Subsydia z budżetu zagwarantowały firmom gazowym na Ukrainie 2 mld dol.

1204

Przeprowadzona w ciągu ostatnich trzech lat seria podwyżek cen gazu ziemnego sprawiła, że sektor gazowy stał się jednym z najbardziej rentownych segmentów ukraińskiej gospodarki. O prawo zarabiania na nim toczy się nad Dnieprem ostra walka.

Według danych opublikowanych przez koncern Naftohaz w 2016 r. Ukraina zużyła 33,2 mld m3 gazu ziemnego. Niemal 20 mld m3 to zużycie prywatne, 9,9 mld zużył przemysł a 3,6 mld wykorzystano na potrzeby technologiczne systemu gazociągów i magazynów gazu. Zapasy gazu na terenie Ukrainy szacuje się na 5,6 bln m3, z czego 924 mld m3 to złoża, z których wydobycie jest możliwe i opłacalne. W zeszłym roku ukraińskie firmy wydobyły łącznie 20,3 mld m3 gazu ziemnego zwiększając wydobycie w stosunku do 2015 r. o 5,4 mld m3. Spadł zaś import błękitnego paliwa za pośrednictwem europejskiego rewersu.

Największy udział w wydobyciu gazu, bo aż 75 proc., ma państwowy koncern Ukrhazwydobuwannija, drugie miejsce zajmuje Ukrnafta (koncern o mieszanym kapitale państwowym i prywatnym), za nimi plasuje się peleton małych spółek wydobywczych powiązanych z politykami kolejnych rządzących Ukrainą ekip. Kierownictwo Ukrhazwydobuwannija zapowiedziało, że w tym roku zamierza zwiększyć wydobycie gazu do 15,2 mld m3.

Po serii decyzji Narodowej Komisji Regulacji Energetyki kontrolowanej przez ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenkę Ukraińcy płacą dziś za 1 tys. m3 gazu ziemnego 6870 hrywien, czyli ok. 250 dolarów. To, jak wynika z przygotowanej w zeszłym roku koncepcji rozwoju państwowego koncernu Ukrhazwydobuwannija na lata 2017-2020 dwukrotnie więcej niż uzasadniałyby potrzeby inwestycyjne firm wydobywczych.

O różnicę pomiędzy zatwierdzoną przez władze ceną a realną wartością rozpoczęła się ostra walka.

„Mamy dużo zapasów gazu i dużo go zużywamy. Możemy wydobywać gaz i na miejscu go sprzedawać. To nie sytuacja jak w Katarze czy na Półwyspie Jamalskim, gdzie trzeba wydobyć gaz i potem myśleć, jak go przywieźć do Europy. Tu wydobywa się gaz, tu się go zużywa i sprzedaje po europejskiej cenie. To dobry, perspektywiczny rynek” – ocenia Giennadij Kobal z firmy konsultingowej ExPro Ukraina.

Cenowy samograj

„Wprowadzeniem rynkowej ceny na gaz ziemny rząd wykorzenił korupcję w systemie kształtowania cen na gaz; nie będziemy podtrzymywać nadużyć w sektorze gazowym. Taryfy są wysokie, ale są kompensatory – państwo zapłaci za każdego, kto tego potrzebuje” – obiecał premier Wołodymyr Hrojsman podczas listopadowego posiedzenia rządu, na którym omawiano sprawę gazu.

Ukraiński premier pośrednio potwierdził tym samym zarzuty stawiane przez krytyków reformy. Twierdzą oni, że w rzeczywistości „gazowa reforma” sprowadziła się do tego, że po wymyślonej w gabinetach władzy cenie gaz jest fikcyjnie sprzedawany obywatelom. Bo w rzeczywistości to nie Ukraińcy tylko państwo płaci za gaz spółkom gazowym. Większości Ukraińców na gaz bowiem nie stać, zamiast nich płaci więc w postaci subsydiów budżet państwa.

