Sankcje za Krym uwierają nie tylko Rosję

1313

Rok po rozpoczęciu blokady Krymu widać, że wsparte działaniami ukraińskich obywateli sankcje Zachodu przyniosły efekt. Zachodnie, głównie niemieckie, parcie na odblokowanie możliwości robienia interesów na okupowanym przez Rosję terytorium jest jednak coraz silniejsze.

Krymscy Tatarzy i wspierający ich aktywiści obchodzili 20 września rocznicę rozpoczęcia obywatelskiej blokady Krymu, która doprowadziła do zerwania przez Kijów kontaktów handlowych z okupowanym przez Rosję terytorium i znacząco utrudniła sytuacje gospodarczą okupanta.

Mimo uchwalenia już w 2014 roku przez Zachód sankcji w reakcji na okupację Krymu Kijów wcale nie kwapił się do zerwania kontaktów gospodarczych z zaanektowanym przez Rosję terytorium. Wręcz przeciwnie – jeszcze w sierpniu 2014 r. ukraiński parlament uchwalił przepisy paradoksalnie ułatwiające biznes z Rosjanami, pozbawiające za to wszelkich praw mieszkających na Krymie obywateli Ukrainy. Wysyłka towarów na okupowany Krym stała się dla ukraińskich firm furtką dla dostaw towarów na rynek rosyjski z pominięciem barier celnych.

Blokada – efekty gospodarcze

Dopiero pod naciskiem obywatelskiego protestu, który najpierw zablokował ruch kolumn tirów, a w listopadzie 2015 r. doprowadził do przerwania dostaw energii elektrycznej na okupowany Krym, ukraiński rząd wprowadził w styczniu 2016 r. zakaz dostaw na półwysep. >>czytaj również: Energetyczna blokada Krymu odsłoniła ciemne interesy

W efekcie blokady i wymuszonych nią decyzji władz Krym zmienił się w młyński kamień u szyi rosyjskiej gospodarki (>>więcej na ten temat). Do czasu blokady półwysep był swego rodzaju pompą, która wysysała zasoby z Ukrainy i przesyłała do kraju agresora. W pierwszym roku aneksji – zgodnie z ukazująca jedynie wierzchołek góry lodowej oficjalna statystyką – z kontynentalnej Ukrainy dostarczono na Krym towary o wartości przekraczającej 1 mld dol. Teraz cały ciężar zaopatrzenia spadł na okupanta, który ponadto stracił wygodny sposób obejścia rosyjskich sankcji odwetowych, zapełniając puste półki rosyjskich sklepów towarami z Ukrainy – komentują nad Dnieprem.

– Dzięki obywatelskiej blokadzie udało się nam powstrzymać wielki strumień nieobłożonej podatkami i cłami nielegalnej produkcji, która bogaciła okupanta i poniżała Ukrainę – podsumowywał efekty blokady Eskender Barijew, jeden z liderów medżlisu (rządu) Tatarów Krymskich.

Sankcje i obywatelski monitoring są na tyle skuteczne, że praktycznie zaprzestały też działalności krymskie porty w Eupatorii, Jałcie i Teodozji. Po prostu nie mają dziś kogo obsługiwać.

 Miliardy na most, który się zawali?

Żeby udrożnić kanał zaopatrzenia Krymu, Rosja ogłosiła już w 2014 roku plan budowy mostu przez Cieśninę Kerczeńską. Koszty tej inwestycji rosną, oddala się też termin jej oddania do użytku. Pierwsze samochody i pociągi miały ruszyć przez nową przeprawę z Półwyspu Tamańskiego na Krym pod koniec roku 2018, dziś mowa już o tym, że pierwsze pociągi pojadą dopiero w roku 2019.

Początkowo przeprawa miała kosztować 24 mld rubli. Teraz Kreml mówi już o kwocie rzędu 250 mld rubli i przyznaje, że o pieniądze na tę inwestycję trudno.

W czerwcu rosyjskie media opublikowały pismo dyrektora wykonawcy robót – firmy Strojgazmontaż – do Ministerstwa Transportu, w którym skarżył się on, że z powodu wstrzymania finansowania nie może prowadzić budowy zgodnie z zaplanowanym harmonogramem ani kupić niezbędnych maszyn budowlanych.

Na dokładkę przeprawa może się zawalić. Zdaniem inżynierów do jej budowy wybrano niebezpieczne miejsce i mimo że powstaje w regionie aktywnym sejsmicznie, konstrukcja nie jest zaprojektowana, by sobie radzić ze wstrząsami i błotnymi wulkanami, jakich pełno na dnie cieśniny.

