Ani okupacja Krymu, ani wysyłanie uzbrojonych po zęby dywersantów nie doprowadziły do zmiany przez Ukrainę proeuropejskiego kursu. W tej sytuacji Rosja sięgnęła po tradycyjny oręż – gaz ziemny. Wiele jednak wskazuje, że tym razem gazowy szantaż Kremla zakończy się porażką.
Po stronie Ukrainy choć z oporami, ale jednak opowiedziała się Unia Europejska. To radykalna zmiana w porównaniu z poprzednią faktycznie przegraną przez Ukrainę wojną gazową z Rosją z początku 2009 r. Bo, o czym mało kto dziś w Europie chce pamiętać, to nie tylko próba ratowania przez ówczesnego prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę zmontowanego pod jego egidą w czasie pierwszej wojny gazowej w 2006 r. korupcyjnego układu wyciagającego miliardy dolarów z dostaw gazu doprowadziła do podpisania niekorzystnej dla Ukrainy umowy gazowej. W dużej mierze przyczyniła się do tego także paniczna reakcja europejskich polityków, którzy najpierw doprowadzili do uzależnienia swoich krajów od rosyjskiego gazu, a potem by zapewnić sobie wznowienie wstrzymanych przez Gazprom dostaw surowca płynącego na zachód przez ukraińską sieć gazociągów stanęli po stronie rosyjskiego koncernu ponaglając Ukrainę do porozumienia z Rosją na warunkach Kremla.
Wojna na skargi
16 czerwca Gazprom wystąpił do międzynarodowego arbitrażu działającego przy Izbie Handlowej Sztokholmu ze skargą przeciwko NAK Naftohaz Ukrainy żądając zapłaty 4,5 mld dolarów „w związku z nienależnym wykonywaniem zobowiązań z umowy z 19 stycznia 2009 r. kupna-sprzedaży gazu w latach 2009-2019 narosłym zadłużeniem za dostarczony w wykonaniu kontraktu gaz i brakiem płatności na rachunek aktualnych dostaw”. Rosjanie zarzucają Ukrainie mniejsze niż zapisane w umowie odbiory gazu, a w konsekwencji obowiązek zapłaty zgodnie z zasadą „bierz albo płać”. Domagają się też by Ukraińcy za gaz dostarczany od kwietnia płacili bez zniżki z tytułu stacjonowania na Krymie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Równocześnie Gazprom zakręcił kurek i przerwał dostawy „błękitnego paliwa” dla Ukrainy.
W odpowiedzi tego samego dnia Naftohaz Ukrainy złożył w arbitrażu skargę „z żądaniem ustalenia sprawiedliwej ceny” na gaz dostarczany Ukrainie przez Gazprom. „Firma żąda ustanowienia sprawiedliwej i rynkowej ceny na gaz, który Gazprom dostarcza do Ukrainy” – ogłosił Naftohaz. Skarga zawiera także żądanie zwrócenia przez Gazprom nadpłaconych przez ukraińskiego kontrahenta 6 mld dolarów od 2010 r. Według strony ukraińskiej Gazprom z roku na rok ignorował zgłaszane przez Ukrainę zmniejszenia ilości gazu, jaki Naftohaz planował zakupić w kolejnym okresie rozliczeniowym. Przyjmował bowiem za każdym razem jako wielkość bazową 52 mld m3 i naliczał później kolejne miliardy dolarów wirtualnego długu z tytułu „niewypełnionego przez Ukrainę warunku bierz-albo-płać”, zakładającego obowiązek zakupu co najmniej 80 proc. zgłoszonych wielkości. Pod koniec 2011 r. Naftohaz zgłosił zmniejszenie zakupów na 2012 r. z 52 do 27 miliardów m3. W 2012 r. strona ukraińska złożyła zamówienie początkowo na 24,5 mld m3, później jeszcze zredukowane do 18 mld m3.
