Prezydent Petro Poroszenko 15 maja wydał dekret zatwierdzający „odświeżoną” listę osób fizycznych i firm objętych sankcjami w związku z rosyjską agresją wobec Ukrainy. Po raz pierwszy znalazły się na niej sieci społecznościowe Vkontakte (vk.com) i Odnoklassniki (ok.ru), serwis poczty elektronicznej Mail.ru oraz rosyjski odpowiednik Google – Yandex. Ukraińscy dostawcy internetu zostali zobowiązani do zablokowania dostępu do tych serwisów. Na sankcyjnej liście znalazła się także platforma oprogramowania dla biznesu 1C.
Jak przekonują władze, rosyjskie serwisy społecznościowe i poczta elektroniczna służą Rosji do działań propagandowych i zbierania informacji o Ukraińcach. Yandex, którego elementem są elektroniczne mapy, może pomóc w ataku wojsk rosyjskich na Ukrainę, a platforma 1C pozwala przejąć kontrolę nad wrażliwymi danymi ukraińskiej gospodarki.
W internetowym sondażu przeprowadzonym przez biznesowy portal Liga.Biznes jedynie 18 proc. poparło wprowadzony zakaz, 9 proc. sądziło, że potrzebne jest wprowadzenie okresu przejściowego, 6 proc. uważało, że należy zablokować dostęp do sieci społecznościowych, zezwalając na korzystanie z produktów informatycznych, a 3 proc. było zdania, że należy postąpić odwrotnie. Zdecydowana większość (bo 53 proc.) z ponad 17 tys. uczestniczących w sondażu jest przeciwna blokowaniu dostępu do sieci społecznościowych i zakazowi korzystania z rosyjskich produktów informatycznych.
Zablokowane sieci zablokują biznes
Faktycznie sankcje nałożono nie tyle na rosyjskich właścicieli serwisów społecznościowych, poczty i wyszukiwarki, ile na ukraińskich dostawców internetu, którym zabroniono „nadawania użytkownikom sieci internet usług dostępu” do zasobów zakazanych serwisów, przerzucając na nich koszty blokady setek tysięcy ukraińskich firm wykorzystujących sieci społecznościowe do celów biznesowych. Nie ma chyba nad Dnieprem firmy, która nie zaczynałaby działalności od założenia profilu we Vkontaktie i „rozkręcania” jej za pomocą tego serwisu. Blokada przekreśla lata pracy z klientami, tworzenia całej PR-owskiej otoczki firmy, a w przypadku firm prowadzących sprzedaż wyłącznie za pośrednictwem serwisów społecznościowych oznacza ich likwidację.
Według danych Internetowego Stowarzyszenia Ukrainy w lutym Vkontakte odwiedziło 72 proc. internautów znad Dniepru, Yandex 66 proc., Mail.ru 65 proc., a Odnoklassniki 52 proc.
Straty ukraińskich firm, gdyby władzom udało się zrealizować plany totalnej blokady trzeba by liczyć w miliardach dolarów. Jednak na szczęście dla nich ukraińskie audytorium błyskawicznie nauczyło się obchodzić zakaz, straty – choć nieuniknione – być może nie przybiorą więc wielkich rozmiarów.
Swoje pieniądze stracili już za to ukraińscy przedsiębiorcy, którzy opłacili usługi reklamowe w wyszukiwarce Yandex i u podwykonawcy spółki. „Wprowadzenie sankcji jest dla Yandex sytuacją nadzwyczajną i nieodwracalną. Pozbawia ono możliwości wykonywania swoich zobowiązań umownych, w tym wypłaty wynagrodzeń wykonawcom robót. W związku z powyższym firma wstrzymuje wykonanie swoich zobowiązań umownych, a także nie gwarantuje należnego wykonania innych zobowiązań w okresie obowiązywania sankcji” – poinformował Yandex w oficjalnym komunikacie.
Nie unikną strat, i to sporych, także ukraińscy dostawcy internetu, którzy koszty pełnej blokady dostępu do rosyjskich sieci społecznościowych oszacowali na miliard dolarów. „Najprawdopodobniej będziemy blokować nie portale, ale cały autonomiczny system, na którym znajdują się te portale i inne platformy nieuwzględnione w sankcjach. Użytkownik w końcowym efekcie będzie pozbawiony dostępu nie tylko do takich sieci jak Vkontakte, ale i do innych platform, które znajdowały się w tym systemie. Potrzeba na to roku lub dwóch lat i w skali kraju jakiegoś miliarda dolarów” – komentował Ołeksandr Fedijenko, szef Internetowego Stowarzyszenia Ukrainy zrzeszającego dostawców internetu.
