Zmiany ustawowe przegłosowane przez ukraiński parlament w przeddzień wizyty nad Dnieprem prezydenta Andrzeja Dudy, to seria ciosów wymierzonych w polskie firmy. Ciosów, którym można było próbować zapobiec, gdyby istniała reprezentacja z prawdziwego zdarzenia polskiego biznesu zainteresowanego kontaktami z Ukrainą aktywnie działająca na rzecz polskich interesów nad Dnieprem i wspierana w swoich działaniach przez polskie czynniki oficjalne – ocenia Michał Kozak na łamach portalu wgospodarce.pl.
“Ukraińscy deputowani przegłosowali w grudniu ustawę «Kupuj ukraińskie», wprowadzającą dyskryminacyjne warunki uczestnictwa firm zagranicznych w organizowanych nad Dnieprem zamówieniach publicznych. Faktycznie ruguje ona metodami administracyjnymi polskie firmy z ukraińskiego rynku zamówień publicznych. Projekt to wspólne dzieło prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki i Radykalnej Partii Liaszka, reprezentującej w ukraińskim parlamencie interesy głownego dziś polityczno-finansowego partnera ukraińskiego prezydenta – donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa. Jeden z inicjatorów ustawy Wiktor Hałasiuk nie stara się ukrywać, że wymierzona jest ona m.in. w polskie firmy, jako przykład «ekonomicznego idiotyzmu», jaki ma ona uniemożliwiać przytaczając wygranie przez polskiego producenta taboru szynowego PESĘ przetargu na dostawy tramwajów dla Kijowa. Wygrana polskiej firmy w uczciwym przetargu została wskazana nawet w uzasadnieniu do ustawy jako «szkodliwa dla ukraińskiej gospodarki» – przypomina autor analizy “Ukraińskie przepisy uderzą w polskie firmy”.
W ocenie Michała Kozaka winę z taki stan rzeczy w dużej mierze ponosi jednak polski rząd, który przez lata sprawowania władzy przez Platforme Obywatelską jedynie symulował aktywność na kierunku ukraińskim.
“Seria ciosów wymierzonych kilka dni temu w interesy polskich firm przez ukraiński parlament, to bowiem w jakiejś mierze skutek tego, że Warszawa tak aktywna dziś na polu polsko-ukraińskich relacji historycznych niestety oddała walkowerem niemniej ważną sferę relacji gospodarczych. Przeszło dwadzieścia lat powtarzanej przez neoliberalne środowiska dominującej tezy o tym, że najlepszą polityką gospodarczą jest brak takowej polityki zaowocował pełną abdykacją państwa. Relacje polskich firm z ukraińskimi partnerami w obowiązującej przez lata narracji nie były relacjami Polski, lecz wyłącznie ich prywatnymi. Na dokładkę instytucjonalną reprezentację tych interesów elity III RP oddały w ręce postkomunistów uznając obszar postsowiecki za naturalną domenę ich działalności.
Dobra zmiana, jaka po 2015 r. dotarła do wielu sfer polskiego życia niestety ominęła sferę polsko-ukraińskich relacji gospodarczych. W efekcie zajmuje się nimi dziś w imieniu Polski struktura, której z polskiej strony szefują były poseł PZPR i SLD figurujący na „liście Macierewicza” pod pseudonimem TW „Robert” oraz były poseł Samoobrony, a ze strony ukraińskiej przedstawiciele ukraińskich oligarchów pilnujący u nas interesów swoich mocodawców. Jeszcze do niedawna jako szef komitetu doradców tego tworu figurował Leszek Miller. Ukraińska klasa średnia i normalny biznes znad Dniepru trzyma się od nich z daleka. Faktycznie więc postkomunistyczna atrapa, której głos w ogóle nie jest słyszany w Kijowie zajmuje miejsce, jakie powinna zająć reprezentacja polskiej sfery gospodarczej z prawdziwego zdarzenia, a w konsekwencji realny polski biznes nakierowany na współpracę gospodarczą z Ukrainą, a wraz z nim i Polska ponosi gigantyczne straty.
Tymczasem, że można inaczej, pokazują przykłady reprezentacji działającego nad Dnieprem biznesu z innych państw Unii Europejskiej i USA, których przedstawiciele monitorują na bieżąco przygotowywane zmiany, są obecni i aktywni podczas prac nad przygotowaniem zmian ustawowych i wewnętrznych regulacji ukraińskich, współpracują aktywnie z realnymi organizacjami-reprezentantami ukraińskiego biznesu, jakich wiele wyrosło po obaleniu Wiktora Janukowycza, a ich głos wsparty aktywną działalnością dyplomacji tych krajów jest w efekcie słyszany i uwzględniany przez ukraińskie władze.
Jeśli chcemy, by polskie firmy rzeczywiście były obecne na Ukrainie, zarabiały na kontaktach gospodarczych z naszym wschodnim sąsiadem i korzystały z tego, wciąż mimo wszystko bardzo perspektywicznego rynku powinniśmy brać z nich przykład. Dobra zmiana musi wreszcie dotrzeć i tutaj. To poważne wyzwanie dla naszego rządu, który powinien zainicjować utworzenie w miejsce istniejącego dziś postkomunistyczno-oligarchicznego klubu realnej reprezentacji polskiego biznesu chcącego działać na bardzo trudnym ukraińskim rynku i wspierać jej działalność nad Dnieprem. Albo trzeba uczciwie powiedzieć naszym przedsiębiorcom, że na żadne wsparcie nie mają co liczyć i z Ukrainą powinni sobie dać spokój. Bo funkcjonować dalej tak, jak to robiono przez ostatnich przeszło dwadzieścia lat po prostu nie ma sensu. Będziemy tylko liczyć straty” – konstatuje Michał Kozak.
Źródło: wgospodarce.pl/opinie/43754-ukrainskie-przepisy-uderza-w-polskie-firmy