Podpisanie umowy stowarzyszeniowej pomiędzy Unią Europejską i Ukrainą nie kończy problemów naszego sąsiada z wyborem kierunku rozwoju. W czasie, gdy nad Dnieprem rozpoczynają się prace nad przystosowaniem gospodarki do wymogów unijnych w roli hamulcowego ukraińskiej eurointegracji wystąpiły Niemcy, oskarżane o rozgrywanie za plecami UE własnej gry z Rosją.
Podpisanie 27 czerwca gospodarczej części umowy stowarzyszeniowej zakończyło etap deklaracji i sporów o kierunek rozwoju naszego wschodniego sąsiada i rozpoczęło fazę konkretnych działań. Parlamenty krajów członkowskich i samej Ukrainy czeka teraz proces ratyfikacji traktatu a Kijów zmudne dostosowywanie się do zasad panujących na wspólnotowym rynku.
Po pierwsze standardy
Nad Dnieprem na pierwszy plan wysuwają się teraz kwestie związane z dostosowaniem ukraińskich produktów do standardów obowiązujących w Europie. By to osiągnąć Ukraina będzie musiała implementować setki unijnych aktów normatywnych.
– Umowa z UE ogarnia całe spektrum zagadnień. Na dziś strona ukraińska zobowiązała się do implementacji około 550 europejskich aktów prawnych. Wśród nich znalazły się akty dotyczące inwestycji, a w szczególności kwestii ochrony praw akcjonariuszy, ochrony prawa własności. Tym w najbliższym czasie będzie zajmować się Ukraina – poinformowała Natalia Sidoruk z ukraińskiego ministerstwa rozwoju gospodarczego i handlu.
Ukraiński rząd nie zostanie w tej kwestii bez wsparcia ze strony UE. We wszystkich ministerstwach mają pojawić się unijni „nadzorcy”, którzy na bieżąco będą kontrolować proces przechodzenia na standardy unijne.
– Standardowe biurokratyczne podejście do reformowania gospodarki jakie było na Ukrainie do tej pory doprowadziło do tego, że nic nie zostało już z gospodarki – uzasadniał radykalną decyzję premier Arsenij Jaceniuk.
Kijów może też liczyć na bieżące wsparcie finansowe z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który już wiosną zatwierdził antykryzysowy program pomocowy dla Ukrainy (Kijów mógłby w ciągu najbliższych dwoch lat otrzymać w sumie 17 mld dolarów kredytu). Pierwszą transzę w wysokości 3,7 mld dolarów Kijów otrzymał na początku maja kolejne transze ma otrzymywać co dwa miesiące pod warunkiem wypełniania założeń programu. Równolegle więc z przygotowaniami do podpisania części ekonomicznej umowy stowarzyszeniowej w Kjowie rozpoczęła pracę misja MFW mająca wypracować warunki udostępnienia Ukrainie drugiej transzy programu Stand-by w wysokości 1,4 mld dolarów.
– Niezbędne jest przeanalizowanie tego, co już zostało zrobione od momentu zatwierdzenia programu – komentował szef misji MFW w Kijowie Nikołaj Georgiew, zapowiadając zwrócenie szczególnej uwagi na postępy w reformowaniu gospodarki i kwestie realizacji założonych wskaźników budżetowych.
Jak jednak zauważają eksperci znad Dniepru główny ciężar przechodzenia na europejskie standardy będzie spoczywać na ukraińskich przedsiębiorcach.
– Ukraińskie firmy nie czekając na kroki ze strony władz same powinny zacząć przechodzić na europejskie standardy jakości – uważa Mike Emerson z Centrum Europejskich Badań Politycznych zwracając jednocześnie uwagę na przesadzone negatywne konsekwencje przechodzenia na nowe standardy jakie rysowała przed ukraińskim przemysłem ekipa Wiktora Janukowycza rzucająca kwotę nawet 160 mld euro jaką należałoby wydać na dostosowanie gospodarki do standardów UE. Tym bardziej, że jak podkreśla Emerson, w umowie stowarzyszeniowej nie wskazano żadnych terminów przechodzenia na euronormy, a zatem to firmy same będa decydować, czy i kiedy na nie przechodzić.
Ukraińcy chcą Europy
Mimo, że decyzja o wyborze kierunku integracji Ukrainy została podjęta nieliczni dziś reprezentanci obozu prorosyjskiego wektora nie przestają straszyć współobywateli. Stowarzyszenie z UE ma ich zdaniem oznaczać dla Kijowa „chłodną zimę, zatrzymanie fabryk, wzrost bezrobocia, dalszy upadek hrywny, zmniejszenie wypłat socjalnych, ubożenie ludności”.
Prorosyjski „Komitet Obywatelskich Inicjatyw” przedstawił ostatnio wyliczenia, zgodnie z którymi coroczne straty Ukrainy „wynikające ze zepsutych relacji z Rosją” miałyby sięgnąć astronomicznej kwoty 33 miliardów dolarów rocznie. Niezależnie od tego dla samodzielnego funkcjonowania Ukraina miałaby już teraz potrzebować dotacji na poziomie 25-30 miliardów dolarów rocznie, więc w sumie dziura budżetowa po stowarzyszeniu wynosić miałaby 55-60 miliardów dolarów rocznie.
15 miliardów dolarów rocznie Ukraina miałaby stracić z powodu zmniejszenia eksportu do krajów Związku Celnego. Mniej pieniędzy mieliby przesyłać do domu pracujący na terenie Rosji ukraińscy gastarbeiterzy, jak przekonuje Rosja zarabiający łącznie 11-15 miliardów dolarów. Podliczanie ile zarobili w ciągu roku emigranci, jacy osiedli w Rosji bez uwzględnienia różnicy między sumą zarobków a tą częścią z nich jaka zostaje wydana na egzystencję może robić wrażenie ale niewiele ponadto. Zeszłoroczne szacunki ukraińskiego Ministerstwa Dochodów i Podatków pokazywały, że zdecydowana większość przekazów z zagranicy pochodzi od zarobkowych emigrantów jacy wyjechali do krajów UE i łącznie sięga ona 7 mld dolarów.
Kolejną pozycję w wyliczeniu strat miałaby zdaniem przedstawicieli obozu prorosyjskiego stanowić turystyka – potok turystów przyjeżdżających na Ukrainę miałby spaść o 50 proc. przynosząc Ukrainie 1,5 mld dolarów strat. Tyle że o drastycznym zmniejszeniu ruchu turystycznego można mówić jedynie w wypadku okupowanego przez Rosję Krymu, przy czym 70 proc. z ogólnej liczby 6 mln osób co roku odwiedzających półwysep stanowili turyści wewnętrzni przyjeżdżający na wypoczynek z innych regionów Ukrainy. Nie ma zaś najmniejszych przesłanek by uważać, że ktokolwiek zrezygnuje z przyjazdu na Ukrainę dlatego że stanie się ona państwem stowarzyszonym z UE – okresowe ograniczenie ruchu turystycznego będzie może miało miejsce, ale z całkiem innego powodu – wojny toczonej przez szkolonych, zbrojonych i wysyłanych na wschód Ukrainy przez Rosję terrorystów.
Jak się zdaje, rosyjska agresja ostatecznie pogrzebała złudzenia, co do atrakcyjności wschodniego wektora integracji Ukrainy. Według najnowszego sondażu przeprowadzonego przez kijowskie Centrum Razumkowa 52,7 proc. Ukraińców opowiada się za eurointegracją, ścisłych związków z Rosją chce dziś zaledwie 16,5 proc. 73 proc. obywateli nie widzi żadnych zagrożeń dla swojego kraju ze strony Unii Europejskiej i mniej więcej tyle samo postrzega jako zagrożenie Rosję.
Hamulcowy z Berlina
Tymczasem nad Dnieprem oraz częściej daje się słyszeć oskarżenia wobec Niemiec o blokowanie realnej eurointegracji Ukrainy i prowadzenie za plecami Unii własnej gry z Moskwą coraz otwarciej określanej tu mianem „gospodarczego paktu Ribbentrop – Mołotow”.
Zarzuty jakie padają w Kijowie pośrednio zdaje się potwierdzać sama Angela Merkel.
– Handlowa część umowy będzie funkcjonować nie od razu. Najpierw odbędą się techniczne rozmowy z udziałem Rosji, Komisji Europejskiej i Ukrainy – oświadczyła w Brukseli tuż po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej, dodając o „konieczności znalezienia rozwiązań, które usuną niepokój Rosji”.
– W układzie forsowanym przez Berlin Ukraina zamienia się w konfederację, gdzie zewnętrzni gracze umacniają swoje strefy wpływu. Rosja otrzymuje gwarancje tranzytu gazu przez nasze terytorium i kontroli nad wschodem Ukrainy. To plan Bośnia 2.0 albo dosadniej nowa wersja paktu Ribbentrop-Mołotow mająca nawiązywać do modelu jaki istnieje w Bośni i Hercegowinie charakteryzującego się słabością państwa nie posiadającego wystarczająco środków, żeby rozwiązać sprzeczności pomiędzy regionami – przekonuje Jurij Romanienko, szef ukraińskiego centrum analitycznego Strategema.
Romanienko wylicza elementy takiego planu: nad Dnieprem powstaje chwiejne państwo z osłabionym centrum, Rosja otrzymuje kontrolę nad wschodem Ukrainy „podkarmiając” tamtejszych oligarchów zamówieniami, wspólnie z Niemcami (formalnie z UE) Rosja otrzymuje kontrolę nad ukraińską siecią tranzytowych gazociągów, wsparcie MFW i innych międzynarodowych instytucji miałoby być kierowane na obszary Ukrainy nie włączone do rosyjskiej strefy wpływów wzmacniając w ten sposób podział kraju.
Równocześnie z oficjalną zapowiedzią kanclerz Niemiec prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zmuszony był na osobiste żądanie Angeli Merkel zgodzić się na włączenie do rozmów z finansowanymi przez Kreml separatystami prowadzącymi na terenie Donbasu wojnę z legalnymi władzami kraju Wiktora Miedwiedczuka – powiązanego osobistymi więzami z Władimirem Putinem (włodarz Kremla jest ojcem chrzestnym jego córki) i mającego na Ukrainie opinię „namiestnika Putina”, byłego szefa administracji ukraińskiego prezydenta Leonida Kuczmy.
Kierowane przez Miedwiedczuka prokremlowskie stowarzyszenie Ukraiński Wybór mające śladowe poparcie obywateli, ale za to jak twierdzą w Kijowie, płynące szerokim strumieniem z Kremla nielegalne fundusze od kilku lat prowadziło na Ukrainie akcję antystowarzyszeniową, strasząc Ukraińców „katastrofalnymi skutkami związków z UE” i zachwalając uroki członkostwa w rosyjskim Związku Celnym. Kiedy jesienią zeszłego roku Wiktor Janukowycz ogłosił decyzję o rezygnacji z podpisania umowy o stowarzyszeniu z UE na ulicach ukraińskich miast pojawiły się tysiące sygnowanych przez organizację Miedwiedczuka bilboardów z hasłem „Rezygnacja ze stowarzyszenia z UE – wykonana. Czas na Związek Celny”. Dziś to właśnie kanclerz Niemiec wyciąga Miedwiedczuka z politycznego niebytu widząc w nim, jak sądzą nad Dnieprem gwaranta realizacji niemieckiej wizji podziału Ukrainy na gospodarcze strefy wpływów.
Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl
http://www.obserwatorfinansowy.pl/wp-content/uploads/2013/12/Otwarta-licencja.png