Rosyjskie straty będą znacznie niższe – najbardziej dochodowy spośród zablokowanej czwórki Yandex może według wydawanej w Moskwie edycji Forbesa stracić od 2,3 do 6,9 mld rubli, czyli maksymalnie 125 mln dolarów. Ukraińscy użytkownicy sieci społecznościowych doskonale radzą sobie z obchodzeniem blokady m.in. za pomocą VPN. Rosyjskie straty z tego tytułu będą więc najprawdopodobniej niewielkie, natomiast nierefundowane przez państwo koszty po stronie ukraińskiej pozostaną.
W ocenie ukraińskiego rzecznika praw obywatelskich blokowanie dostępu do serwisów internetowych bez zgody sądu jest niezgodne z ukraińskim prawem.
Biznes bez oprogramowania
Na sankcyjnej liście znalazła się także platforma oprogramowania dla biznesu 1C. Wśród sankcji wobec 1C znalazło się tymczasowe ograniczenie prawa na korzystanie i rozporządzanie majątkiem, ograniczenie operacji handlowych, wstrzymanie wykonania zobowiązań gospodarczych i finansowych oraz zakaz przekazywania technologii i praw własności intelektualnej, co faktycznie oznacza zakaz obsługiwania ukraińskich klientów.
1C to cały kompleks oprogramowania dla biznesu pozwalający na automatyzację zarządzania firmą od procesów produkcji do spraw kadrowych i płac. Najważniejszym jej elementem jest system elektronicznej księgowości, który stał się na Ukrainie standardem.
Z księgowej części platformy korzysta dziś 78-80 proc. ukraińskich przedsiębiorstw; w sumie ok. 300 tys. – głównie małych i średnich firm z rodzimym kapitałem. Nic dziwnego, skoro licencja na korzystanie z podstawowej wersji oprogramowania kosztowała zaledwie ok. 200 dolarów.
„Koszt użytkowania analogicznych zachodnich systemów SAP/R3, Microsoft Dynamics NAV to tysiące euro, na co ukraińskich firm nie stać. Na takie decyzje, jak pełny zakaz korzystania w Ukrainie z oprogramowania 1C, rodzimy biznes nie jest gotowy i rynek na dziś nie może zaproponować czegoś zbliżonego pod względem poziomu obsługi ani takiej liczby fachowców, którzy umieją pracować z alternatywnym oprogramowaniem” – oceniał Dmytro Suszko z kijowskiej firmy PSP Audit.
Szok wywołany nad Dnieprem wprowadzeniem sankcji dla 1C można porównać jedynie z wprowadzeniem zakazu korzystania przez posiadaczy komputerów osobistych z oprogramowania Microsoftu. Teoretycznie możliwe, w praktyce katastrofa.
Decyzja Poroszenki jest o tyle niezrozumiała, że jak podkreślają ukraińskie media, objęła nie moskiewską centralę, ale 500 ukraińskich firm rozprowadzających rosyjski produkt na zasadach franszyzy oraz ukraińskie spółki Eurosoftprom (dysponującą prawami autorskimi do 1C na terenie Ukrainy) oraz Skyline Software (koordynującą obsługę i nowelizację oprogramowania). Teraz nie będą one mogły sprzedawać oprogramowania franszyzobiorcom, a ci swoim odbiorcom.
Zdaniem doradcy ministra finansów Oleny Makiejewej na Ukrainie nie ma dziś nawet kadr księgowych umiejących pracować z programami innymi niż 1C. By to zmienić, całą ukraińską księgowość trzeba byłoby przebudować od podstaw, a to wymaga czasu i znaczących nakładów.
„Absolutna większość księgowych i ukraińskich firm korzysta z 1C, więc wprowadzone sankcje dotykają bezpośrednio ukraińskiego biznesu. Alternatywy dla 1C na Ukrainie nie ma. Czeka nas załamanie kontroli podatkowych, bo służby skarbowe nie znają innych produktów niż 1C, ani z nich nie korzystają, a to oznacza, że jakość kontroli podatkowych – i tak dziś niska – będzie się jeszcze pogarszać. Nowe firmy nie będą mogły już kupić 1C, będą zmuszone szukać innego produktu, którego na rynku nie ma albo jest niedostępny cenowo. Koszty pracy księgowych, którzy umieją pracować z alternatywnymi platformami, znacząco wzrosną, a jednocześnie cała armia księgowych znajdzie się bez pracy. Oczywiście można korzystać z nielicencjonowanego oprogramowania 1C, ale wtedy trzeba się liczyć z wizytą „gości”. Nawet jeśli korzystacie z licencyjnego produktu 1C kupionego przed wprowadzeniem sankcji, na wizytę nieoczekiwanych gości też trzeba być gotowym” – opisywała Makiejewa konsekwencje decyzji władz, sugerując, że może ona posłużyć Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy znanej z wymuszeń haraczy od przedsiębiorców za nowe źródło „dochodów”.