Nieciekawie wygląda też sytuacja z energomostem, który miał uniezależnić Krym od dostaw energii elektrycznej z kontynentalnej Ukrainy. Zamiast planowanych 800 daje on 720 MW energii. Mimo uruchomienia kolejnych linii na półwyspie nadal są więc przerwy w dostawach prądu. Z opóźnieniem idzie też budowa elektrowni w Symferopolu. Żeby łatać dziury, okupacyjna administracja Krymu uruchomiła 10 mobilnych stacji generatorów.

 Grecka pomoc i niemieckie pozdrowienie

Chętnych do łamania międzynarodowych sankcji nie brakuje. Think-tank Majdan Spraw Zagranicznych i redakcja serwisu informacyjnego „Black Sea News” opublikowały we wrześniu zestawienie statków, które w latach 2014–2016 naruszały zakaz i wpływały do portów okupowanego Krymu (patrz infografika). Na liście znalazło się 260 jednostek. Mimo dość dużej skali naruszeń sankcji przez zachodnich armatorów autorzy raportu odnotowali jednak pozytywną tendencję: o ile w 2014 r. 60 proc. statków wpływających do portów okupowanego Krymu należało do armatorów zagranicznych, o tyle w rezultacie przyjętych przez Ukrainę decyzji o zamknięciu portów i wprowadzeniu odpowiedzialności karnej oraz sankcji międzynarodowych ich liczba radykalnie się zmniejszyła – do 126 jednostek, wśród których lwia część to jednostki rosyjskie. To także w dużej mierze zasługa ekipy zmuszonych przez rosyjskich okupantów do emigracji z Krymu aktywistów, którzy teraz na bieżąco monitorują z Kijowa ruch statków na okupowanych ukraińskich wodach terytorialnych wokół półwyspu i nagłaśniają przypadki naruszeń.

Najliczniejszą grupę naruszycieli międzynarodowych sankcji spoza Rosji stanowią armatorzy z Grecji. Bez floty greckich promów pasażerskich Rosja miałaby gigantyczne problemy z zapewnieniem komunikacji pomiędzy Kubaniem a Krymem. Największą dozą cynizmu wykazał się jednak niemiecki operator turystyczny, który latem 2014 roku organizował rejs pasażerski po basenie Morza Czarnego. Jak opisują autorzy raportu: „14 września 2014 r. statek wycieczkowy Ocean Majesty pod banderą Portugalii, zafrachtowany przez niemiecką firmę Hansa Touristik GmbH, przybył z Soczi do okupowanej Jałty. Na maszcie została podniesiona gościnna bandera Federacji Rosyjskiej, co oznacza uznanie przez właściciela i operatora statku aneksji Krymu. Po publikacji w mediach statek skasował planowane zajście do Odessy, obawiając się aresztu”.

Jak przypominają autorzy raportu, zachodząc do portów okupowanego Krymu, armatorzy, kapitanowie i załogi statków popełniają przestępstwo. Zgodnie z uchwalonymi w 2014 roku przez Ukrainę przepisami karnymi członkowie załóg statków przypływających do półwyspu odpowiadają za nielegalne grupowe przekroczenie granicy i naruszenie zasad wjazdu na okupowane terytorium, zaś armatorowi grozi konfiskata statku.

Hipokryzja ponad wszystko

W sierpniu agencja Reuters ujawniła, że dwie budowane na terenie okupowanego Krymu elektrownie mające w założeniu ustabilizować sytuację z zaopatrzeniem w energię elektryczną zaprojektowano tak, że będą one mogły korzystać wyłącznie z turbin produkowane przez rosyjską spółkę-córkę Siemensa. W odpowiedzi szefostwo niemieckiej firmy wydało oświadczenie, w którym stwierdziło, że „na razie nie rozważa możliwości swojego udziału w tworzeniu możliwości energetycznych Krymu”. Cytowany przez rosyjskie media Joe Kaeser, prezes Siemensa, przekonywał jednocześnie, że „sankcje należy przełamywać za pomocą dialogu, ponieważ biznes na nich cierpi”.

Z wydanego przez władze koncernu dementi wynika, że niemiecki koncern postanowił jednak współpracować z Rosjanami, pomagając im w zabezpieczeniu odpowiedniego poziomu dostaw prądu na okupowany Krym. Siemens twierdzi, że dostarczy turbiny do elektrowni na położonym po drugiej stronie Cieśniny Kerczeńskiej półwyspie Tamań. Zgodnie ze strategią energetyczną rosyjskiego rządu wytworzony tam prąd będzie dostarczany energomostem na Krym.

