Ukraina spłaciła przypadające na lipiec zobowiązania wobec zagranicznych wierzycieli z tytułu oprocentowania pięcioletnich euroobligacji wypuszczonych w 2012 r. , ale agencja ratingowa Moody’s w opublikowanej pod koniec lipca prognozie oceniła, że nadal istnieje ryzyko wprowadzenia przez Ukrainę moratorium na spłatę swojego zadłużenia.
Zdaniem analityków Moody’s wypłata odsetek od obligacji, jaką w ostatniej chwili zdecydował się zrobić rząd miała na celu wyłącznie podtrzymanie trwającego procesu negocjacji w sprawie restrukturyzacji długu przez prywatnych wierzycieli. Moody’s przewiduje że Ukraina wypłaci jeszcze 60 mln dolarów należnych w sierpniu z tytułu odsetek od wartych 1,5 mld dolarów obligacji z terminem wykupu przypadającym na 2021 r.
Momentem zwrotnym ma być wrzesień – wtedy Międzynarodowy Fundusz Walutowy i inne instytucje międzynarodowe mają zażądać od władz Ukrainy przedstawienia porozumienia z wierzycielami prywatnymi, jako warunku dalszego wsparcia makroekonomicznego.
– Oceniamy, że Ukraina wstrzyma się z wykupem 23 września wartych 500 mln dolarów obligacji wypuszczonych w 2010 r. jeśli do tego czasu nie uda się jej zawrzeć porozumienia z prywatnymi wierzycielami – komentowała agencja w swoim komunikacie.
Jakby na potwierdzenie opinii analityków w ostatnich dniach lipca ukraińskie ministerstwo finansów po krótkiej przerwie znów wróciło do gróźb możliwego wprowadzenia moratorium na spłatę zadłużenia zagranicznego.
Kijów bez wyjścia
Ukraina nie ma wyjścia. Musi starać się zrestrukturyzować zadłużenie zagraniczne. Dopiero gdy tak się stanie, zachodnie wsparcie makroekonomiczne, jakie teraz idzie na spłatę zobowiązań, zostanie nad Dnieprem i zacznie pracować na odbudowę gospodarki. Trzeba jakoś przerwać ten zaklęty krąg, w którym rząd pożycza na spłatę długu by potem pożyczać na spłatę kolejnego – uważa Ihor Bukowski, ekonomista z kijowskiego Instytutu Ekonomicznych Badań i Politycznych Konsultacji. W jego ocenie w pierwszym rzędzie restrukturyzowana powinna zostać część komercyjna zadłużenia, z zagwarantowaniem wszystkim wierzycielom równych warunków. – Nie może być tak, że na przykład rosyjskim wierzycielom wypłacamy, a innym każemy czekać – ocenia Bukowski.
Rozmowy o restrukturyzacji ukraińskiego zadłużenia zagranicznego rozpoczęły się na dobre w połowie marca tego roku. Jak podają źródła w Kijowie Ukraina chciałaby umorzenia części kapitału i odsetek oraz odroczenia spłaty pozostałej części zobowiązań. W sumie chciałaby zmniejszyć swoje tegoroczne obciążenia o 5,2 mld dolarów, a w ciągu kolejnych czterech lat w sumie o 15,3 mld dolarów. Komitet wierzycieli ze swojej strony skłonny był odroczyć spłaty kapitału i zgodzić się na zmniejszenia odsetek, nie chciał się natomiast zgodzić na umorzenie części kapitału domagając się wypłaty w pełnej wysokości.
Niedawno zagraniczni wierzyciele dostali ostrzeżenie – w połowie czerwca weszła w życie ustawa dająca rządowi prawo ogłoszenia na okres do 1 lipca 2016 r. moratorium na spłatę zobowiązań wobec prywatnych wierzycieli zagranicznych. Niemal od razu Natalia Jaresko, minister finansów ogłosiła, że zgodnie z ukraińskim ustawodawstwem jej kraj ma prawo ogłosić moratorium, ale dając do zrozumienia, że „na razie” takich planów rząd nie ma.