Jak prognozuje Makiejewa Ukrainę czeka teraz powrót do papierowej księgowości.
Według Igora Tyszkiewicza z kijowskiego think-tanku Ukraiński Instytut Przyszłości stworzenie od podstaw ukraińskiego odpowiednika 1C zajęłoby co najmniej rok lub dwa lata i kosztowało 15-25 mln dolarów.
Zakazy tylko dla maluczkich
Gospodarczych związków z Rosją nie zrywa za to sam Petro Poroszenko. W podmoskiewskim Lipiecku wciąż działają trzy spółki prezydenckiego koncernu Roshen. Jak podał portal Gazeta.ua, produkowane w nich słodycze można znaleźć nawet w racjach żywnościowych rosyjskich oddziałów wojskowych wysyłanych przez Kreml na Donbas.
„Kiedyś unieszkodliwiliśmy około 20 rosyjskich specnazowców. Chłopcy rozerwali ich racje żywnościowe – a tam czekoladki Roshen. Absurd. Fabryka w Lipiecku płaci w Rosji podatki, z których później kupowana jest broń przeciwko nam” – opowiadał w opublikowanym pod koniec maja wywiadzie dowódca jednej z jednostek walczących w Awdiejewce na Donbasie.
Podjętą ad hoc decyzję o zakazie rosyjskich sieci społecznościowych i biznesowej platformy 1C w Kijowie wiążą więc nie tyle z realnym zamiarem zerwania kontaktów gospodarczych z Rosją, ile z dwoma skandalami, do których doszło w maju.
Na początku miesiąca z powodu obstrukcji prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki w parlamencie przepadł zgłoszony jeszcze jesienią zeszłego roku projekt uchwały, która miała wprowadzić sankcje wobec ludzi ekipy Wiktora Janukowycza „w związku ze stworzeniem zagrożeń dla interesów narodowych, bezpieczeństwa narodowego, suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy oraz wspieraniem działalności terrorystycznej”.
Zgodnie z projektem Rada Narodowego Bezpieczeństwa i Obrony miała zatwierdzić przedłożoną przez parlament listę osób uznanych za zagrażające bezpieczeństwu narodowemu i wprowadzić wobec nich sankcje na poziomie krajowym. Zatwierdzona lista miała zostać przekazana organom Unii Europejskiej oraz władzom USA i państw zachodnich z prośbą o wprowadzenie wobec znajdujących się na niej osób analogicznych sankcji.
Miały one objąć 21 osób, w tym m.in. byłego prezydenta Wiktora Janukowycza, byłego premiera Nikołaja Azarowa, byłego szefa MSW Witalija Zacharczenkę, byłego prokuratora generalnego Wiktora Pszonkę, określanego mianem ojca chrzestnego donieckiej mafii Jurija Iwanuszczenkę, bardziej znanego nad Dnieprem jako Jura Jenakijewski (w kwietniu UE zdjęła z niego sankcje nałożone w 2014 roku) i oczekującego w Wiedniu na ekstradycję do USA w związku z oskarżeniami korupcyjnymi oligarchę Dmytra Firtasza.
„Wskazane osoby mają związek z krwawym rozpędzeniem pokojowych demonstrantów i ich rozstrzałów podczas Rewolucji Godności i w danym momencie są ścigane na poziomie krajowym i międzynarodowym, w związku z tym, że ukrywają się przed organami śledczymi. Wymienione osoby prowadzą działania, które stwarzają realne bądź potencjalne zagrożenia dla interesów narodowych, narodowego bezpieczeństwa, suwerenności i terytorialnej integralności Ukrainy, sprzyjają działalności terrorystycznej, w szczególności systematycznie udzielają finansowego i materialnego wsparcia podmiotom prowadzącym terrorystyczną działalność” – argumentowali autorzy projektu w dołączonym do dokumentu uzasadnieniu.
Projekt od listopada nie mógł doczekać się rozpatrzenia przez parlament – brakowało głosów do wprowadzenia go do porządku obrad. Gdy wreszcie poddano go pod głosowanie, zbojkotowało je 74 parlamentarzystów z liczącej 140 osób frakcji Bloku Petra Poroszenki, w tym partner biznesowy Petra Poroszenki i wiceszef prezydenckiej frakcji Igor Kononenko. W efekcie projekt uchwały wprowadzającej sankcje przepadł, uzyskując jedynie 202 z wymaganych 226 głosów.
W tym samym czasie do mediów wyciekły też zdjęcia z sesji fotograficznej syna Poroszenki w elitarnym brytyjskim koledżu Concord. Poroszenko junior trzy lata po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę pozował w oficjalnej koszulce drużyny hokejowej Rosji, wywołując nad Dnieprem gigantyczny skandal.
Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl
http://www.obserwatorfinansowy.pl/wp-content/uploads/2013/12/Otwarta-licencja.png