Zjawisko rejdu, czyli zagarniania własności za pomocą łańcucha formalnie legalnych działań, nieznane w żyjącej w stabilnych ramach prawnych Europie, po kilku latach względnego spokoju znów odżywa nad Dnieprem. Jego ofiarą padły tysiące przedsiębiorców.
– Rejd to sposób zawładnięcia cudzym majątkiem, który jednocześnie posiada cechy oszustwa, grabieży (rozboju), legalizacji majątku zdobytego drogą przestępstwa, niekiedy również z wykorzystaniem wydanego świadomie niezgodnie z prawem wyroku czy postanowienia sądu – tłumaczy adwokat Sergiej Jarosz, były doradca ukraińskiego ministra finansów na łamach serwisu informacyjnego Rakurs.
Przestępstwo wieloetapowe
Pierwszy etap zawładnięcia cudzym majątkiem to wniesienie na podstawie podrobionych dokumentów albo wyroku sądu do państwowego rejestru nieruchomości (czyli ukraińskiego odpowiednika polskich ksiąg wieczystych) lub rejestru praw korporacyjnych (odpowiednika naszego rejestru przedsiębiorców) informacji o przynależności danego majątku lub prawa majątkowego do podstawionej osoby. Przy okazji usuwa się informacje dotyczące prawowitego właściciela.
Kolejnym etapem jest zajęcie przemocą obiektu własności pod pozorem realizacji przez właściciela swoich uprawnień. Następnie zajęty obiekt jest sprzedawany nowemu „pozostającemu w dobrej wierze” nabywcy albo całemu łańcuchowi takich nabywców.
Każdy z tych elementów z osobna nosi pozory legalności. Obiektywna strona działań rejderów nie różni się bowiem od analogicznych legalnych działań podejmowanych przez prawowitego właściciela.
Do zmiany zapisów najczęściej dochodzi na podstawie decyzji sądowych, a udowodnienie tego, że sędzia wydał swoją decyzję bezprawnie, jest bardzo trudne. Jeśli sędzia nie dopuścił się wyraźnych uchybień proceduralnych, to z reguły pociągniecie go do odpowiedzialności jest niemożliwe. Wydana przez niego decyzja będzie zaś formalnie wyglądać jak legalna, nawet jeśli jej podstawą były sfałszowane dokumenty. Z kolei udowodnienie tego, że prawnicy świadomie podali do sądu fałszywe dokumenty, jest niezwykle trudne, bo trzeba by wykazać, że wiedzieli iż są one fałszywe.
Fizyczne zajęcie przemocą przedmiotu własności przez rejderów ma oznaki grabieży (rozboju), ale odbywa się pod przykryciem oficjalnych zapisów w państwowym rejestrze. Nadaje to podejmowanym działaniom pozór legalności i pozbawia organy policji możliwości efektywnego przeciwdziałania zajęciu, które wygląda jak legalne wkroczenie właściciela na swoją własność.
Również następująca potem sprzedaż zajętego obiektu „pozostającemu w dobrej wierze” nabywcy wygląda jak legalne realizowanie przez właściciela swojego prawa rozporządzania majątkiem – opisuje Jarosz zamknięty krąg pozorów legalności składający się na rejd.
– Jest oczywiste, że u podstaw rejdu leży sytuacja, w której moment wniesienia do państwowych rejestrów wiadomości o prawie osoby do danego majątku nie jest równoległy z momentem dobrowolnego przekazania przez poprzedniego właściciela możliwości fizycznej kontroli tego majątku. Zjawisko rejdu jest więc bezpośrednio powiązane z systemem funkcjonowania rejestrów państwowych – tłumaczy Jarosz.
Jak rejd pokonał korupcję
Zjawisko rejdu to na Ukrainie nic nowego. Z pierwszą falą takich przejęć ukraińska gospodarka zderzyła się w latach 1996-1998. Później wielokrotnie zmieniano regulacje, by jak najbardziej zminimalizować zagrożenia. Przede wszystkim ewoluował system ukraińskich rejestrów państwowych, który ostatecznie w 2013 r. przybrał postać scentralizowaną i całkowicie kontrolowaną przez ministerstwo sprawiedliwości.