W połowie lipca komitet wierzycieli i przedstawiciele ukraińskiego rządu poinformowali o „znaczących postępach” rozmów o restrukturyzacji ukraińskiego zadłużenia zagranicznego.
Oczekujemy odpowiedzi na nasze nowe propozycje, które przekazaliśmy wierzycielom – poinformowała pod koniec lipca Jaresko zastrzegając, że nie może podawać żadnych szczegółów bo poufność propozycji była jednym z wymogów stawianych podczas negocjacji.
Według nieoficjalnych informacji ukraiński rząd oczekuje przynajmniej 40 proc. redukcji zadłużenia przez klub wierzycieli prywatnych, na których przypada 20 mld dolarów ogólnej kwoty ukraińskiego długu, w tym zgody na obniżkę oprocentowania i odroczenie spłat.
Rokowania jednak nie są pomyślne dla rządu. Klub wierzycieli ma się twardo domagać spłaty sugerując, że Ukraina będzie mogła liczyć za to na wsparcie makroekonomiczne instytucji międzynarodowych, co zniweluje skutki drenażu i tak już śladowych rezerw walutowych. Wierzyciele mieliby być skłonni do jedynie minimalnego zredukowania ukraińskiego długu o 5 proc.
Tymczasem jednym z warunków zawartego w marcu porozumienia z MFW w sprawie wsparcia makroekonomicznego dla kulejącej ukraińskiej gospodarki jest wynegocjowanie i podpisanie przez Ukrainę porozumienia z wierzycielami prywatnymi. Bez zawarcia tego porozumienia kolejnej transzy pomocy może już po prostu nie być.
Polowanie na jelenia
Choć władze w Kijowie wciąż potarzają, że Ukraina prowadzi wyczerpującą wojnę oczekując przychylności prywatnych wierzycieli trudno się dziwić nieprzejednanej postawie tych ostatnich.
Oficjalna pozycja władz w Kijowie wygląda w ten sposób – jest wojna, nie mamy pieniędzy, obywatele muszą zaciskać pasa i spokojnie patrzeć jak spada ich poziom życia, a Zachód powinien nam dawać kolejne miliardy dolarów. Dla polityków z ekipy Petra Poroszenki i Arsenija Jaceniuka i ich biznesowych przyjaciół reguły są jednak inne, jak dowiodła niedawno historia z rosyjskim oligarchą Konstantinem Grigoriszynem, będącym równocześnie wieloletnim partnerem biznesowym Petra Poroszenki.
Ukraina, która oficjalnie nie ma pieniędzy na spłatę swoich zobowiązań wobec zachodnich kredytodawców, ma jednak pieniądze żeby pompować je w kieszeń zaprzyjaźnionego z Poroszenką oligarchy z Moskwy. Jak ujawniły serwis informacyjny The Insider i Radio Swoboda, a w ślad za nimi inne media w Kijowie, Ukraina kupuje od rosyjskiego oligarchy po zawyżonej cenie transformatory dla sieci energetycznych tracąc na tym 100 mln dolarów, jakie mają wylądować w kieszeni zaprzyjaźnionego z ukraińskim prezydentem Rosjanina.
Biznesowy przyjaciel Poroszenki miał też według informacji dziennikarskiego projektu antykorupcyjnego Naszi Hroszi w czasie zimowej paniki na rynku walutowym wyprowadzić z Ukrainy do Rosji, manipulując cenami transakcyjnymi eksportowanych wyrobów co najmniej kilkadziesiąt milionów dolarów unikając przy okazji płacenia ukraińskiego cła wywozowego i podatku dochodowego. Kontrolowana przez Poroszenkę prokuratura, uważana przez obywateli za jeden z najbardziej skorumpowanych organów państwa – jak opisują kijowskie media – pozwala by miliardy dolarów rozkradzione przez ekipę Janukowycza rozpłynęły się w sieci międzynarodowych powiązań. W tym samym czasie ukraiński rząd z trudem wypłacał 130 mln euro należnego oprocentowania od wypuszczonych obligacji walutowych do ostatniego momentu trzymając w niepewności zachodnich wierzycieli.