– Ukraina po Niemczech i Turcji jest trzecim co do wielkości odbiorcą rosyjskiego gazu . Od 2009 r. zapłaciliśmy 50 mld dolarów z czego przepłacilismy 6 mld dolarów. Przed arbitrażem w Sztokholmie będziemy domagać się ustalenia sprawiedliwej rynkowej ceny na gaz i zwrotu nadpłaconej kwoty – oznajmił ukraiński premier Arsenij Jaceniuk.
Jaceniuk jest przekonany, że Rosja próbowała wciagnąć jego kraj w pułapkę. – Plan Rosji był oczywisty i zrozumiały – ogłosić, że dotychczasowa cena 268 dolarów wzrosła do prawie 500, a potem tymczasowo opuścić ją do 385 dolarów. I gdzieś w listopadzie-grudniu rosyjski rząd miałby oświadczyć: wiecie, rozmyśliliśmy się, Ukraina zrobiła coś nie tak, chcemy 500 dolarów. Oni się do tego szykowali, przeciągali czas, po to żeby zimą postawić nas w sytuacji w jakiej stawiali nas już dwukrotnie – komentował, nawiązując do wojen gazowych z 2006 i 2009 r. wywołanych przez Rosję w środku zimy, czyli w okresie największego zapotrzebowania na gaz.
Rozstrzygnięcie sporu, to jednak nie kwestia dni czy miesięcy a lat. Jak wskazują eksperci 4 miesiące zajmuje sam proces przyjmowania wnosku o arbitraż a rozpoznanie sporu to minimum kolejne 2 lata.
W ocenie większości z nich Ukraina ma jednak wielkie szanse na wygraną w Sztokholmie – przede wszystkim dlatego, że Kreml a w ślad za nim Gazprom nową cenę na dostarczany Ukrainie gaz ziemny opierają na rosyjskiej agresji na Krymie i niezgodną z prawem międzynarodowym i nieuznawaną przez wspólnotę międzynarodową aneksję półwyspu, z czego zdaniem Rosji wynikać miałaby likwidacja zniżki handlowej z 2010 r. powiązanej ze zgodą Ukrainy na przedłużenie stacjonowania Floty Czarnomorskiej. Zwracają także uwagę na fakt, że w 2010 r. w ramach tzw. umów charkowskich z umowy gazowej z 2009 r. wykreślono punkty jakie przewidywały kary za mniejsze niż zakontraktowane odbiory gazu.
Jeśli ktoś złamał umowę to zrobili to Rosjanie, bo niezgodnie z nią wstrzymali dostawy – przekonuje Jurij Korolczuk z kijowskiego Instytutu Energetycznych Strategii. – Gazprom ma prawo wystąpić do arbitrażu o rozstrzygnięcie sporu, ale nic go nie zwalnia od obowiązku dostarczania gazu ukraińskiemu odbiorcy.
Zdaniem Wołodymira Omelczenki z Centrum Razumkowa ukraiński rząd powinien być w relacjach z Kremlem i Gazpromem twardy. – Ukraina nie może sobie pozwolić na to, by po zawyżonych cenach subsydiować kraj-agresora. Rząd powinien trzymać twarde stanowisko, domagać się rynkowej ceny na gaz i nie iść na jakieś schematy typu RosUkrEnergo – uważa.
– Warto zwiększyć dostawy gazu rewersowego z Europy, przyciągnąć europejskie koncerny do zapełnienia ukraińskich zbiorników gazu. Dziś europejskie terminale LNG są wykorzystane w zaledwie 35 proc. a mogą w sumie przyjąć 200 mld m3 gazu rocznie z krajów Zatoki Perskiej, północnej Afryki, Ameryki Południowej. Dziś innego wyjścia jak pozbyć się zależności od rosyjskiego gazu nie ma. Inaczej w ogóle powstanie pytanie energetycznego bezpieczeństwa kontynentu europejskiego – przekonuje Omelczenko.