Dzięki stworzonemu – z poparciem Zachodu – systemowi subsydiów gigantyczna pompa wyssała w zeszłym roku z budżetu do kieszeni oligarchów kontrolujących sektor gazowy 50 mld hrywien, czyli ok. 2 mld dolarów. Gdyby nie wsparcie państwa wiele z tych rachunków pozostałoby niezapłaconych, a w efekcie ludzie zostaliby nawet odcięci od dostaw. Wtedy nie zarabia nikt. Te subsydia to dla firm gazowych najlepsza gwarancja zysku.

Rząd nie potrafi przy tym wykazać, na czym polega „rynkowość” zatwierdzonych cen gazu. Przed kijowskim sądem toczy się proces o uchylenie decyzji w sprawie podwyżki taryf – w czasie jego trwania prawnicy reprezentujący rząd odmówili przedstawienia wyliczeń będących podstawą podwyżek. Dopiero wtedy wystąpili również z wnioskiem o sporządzenie badań marketingowych, które na użytek postępowania miałyby potwierdzić, że zatwierdzona przez rząd cena jest rzeczywiście rynkowa.

Jednym z podnoszonych przez rząd argumentów na rzecz podniesienia cen gazu na rynku wewnętrznym były potrzeby inwestycyjne państwowego koncernu Ukrhazwydobuwannija. Do 2020 r. zamierza on wydać 3 mld dolarów na wykonanie 67 odwiertów, modernizację 32 starych zespołów wiertniczych i kupno 30 nowych, co ma pozwolić na zwiększenie rocznego wydobycia do poziomu 20 mld m3. Potrzeby inwestycyjne firmy oszacowano na 26 mld hrywien rocznie.

„Niezależni audytorzy proponują zachować takie dochody państwowej firmy i jednocześnie zdjąć ze struktury taryfowej „wszystkie zbędne i nieuzasadnione obciążenia podatkowe”, co pozwoli zmniejszyć taryfy dla ludności do 3262 hrywien za tysiąc m3 [o ponad 50 proc. w stosunku do aktualnej ceny], a przy tym w żaden sposób nie odbije się na planach Ukrhazwydobuwannja dotyczących zwiększenia wydobycia gazu i stawania się firmą bardziej niezależną” – przekonuje ukraiński ekspert Maksim Goldfarb.

Pod koniec listopada zeszłego roku z ministerstwa finansów odszedł organizator systemu weryfikacji wypłat socjalnych w tym subsydiów gazowych Andriej Riazancew, tym krokiem potwierdzając opinie o stworzeniu sztucznego systemu drenażu budżetu.

Jak poinformował przekazano mu, że ministerstwo nie widzi już sensu w jego udziale w systemie weryfikacji wypłat socjalnych, który stworzył i którym kierował przez półtora roku.

Eldorado nie dla wszystkich

Z ukraińskiego rynku niemal wypchnięto zachodnie firmy gazowe. Jako pierwsze odeszły Chevron i Shell – miały zajmować się wydobyciem gazu łupkowego. Umowy w tej sprawie zawarto jeszcze za czasów prezydenta Janukowycza na początku 2013 r.

W połowie listopada z wydobycia w Ukrainie zrezygnowała kolejna zachodnia firma. Australijska Hawkley Oil & Gas Ltd poinformowała o sprzedaży za milion dolarów swoich ukraińskich aktywów firmie Tomeas Assets Ltd. Chodzi o prawa do wydobycia na 20 lat na obszarze 47 km kw. znajdującym się w basenie doniecko-dnieprowskim w złożu Stolarowskim, którego zapasy według szacunków sięgają 5,5 mld m3.

Zdaniem Giennadija Kobala z firmy konsultingowej ExPro Ukraina, odejścia zachodnich firm, to efekt fatalnego klimatu biznesowego nad Dnieprem.