Na to wszystko nakłada się jeszcze gigantyczna szara strefa gospodarki, jaka przynosi krocie rządzącej ekipie oligarchów jednak nie pozwala na prowadzenie racjonalnej polityki budżetowej państwa. Już nawet oficjalne źródła rządowe mówią o tym, że na szarą strefę przypada 42 proc. ukraińskiej gospodarki. – Według naszych ocen szara strefa to 42 proc. gospodarki. Ale przedstawiciele niektórych sektorów podawali swoje oceny ze znacznie wyższymi wskaźnikami. Na przykład w wynajmie nieruchomości to 60 proc., a w przemyśle lekkim 67 proc. – poinformowała w lipcu wiceszefowa resortu finansów Olena Makejewa.
Pomimo to, ekipa oligarchy Petra Poroszenki cały czas zdaje się wierzyć, że unikając płacenia podatków, robiąc prywatne biznesy z Rosją i rozkradając to co jeszcze pozostało z ukraińskiej gospodarki, utrzymując skorumpowane struktury sądownictwa i prokuratury pompujące strumienie łapówek do kieszeni rządzących można jednocześnie skutecznie szantażować Zachód wojną z Rosją i wymuszać uzupełnianie przezeń kasy państwa pustoszonej własnym złodziejstwem.
Informacji o wielkości szarej strefy na Ukrainie jest zatrzęsienie. Wskazują one na wielką skalę korupcji, w którą uwikłani są przedstawiciele ukraińskich władz i administracji, czy prokuratury. Stawia to pod znakiem zapytania jej zdolność do spłacania ukraińskich zobowiązań.
Przykładowo – wiceszef administracji obwodu dniepropietrowskiego Światosław Olijnyk jeszcze zimą, w wywiadzie udzielonym zimą serwisowi informacyjnemu Glavcom szczegółowo opisał historię z przekazaniem przez siebie ówczesnemu prokuratorowi generalnemu Witalijowi Jaremie i szefowi administracji prezydenta Borysowi Łożkinowi dowodów w sprawie przestępczego centrum zajmującego się generowaniem lewych obrotów dla firm w celu unikania płacenia podatków i związanej z jego wykryciem gigantycznej wynoszącej 400 tys. dolarów łapówki dla prokuratury, która wzięła na siebie ochronę nielegalnego procederu. Sprawę zatuszowano a nielegalny proceder kwitnie tyle, że już nie w Dniepropietrowsku a w Kijowie.
Jak ujawniła w czerwcu stacja telewizyjna 2+2 firma lidera wspierającej Petra Poroszenkę parlamentarnej frakcji „Wolia Naroda”, złożonej w większości z polityków byłej Partii Regionów Igora Jeremiejewa uczestniczyła według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w kontrabandzie paliwa z okupowanego Krymu. Tylko na jednej dostawie 6 tysięcy ton paliwa dieslowskiego budżet państwa miał stracić 20 mln hrywien z tytułu niezapłaconego cła. Jeremiejew miał też zarabiać na sprzedaży w warunkach korupcyjnych po zawyżonej cenie paliwa dla ukraińskiej armii.
Biznesy z Rosją
Pomimo przyjęcia jeszcze w zeszłym roku stosownej ustawy Ukraina dotąd nie ogłosiła własnej listy osób i firm rosyjskich objętych sankcjami gospodarczymi Kijowa. Dopiero w ostatnich dniach lipca Ukraina pod naciskiem zachodnich partnerów obiecała przyłączenie się do sankcji Unii Europejskiej wobec Rosji.