Rosyjski rewolwer nabity ślepakami
W ocenie ekspertów Władimir Putin rozpoczynając kolejną wojnę gazowa z sąsiadem wybrał tym razem bardzo niefortunny moment. A rewolwer jaki Rosjanie przystawili do głowy Ukrainie tym razem nie wypali.
– Mamy całkiem inny czas. Jeśli przyjrzeć się poprzednim wojnom gazowym to toczyły się one w środku zimy kiedy zużycie w Ukrainie jest trzy a nawet cztery razy wyższe niż latem -większość gazu idzie wówczas na ogrzewanie. Teraz zużycie gazu mniej więcej odpowiada własnemu wydobyciu. To oznacza, że obecne zapasy – zgromadzone w podziemnych zbiornikach 13,5 mld m3 gazu pozostaną nienaruszone do jesieni – ocenia Aleksandr Paraszczyj analityk kijowskiej firmy Concorde Capital.
Paradoksalnie sama Rosja „dba” o zmiejszanie zużycia gazu ziemnego przez ukraiński przemysł – kolejne zakłady na terenach obwodów ługańskiego i donieckiego w związku z działaniami zbrojnymi finansowanych i zbrojonych przez Kreml dywersantów i separatystów ograniczają lub wręcz przerywają produkcję.
Słowa szefa Naftohazu potwierdził ukraiński ekspert energetyczny Dmitrij Marunicz. – W zasadzie uwzględniając to, że teraz zużycie nośników energii przez przemysł się zmniejszyło gazu z własnego wydobycia, którego mamy około 1,2 mld m3 miesięcznie wystarczy Ukrainie do końca września.
Problemem, jego zdaniem mogłoby być niezapełnienie podziemnych zbiorników. Groziłoby to ryzykiem zerwania tranzytu do odbiorców z UE i ukraińskich odbiorców w okresie zimowym. Do tego, żeby zagwarantować dostawy rosyjskiego gazu do UE w ukraińskich zbiornikach podziemnych powinno być jesienią 18-20 mld m3 gazu.
Jednak akurat to ryzyko, jak się zdaje, uda się szybko usunąć. Komisja Europejska wystąpiła do europejskich firm gazowych o kupno gazu i składowanie go w ukraińskich zbiornikach gazu położonych na terenie zachodniej Ukrainy. Dzięki interwencji UE udało się także zawrzeć porozumienia na dostawy rewersowe gazu ziemnego z Europy, jakie praktycznie ograniczają ryzyko gazowego szantażu Ukrainy.
Rewers, czyli szach mat dla Gazpromu
Optymalny kierunek rewersowych dostaw gazu dla Ukrainy przebiega przez terytorium Słowacji, na którą do tej pory silnie naciskał Kreml, próbując zablokować zawarcie umów umożliwiających dostawy. Ostatecznie Rosjanie ponieśli jednak porażkę – po dwóch latach negocjacji słowacki operator gazowy Eustream i ukraiński Naftohaz podpisały pod koniec czerwca porozumienie, na mocy którego od 1 września tego roku Ukraina będzie mogła otrzymywać w rewersie rurociagiem Wojany-Użhorod 27 mln m3 gazu na dobę, czyli prawie 10 mld m3 rocznie.
Uwzględniając to, że Węgry dostarczają obecnie 11-12 mln m3 na dobę przy maksymalnych możliwościach wynoszących 14,6 mln m3 na dobę oznacza to, że już 1 września tylko z Węgier i Słowacji Ukraina będzie miała zagwarantowane 15 mld m3 gazu rewersowego rocznie. Łącznie z gazem z własnego wydobycia daje więcej niż zeszłoroczne zużycie gazu ziemnego przez Ukrainę.