W styczniu o serii przeszukań policyjnych w siedzibie ukraińskiej spółki córki poinformowała notowana na londyńskiej giełdzie brytyjska JKX Oil&Gas. W 2015 r. JKX wywalczyła przed trybunałem arbitrażowym w Sztokholmie decyzję o czasowym ograniczeniu do 29 proc. wysokości renty płaconej za wykorzystanie złóż. Ukraiński rząd postanowienia trybunału nie wykonał, za to oskarżył Brytyjczyków o uchylanie się od zapłaty podatku.

Nie tylko gracze z Zachodu przegrywają starcie z ukraińską oligarchią. Kłopoty ma też państwowy gigant Ukrhazwydobuwanija, który może stracić prawa do kluczowych złóż położonych w obwodzie charkowskim. To matecznik ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa, który, jak donoszą ukraińskie media, poprzez powiązanych ze sobą polityków kontroluje kilka mniejszych firm zajmujących się wydobyciem gazu i konkurujących z państwowym gigantem.

W lutym rada obwodu charkowskiego, odpowiednik naszego sejmiku wojewódzkiego, odmówiła wydania zgody na rozpoczęcie przez Ukrhazwydobuwannija prac rozpoznawczych na kilku lokalnych złożach.

Pieniądz z polityką pod rękę

To, jak silnie ukraiński sektor gazowy powiązany jest z politykami pokazują najlepiej zdarzenia z ostatnich kilku miesięcy wokół zajmującej się wydobyciem firmy Burisma. To firma należąca do Nikołaja Złoczewskiego, byłego ministra środowiska z czasów Janukowycza.

Złoczewski – przedstawiany przez ukraińskie media jako zarządzający „czarną kasą” obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza, do jesieni zeszłego roku był ścigany na Ukrainie listem gończym w związku z oskarżeniami o nielegalne wzbogacenie i pranie brudnych pieniędzy. Na wniosek prokuratury zajęto konta Burismy. A jednak w październiku 2016 r. prokuratura wydała postanowienie o zaprzestaniu ścigania Złoczewskiego, motywując to brakiem możliwości ustalenia jego miejsca pobytu i doręczenia mu postanowienia o postawieniu w stan oskarżenia.

Mimo to już w grudniu – ujawniły ukraińskie media – w Wiedniu doszło do spotkania wiceszefa rządzącej frakcji Bloku Petra Poroszenki i zarazem wieloletniego partnera biznesowego Poroszenki Ihora Kononenki i nieuchwytnego Złoczewskiego. Miesiąc po wiedeńskim spotkaniu prokuratura zdjęła ze Złoczewskiego oskarżenia i umorzyła postępowanie karne zarówno w stosunku do niego samego, jak innych osób z władz Burismy.

W lutym do rady dyrektorów Burismy wszedł były szef centrum antyterrorystycznego CIA Joseph Cofer Black, który dołączył do Huntera Bidena – syna byłego amerykańskiego wiceprezydenta – i byłego prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego, mianowanego na to stanowisko w styczniu 2013 r. podczas najostrzejszej fazy kijowskiego Euromajdanu.

Sytuację w branży wydobywczej miała oczyścić ustawa o transparentności firm działających w tym sektorze. Koncerny miały zostać zobowiązane m.in. do:

  • przedstawiania do wiadomości publicznej informacji o zapłaconych podatkach i daninach publicznych,
  • wypłaconych dywidendach,
  • transferach finansowych, zwiazanych z wykorzystaniem złóż,
  • umowach dzierżawy i uzyskanych koncesjach,
  • skonsolidowanych raportów o wydobyciu i płatnościach.

Zgodnie z założeniami nowe prawo miało zapewnić obywatelom dostęp do pełnej i obiektywnej informacji w sektorze wydobywczym zgodnie z międzynarodowymi standardami. Cel był świetlany, tyle że pod koniec lutego ustawa przepadła w głosowaniu w parlamencie.