Jak poinformowała agencja Bloomberg ukraiński prezydent Petro Poroszenko i jednocześnie właściciel koncernu cukierniczego Roshen, który skarży się na niemożność zrealizowania swojej obietnicy wycofania się z rosyjskiego rynku odrzucił złożoną przez koncern Nestle propozycję odkupienia zakładów Roshen w rosyjskim Lipiecku za miliard dolarów, żądając za nie 3 mld dolarów. Jak dodają źródła ukraińskie reprezentanci Poroszenki mieli początkowo zażądać 1,2 mld dolarów, a gdy szwajcarski koncern wyraził zgodę podnieść cenę do zaporowych 3 mld dolarów, dając w ten sposób do zrozumienia, że oferta sprzedaży jest w rzeczywistości fikcyjna, a właściciel nie ma zamiaru z rosyjskiego rynku wychodzić. Co ciekawe według najnowszego rankingu Bloomberga wartość wszystkich aktywów Poroszenki wliczając w to także rosyjską filię koncernu Roshen, to zaledwie 720 mln dolarów.
Rozkradanie gospodarki
W marcu 2015 roku ówczesny szef Państwowej Inspekcji Finansowej Mykoła Hordijenko ogłosił, że jest w posiadaniu dowodów na rozkradzenie przez rządzącą ekipę 7,5 mld hrywien. Dyrektor Instytutu Rozwoju Gospodarki Ukrainy Ołeksandr Honczarow komentował wówczas wywołane tymi informacjami wzburzenie zachodnich wierzycieli Ukrainy: „Wiele lat współpracując z zachodnimi finansistami i inwestorami, doskonale rozumiem logikę ich tak ostrej reakcji. Przecież jeśli oni zaczną tak lekko darowywać długi, to w ten sposób oni jakby dadzą carte blanche albo nieograniczone pełnomocnictwa do dalszego rozkradania ich miliardowych kredytów, jednym słowem, wyciągajcie ile chcecie z naszych kieszeni. Ale oni, w odróżnieniu od naszych szeregowych podatników nie przywykli do tego, żeby z ich kieszeni tak po prostu kradli”.
Pod koniec czerwca premier Arsenij Jaceniuk udzielił gazecie „Nowoje Wriemia” wywiadu w którym potwierdził gigantyczną skalę rozkradania gospodarki i korupcję polityczną związaną z państwowym sektorem gospodarki: „To główne źródło korupcji w państwie. Przy czym to taka specyficzna korupcja. To polityczna korupcja – siedzieć na strumieniach pieniędzy. Pod każdym ministerstwem są dziesiątki, setki firm. Obowiązkowo pojawiają się partie polityczne, które stawiają tam swoich ludzi. Kradną. W firmach państwowych kradną” – przyznawał premier ukraińskiego rządu.
Bankructwo nie byłoby złe?
Tymczasem w Kijowie coraz częściej słychać opinie, że wobec faktycznie prorosyjskiej polityki Zachodu, który chciałby kosztem Ukrainy szybko zakończyć spór z Rosją i wrócić do robienia biznesów z Moskwą najlepszym rozwiązaniem byłoby zaprzestanie sobie zawracania głowy tym co powiedzą rynki międzynarodowe, ogłoszenie bankructwa i zajęcie się rozwiązywaniem własnych problemów samodzielnie. – Nie ma sensu bać się bankructwa. Jeśli nie zmieni się polityka gospodarcza to prędzej czy później do niego dojdzie – uważa kijowski analityk gospodarczy Jurij Hawryłeczko.
Jego zdaniem publiczne oświadczenia przedstawicieli rządu o możliwym bankructwie mogą być częścią zakulisowych ustaleń z posiadaczami największych pakietów obligacji. W efekcie takich oświadczeń pada cena obligacji i zainteresowani mogą skupić je tanio koncentrując w swoich rękach duże pakiety dające im mocna pozycję w rozmowach z ukraińskimi władzami. Techniczna niewypłacalność nie oznacza odmowy obsługi długu a jedynie ograniczenie się do wypłat oprocentowania, jakie w przypadku obligacji ukraińskich wynosi 9-10 proc. w skali rocznej, czyli trzy razy więcej niż dają dziś obligacje państw zachodnich. Posiadacze obligacji w naturalny sposób są zainteresowani w tym, by państwo jak najdłużej wypłacało oprocentowanie – ocenia Hawryłeczko.