Jak poinformowała rosyjska agencja prasowa RIA Nowosti, za lobbowanie na rzecz interesów z okupowanym Krymem wzięła się zorganizowana przez rosyjskie władze narodowo-kulturalna autonomia krymskich Niemców. Agencja cytuje jej szefa Jurija Hempla: „Niemieckich inwestorów interesuje sfera bankowa, a także kwestie związane z przeróbką odpadów i biznesem turystycznym. Cieszy, że jest takie zainteresowanie, że już dziś przyjeżdżają do nas delegacje z Niemiec i badają możliwości inwestowania w Krym”. Według niego niemieccy biznesmeni chcą zainwestować w okupowane tereny 250 mln euro. „Pod koniec października z misją rozpoznawczą na Krym planuje przyjechać liczna grupa obywateli Niemiec. W jej skład wejdą deputowani, działacze polityczni, znany niemiecki bloger” – zapowiedział Hempel.

Do niemieckiego biznesu dołączył też francuski. We wrześniu rosyjskie media poinformowały o trwających przygotowaniach do podpisania umowy, na podstawie której francuska firma ma wybudować w jeziorze Donuzław w północno-zachodniej części Krymu stacji zarodowej dostarczającej materiału do hodowli dla działających na półwyspie ferm ostrygowych, pozwalając im uniezależnić się od dostaw jaj tych mięczaków z Francji i Hiszpanii.

Kijów umywa ręce

Parciu zachodnich firm do współpracy z rosyjskimi okupantami Krymu trudno się jednak dziwić, kiedy spojrzy się na stosunek do tej kwestii osób z ukraińskich szczytów polityczno-gospodarczych. W okupowanym Armiańsku w najlepsze pracuje Krymski Tytan (Ukrainian Chemical Products) – należące do blisko współpracującego z Petrem Poroszenką oligarchy Dmytra Firtasza zakłady chemiczne, które bez przeszkód przerabiają surowiec dostarczany ze złóż na terenie kontynentalnej Ukrainy. W krymskich sklepach bez trudu kupić zaś można słodycze produkowane przez rosyjską filię należącego do Poroszenki koncernu cukierniczego Roshen, dostarczane tam z ominięciem ukraińskiej granicy celnej. Roshen, a więc faktycznie ukraiński prezydent-oligarcha, nie dość, że narusza w ten sposób zakazy wprowadzone przez ukraińskie władze, to jeszcze uszczupla wpływy budżetowe należne Ukrainie z tytułu cła.

Według informacji pojawiających się w mediach materiałów do budowy łączącego Kubań i Krym mostu przez Cieśninę Kerczeńską dostarczają rosyjskim okupantom ukraińskie firmy.

Po wielu miesiącach starań w ukraińskim parlamencie zaprezentowano we wrześniu „Strategię reintegracji okupowanego Krymu” – dokument, który w założeniu miał się stać mapą drogową działań władz ukraińskich, jakie doprowadziłyby do zwiększenia ekonomicznych strat Rosji w związku z okupacją półwyspu i równocześnie ułatwiły życie przeszło 2 mln dotkniętych nią ukraińskich obywateli.

Wśród rekomendacji dla ukraińskiego rządu znalazły się m.in.:

  • opracowanie i wprowadzenie w życie społeczno-ekonomicznych instrumentów nacisku na oficjalny Kreml w celu stworzenia sytuacji, w której utrzymanie okupowanego Krymu w składzie Federacji Rosyjskiej będzie rujnujące dla jej gospodarki;
  • wzmocnienie pracy z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi w celu podjęcia przez nie działań skierowanych na uniemożliwienie prowadzenia operacji gospodarczych z podmiotami gospodarczymi utworzonymi na okupowanym Krymie po rosyjskiej inwazji, czyli po 20 lutego 2014 r.;
  • podjęcie działań w celu zakazania (tak w Ukrainie, jak i w innych krajach) zbytu towarów wytworzonych na terenie okupowanego Krymu pod znakami towarowymi zarejestrowanymi w Ukrainie po 20 lutego 2014 r., co miałoby uniemożliwić podszywanie się działających na okupowanym terytorium firm pod ukraińskie i omijanie w ten sposób obowiązujących obecnie sankcji.

Dla parlamentarzystów prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki i tworzącego z nim koalicję rządową Frontu Ludowego byłego premiera Arsenija Jaceniuka temat sankcji związanych z rosyjską okupacją Krymu okazał się mało ciekawy – gremialnie zbojkotowali oni głosowanie nad projektem programu deokupacji półwyspu i w efekcie dokument przepadł, nie uzyskując wymaganej liczby głosów.