Równocześnie, jak poinformowały ukraińskie media, jedna z niemieckich firm (wskazuje się, że najprawdopodobniej jest to RWE) gotowa jest sprzedawać Ukrainie gaz po 300 dolarów za tys. m3 – czyli o 185 dolarów taniej niż żąda Rosja i to biorąc na siebie koszty transportu surowca z Rosji do Niemiec i z powrotem do granicy ukraińskiej.
Kijowska obrona rurą
Równocześnie z próbami zagwarantowania sobie alternatywnych źródeł dostaw gazu Kijów postanowił zająć się warunkami tranzytu rosyjskiego paliwa przez swoje terytorium. Według danych rosyjskiego opozycjonisty Borysa Niemcowa rynkowy koszt transportu 1 tys. m3 gazu ponoszony dziś przez Gazprom to 6 dolarów za 100 km. Tymczasem obowiązująca dziś dla rosyjskiego koncernu taryfa tranzytowa przez Ukrainę to raptem 3 dolary za 1 tys. m3.
Ukraiński rząd polecił Narodowej Komisji Regulowania Elektroenergetyki wprowadzić „uzasadnione taryfy” na tranzyt rosyjskiego gazu przez terytorium Ukrainy.
– NKRE powinna niezwłocznie wypełnić moje zarządzenie o ustanowieniu ekonomicznie uzasadnionych taryf na transport rosyjskiego gazu przez terytorium Ukrainy. My rosyjskiego Gazpromu dotować nie będziemy – oświadczył premier Arsenij Jaceniuk.
Nad Dnieprem pojawiają się jednak głosy ekspertów zachęcające do całkowitego zablokowania tranzytu.
Zdaniem Wołodymyra Omelczenki z Centrum Razumkowa Ukraina w ogóle powinna rozważyć sens świadczenia Gazpromowi usług tranzytowych, tym bardziej że mając rozdzielone systemy wewnętrzny i tranzytu bez wiekszych problemów technologicznych mogłaby to przeprowadzić. Co więcej, to Ukraina dysponuje podziemnymi zbornikami na dziesiątki miliardów metrów sześciennych gazu. Byłaby więc na wygranej pozycji, a nie Rosja która swojego gazu nie ma gdzie magazynować.
– Dlaczego powinniśmy świadczyć usługi tranzytowe agresorowi, który finansuje terrorystów i wysyła ich na nasze terytorium? Gdybyśmy przestali to robić Rosja miałaby wielki problem z konserwacją odwiertów. Tym bardziej, że Ukraina nie ma żadnych prawnych zobowiązań wobec krajów eurpejskich. Byłby to naprawdę silny cios dla Rosji. Każdej doby traciłaby ona w ten sposób prawie 100 mln dolarów – przekonuje Omelczenko.
Gdyby Ukraina rzeczywiście zdecydowała się na postawienie sprawy na ostrzu noża nad Gazpromem zawisłyby czarne chmury.
– Jeśli chodzi o rurociągi Jamał-Europa, Nord Stream i zapasy gazu w zbiornikach na terytorium UE to tych ilości nie wystarczy żeby zrekompensować straty zdolności przesyłowych jakie wynikłyby przy zamknięciu przez Ukrainę tranzytu – przyznał ostatnio szef Gazpromu Aleksiej Miller.
Zakręcenie kurka ukraińskie władze traktują jednak na razie jako ostateczność. – Ukraina jest w stanie zagwarantować tranzyt rosyjskiego gazu do UE, ale w zamian oczekuje zagwarantowania dostaw rewersem ze Słowacji – ogłosił minister paliw i energetyki Jurij Prodan.
Zbieg okoliczności czy nie, ale dzień po ogłoszeniu wojny gazowej doszło do wybuchu właśnie na tranzytowym rurociągu Urengoj-Pomary-Użhorod łączącym Rosję i Ukrainę ze Słowacją. Jak podał operator gazociągu Ukrtranshaz w położonym na wschodzie Ukrainy obwodzie połtawskim doszło do rozszczelnienia, a w konsekwencji do potężnego pożaru. Ukraińskie MSW powołując się na zeznania świadków jacy słyszeli dwa wybuchy wszczęło sprawę karną w związku z podejrzeniem zamachu terrorystycznego, a miejscowi komentatorzy wskazują na „rosyjski ślad” zwracając uwagę, że podobny wybuch na gazociągu miał miejsce w Gruzji podczas rosyjskiej agresji w 2008 r.
Wkrótce po tym, jak agencje podały informację o wybuchu gazociągu wiceszef Gazpromu wyraził „zaniepokojenie stanem ukraińskiej infrastruktury gazowej” i publicznie wysunął przypuszczenie, że „podobne wypadki mogą się powtórzyć”.
Kierunek – oszczędzanie
Dwie szanse – wojny gazowe z 2006 i 2009 r. Ukraina zmarnowała raz po raz podczepiając się do gazowej kroplówki dającej miliardowe zyski oligarchom i oddającej w ręce Moskwy kontrolę nad gospodarką, a tym samym i polityczną. Tym razem wiele wskazuje na to że sprawdzi się powiedzenie „do trzech razy sztuka”.
– Po pierwsze trzeba oszczędzać. Mamy ogromny potencjał w sferze energoefektywności. Trzeba zmienić system subsydiów, wprowadzić totalne montowanie liczników, ocieplać budynki, przebudowywać systemy ogrzewania i oświetlenia. To można i trzeba robić. Jeśli Ukraina w zeszłym roku zużyła 50 mld m3 gazu to trzeba na szczeblu ogólnokrajowym postawić zadanie wyjścia w najbliższych latach na poziom 35 mld m3. Jeśli osiągniemy ten wskaźnik, to w ogóle pozbędziemy się zależności od rosyjskiego gazu – ocenia Wołodymyr Omelczenko.
Tak radykalne zmniejszenie zużycia gazu byłoby możliwe, co pośrednio potwierdzają i europejscy eksperci. Według danych Wspólnoty Energetycznej zużycie energii na jednostkę PKB jest dziś na Ukrainie dziesięciokrotnie wyższe niż średnia dla krajów UE.
Jurij Korolczuk z kijowskiego Instytutu Energetycznych Strategii jest przekonany, że w perspektywie dziesięciu lat Ukraina zmniejszy zapotrzebowanie na gaz do 15 mld m3 rocznie, a to oznacza, że w ogóle przestanie go kupować z zagranicy.
Niezależnie od tych działań ukraiński rząd polecił ministerstwom paliwa i energetyki oraz sprawiedliwości przygotowanie projektu ustawy o stanie nadzwyczajnym w sektorze energetycznym, regulującej zasady korzystania z zasobów energetycznych w warunkach wojny gazowej. – Musimy być gotowi do najtrudniejszych czasów – komentował decyzję premier Jaceniuk.
Zdaniem Iwana Nadeina z Komitetu Energetycznej Niezależności Ukrainy gazowa wojna z Rosją paradoksalnie przyniesie jego krajowi same korzyści. – Będziemy mogli rozerwać niekorzystną umowę gazowa z 2009 r., zdywersyfikujemy dostawy surowców energetycznych, będziemy mogli zwiększyć stawkę za tranzyt gazu, będziemy oszczędzać i zmniejszać zużycie gazu i zaczniemy wykorzystywać swój własny potencjał energetyczny – wylicza.
W jego ocenie samo tylko wykorzystanie twardych biopaliw pozwoli za kilka lat zrezygnować z zakupu od 3,5 do 7 mld m3 gazu rocznie. I jeśli wcześniej nikt nie był tym zainteresowany, bo wyższe kierownictwo kraju chciało dostawać swoje procenty z gazowego kontraktu z Rosją, to teraz przyszedł czas wykorzystywać swój własny potencjał energetyczny – przekonuje.
Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl
http://www.obserwatorfinansowy.pl/wp-content/uploads/2013/12/Otwarta-licencja.png