów, którzy zwracają uwagę na nie tyle gospodarczy, ile polityczny sens funkcjonowania na ukraińskim rynku banków z rosyjskim kapitałem, pod koniec maja nad Dnieprem rozgorzał nowy skandal. Jak ujawniły media, kontrolowany przez Kreml państwowy WTB, korzystając z problemów dłużników – ukraińskich firm branży chemicznej, rozpoczął operację przejęcia kontroli nad ukraińskim rynkiem nawozów sztucznych.

Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl