Pmysły Zachodu na modernizację ukraińskiej gospodarki nad Dnieprem wywołują coraz większy opór. Kiedy się bliżej przyjrzeć niektórym z nich okazuje się, że zamiast pomagać bardziej szkodzą.
Lata mijają, błędy te same
„To co dziś robi z Ukrainą MFW, jest bardzo podobne do tego, co działo się w krajach Ameryki Łacińskiej w latach 80. XX wieku. Wiele tam pracowałem i poznaję ten narzucany punkt widzenia >>jeśli by nam się tylko udało dostać pomoc z zagranicy, bylibyśmy uratowani<<. Taka myśl była również w Ameryce Łacińskiej i także była błędna. To typowe dla MFW i Banku Światowego” – przekonuje w wywiadzie udzielonym kijowskiej gazecie Dień.
„Gdy w 1979 r. mieszkałem w Peru, tamtejsza gospodarka się zawaliła. Jedynym rozwiazaniem zaproponowanym przez MFW było trzykrotne podniesienie ceny benzyny. I kiedy Peruwiańczycy to zrobili, w warunkach wolnego handlu okazało się, że całe mleko, które produkowano w Andach, przyszło wylewać do rzek, bo taniej było kupić mleko w proszku w Holandii. Rada MFW była jednym wielkim szaleństwem. Mam fotografie, na których farmerzy wylewają mleko do rzeki, podczas gdy w Limie nie można było kupić dobrej jakości mleka, bo wszystko było robione z holenderskiego proszku. Wtedy myślałem, że to jednorazowa pomyłka systemu MFW. Dziś widzę, że od 1979 r. nic się nie zmieniło.” – opowiada Erik Reinert.
Przekonuje, że dopóki istnieje symetryczny wolny handel, czyli wolny handel miedzy krajami o mniej więcej jednakowym poziomie rozwoju, jest bardzo dobrze. Ale asymetryczny handel, polegający na tym, że sprzedaje się surowiec, a importuje gotowe towary (tak jak to robi Ukraina), jest bardzo nieopłacalny dla kraju będącego wytwórcą surowca.
„W lecie MFW przyznał, że w przypadku Grecji popełnili duże błędy. Powinniście zapytać fundusz, jaki konkretnie były to błędy, bo możliwe, że popełniacie te same na Ukrainie.”- zachęca Ukraińców norweski ekonomista.
Patrząc na niektóre pomysły nie tylko MFW, ale także Unii Europejskiej i Banku Światowego dotyczące Ukrainy, trudno nie przyznać mu racji.
Ukraińcy zapłacą za Mińsk?
Unia Europejska i Bank Światowy domagają się od Ukrainy podniesienia akcyzy na papierosy do 90 euro za 1000 sztuk.
„Są dwie podstawowe przesłanki do takiej decyzji. Po pierwsze – dzięki zmniejszeniu ekonomicznej dostępności tytoniu ludność będzie mniej palić. Po drugie – zwiększą się podatki w sferze, która mniej niż inne wpłynie na gospodarkę. Alternatywą podniesienia podatku na tytoń może być zwiększenie podatków od wynagrodzeń, inwestycje albo ogólne wydatki, co negatywnie wpłynie na rozwój gospodarki – przekonywał Patricio Marques, ekspert Banku Światowego do spraw zdrowia. W efekcie paczka papierosów, która dziś w Ukrainie kosztuje ok. 20 hrywien, zdrożałaby o 250 proc.
Ukraińscy obywatele mają zapłacić z własnej kieszeni za problemy Unii Europejskiej z kontrabandą papierosów i utrzymaniem porządku na swoich granicach celnych. Co ciekawe, jak wynika z ustaleń rosyjskiej Nowej Gaziety, zwiekszoną kontrabandę tytoniu Zachód (a konkretnie Niemcy i Francja) sam Unii Europejskiej sprokurował i podniesienie akcyzy przez Ukrainę niewiele zmieni.
Wzrost ilości przemycanych wyrobów tytoniowych to pośredni skutek wymuszonych przez te kraje na Ukrainie tzw. porozumień mińskich oddających pod kontrolę prorosyjskich bojówek część Donbasu. To właśnie tam na niekontrolowanych przez władze w Kijowie terenach znajdują się dwie wytwórnie zalewające „lewymi” papierosami unijny rynek. Jedna z nich działa w Doniecku, druga w Debalcewo – oddanym przez Kijów zimą zeszłego roku pod kontrolę bojówkarzy pod naciskiem Angeli Merkel i Francoisa Hollanda.
Przemyt nie byłby oczywiście możliwy bez uzgodnienia go w kijowskich gabinetach. Pełne bezakcyzowych papierosów ciężarówki muszą nie niepokojone przejechać najpierw przez linię frontu, a potem przez całą Ukrainę do jej zachodniej granicy. W tym kontekście w śledztwie dziennikarskim Nowej Gaziety pojawia się nazwisko Andrieja Taranowa, wiceszefa administracji prezydenta Ukrainy odpowiedzialnego za współpracę ze służbami mundurowymi i służbami specjalnymi, który zginął w wypadku we wrześniu tego roku.
„Przemyt papierosów do Czech, Włoch, Niemiec wzrósł. Kontrabanda szła przez Mukaczewo. Zabezpieczali ja Wiktor Bałoga i Michaił Lanio (Baloga i Lanio to ukraińscy parlamentarzyści – przyp. MK), do obowiązków których należało przeprawianie tytoniu i alkoholu na Węgry” – opisuje Nowaja Gazieta.
Mgliście wygląda także sprawa zwiększonych wpływów do budżetu z tytułu podniesionej akcyzy. Porównując to do sytuacji z wyrobami alkoholowymi, można raczej spodziewać się, że spadną nie tylko, ale i sama produkcja, a Ukraińcy, jak palili, tak będą palić – tyle że papierosy czarnorynkowe i niespełniające żadnych norm jakościowych.
Podnoszenie akcyzy na alkohol doprowadziło już nad Dnieprem do tego, że – jak się szacuje – połowa produkcji to wyroby czarnorynkowe, a wpływy podatkowe – zamiast rosnąć – spadają. W dodatku rosną koszty społeczne. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca alkoholem złej jakości pochodzącym z nielegalnych wytwórni zatruło się 200 osób a ponad 60 na skutek zatrucia zmarło.
Pożegnanie z gwarancjami
Na skutek żądań Międzynarodowego Funduszu Walutowego już niebawem przestaną spać spokojnie klienci państwowego Oszczadbanku. Do tej pory gwarantował on w odróżneniu od banków prywatnych stuprocentową wypłatę wszystkich depozytów – w razie ewentualnego bankructwa miały one być wypłacane bezpośrednio z budżetu państwa. I choć Ukrainę ogarnęła fala bankructw, która sprawiła że z rynku zniknęły 82 banki, pozostawiając swoich klientów na lodzie, klienci Oszczadbanku nie mieli czego się obawiać. Teraz ma się to zmienić.
„Zgodnie z memorandum z MFW rząd i bank centralny wzięli na siebie określone zobowiązania. Nasze działania powinny być skierowane na podniesienie konkurencyjności, a także na polepszenie klimatu biznesowego w Ukrainie. Biorąc to pod uwagę, bank centralny uważa taką decyzję za aktualną i w pełni popiera wypełnienie wszystkich wskazanych w memorandum norm” – ogłosił na początku października ukraiński bank centralny NBU, tłumacząc powody, dla których Oszczadbank, a wraz z nim jego klienci zostanie pozbawiony państwowych gwarancji.
Jak oceniają eksperci, nowe regulacje nie tylko uderzą w klientów banku, ale także osłabią jego pozycję rynkową. Dziś na Oszczadbank przypada 14,7 proc. ogółu depozytów ukraińskiego sektora bankowego. Łączny portfel depozytowy firmy to 170,7 mld hrywien, z czego 58,5 mld hrywien to środki zdeponowane przez osoby fizyczne.
Po co wam ten las
W październiku Unia Europejska po raz kolejny zażądała bezwarunkowej zgody na wycinkę ukraińskich lasów. W zamian za nią i zwiazaną z tym ekologiczną katastrofę urzednicy z Brukseli oferują Ukrainie 600 mln euro kredytu.
„Przekazaliśmy Ukrainie pierwszą transzę pomocy makroekonomicznej i czekamy z drugą w wysokości 600 mln euro. Żeby ją otrzymać, Ukraina musi znieść zakaz eksportu nieprzetworzonego drewna – oznajmił nowo mianowany ambasador UE w Kijowie Hugues Mingarelli.
Unii nie podoba się, że ukraiński parlament, chcąc ratować lasy przed rabunkową wycinką grożącą katastrofą ekologiczną, wprowadził w listopadzie zeszłego roku dziesięcioletnie moratorium na eksport nieprzetworzonego drewna wszystkich poza sosną gatunków, a od 1 listopada 2017 r. ma ono objąć także sosnę.
Tymczasem eksport nieprzetworzonego drewna oznacza dla Ukrainy także kolosalne straty w wymiarze ekonomicznym. Jak wynika z szacunków przeprowadzonych przy okazji przygotowywania ustawy przed wprowadzeniem moratorium, w 2013 r. tylko z obwodu iwanofrankowskiego wywieziono 200 tys. metrów sześciennych nieprzetworzonego drewna, co przy założeniu, że na zabezpieczenie surowcem jednego miejsca pracy potrzeba 200 metrów sześciennych rocznie, oznacza, że Ukraina tylko w tym regionie straciła możliwość zatrudnienia tysiąca osób. Są to konkretne wymierne straty w postaci z jednej strony wydatków socjalnych na utrzymanie bezrobotnych, z drugiej z tytułu nieuzyskanych podatków.
Zupełnie inne niż na Ukrainie podejście do kwestii wycinki lasów Bruksela prezentuje po drugiej stronie granicy. W listopadzie 2015 roku Komisja Europejska wzywała Rumunię do powstrzymania nielegalnej wycinki lasów. Zagroziła władzom twego kraju sankcjami finansowymi. W efekcie 9 stycznia 2016 r. rumuński prezydent Klaus Iohannis podpisał ustawę, która przewiduje, że nielegalna wycinka lasów o powierzchni większej niż hektar jest uważana za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.