Rejd został ograniczony, za to dokonanie każdego zapisu wiązało się z koniecznością zapłacenia urzędnikom łapówki, która ostatecznie lądowała w kieszeniach ludzi ekipy Janukowycza. Obowiązywał nawet na pół oficjalny taryfikator takich łapówek obliczanych w zależności od metrażu i położenia nieruchomości.
W ramach walki z korupcją w 2015 r. po raz kolejny dokonano zmian w systemie, decentralizując go i przekazując uprawnienia do dokonywania zmian w rejestrze kilkutysięcznej rzeszy prywatnych rejestratorów i notariuszy działających praktycznie bez jakiejkolwiek kontroli ze strony państwa. To notariusze i rejestratorzy samodzielnie oceniają teraz, czy dokumenty im przedstawione są wystarczające do dokonania zmian w rejestrze, a ministerstwo sprawiedliwości nie może ingerować w ten proces. Skasowano też państwowe świadectwa własności – odpowiednik oficjalnych wypisów z ksiąg wieczystych i rejestru przedsiębiorców. Zmiany weszły w życie 1 stycznia tego roku.
– Efektem tych reform stała się kolejna fala rejdu, której główną oznaką jest masowe wykorzystanie podrobionych dokumentów. Dla zmiany właściciela lub kierownika osoby prawnej zarejestrowanej w Kijowie wystarczy gdzieś na prowincji przedstawić rejestratorowi sfałszowany protokół z podrobionym podpisem, a do zmiany właściciela nieruchomości – sfałszowany wyrok sądu. Potem ukradziony majątek będzie sprzedany „pozostającemu w dobrej wierze” nabywcy. Znalezienie przez organy wymiaru sprawiedliwości osoby, która dokonała przerejestrowania z wykorzystaniem podrobionych dokumentów, jest mocno wątpliwe. Rejestratora także zazwyczaj nie udaje się pociągnąć do odpowiedzialności, bo formalnie on niczego nie naruszał, a udowodnienie faktu jego zmowy z oszustami jest niemal niemożliwe – mówi Jarosz.
O tym, że proponowane przez rząd zmiany, mogą skończyć się fatalnie jeszcze na początku zeszłego roku przestrzegał Wołodymyr Pylypenko, przedstawiciel Ukrainy w Komisji Weneckiej.
– W razie uchwalenia nowej ustawy już teraz można prognozować dziesiątki, a może i setki decyzji uchwalonych przez sądy rejonowe na korzyść bezrobotnych i bezdomnych, jakim dobroczyńcy kupili akcje tylko po to, żeby w ich imieniu zwrócic się do sądu. Praca dziesiątek a może i setek wielkich firm może być zablokowana przez decyzje takich sądów – komentował Pylypenko dla ukraińskiego Forbesa.
Główne ofiary to rolnicy
Rejderskie ataki są znane w Ukrainie już od 20 lat, ale zimą 2016 r. zanotowano nową falę tego zjawiska we wszystkich regionach kraju.
„Ataki szły na przedsiębiorstwa wszystkich form własności, w dowolnym stanie, które mają jakikolwiek majątek albo działki – gospodarstwa rolne, magazyny, stacje benzynowe, sklepy, apteki, parkingi, przewoźników, firmy budowlane”, opisujeForbes.
Magazyn podaje nawet cennik: łapówka dla sędziego za wydanie fałszywego wyroku na podstawie przejmowane są firmy to wydatek rzędu 5-25 tys. dol., a opłata dla notariusza za poświadczenie nieprawdziwych dokumentów to od 100 do 1500 dol.
Jednym z głównych obszarów działalności rejderów stał się sektor rolniczy – jeden z niewielu przynoszących dziś Ukrainie realne dolarowe zyski.
Według danych ogłoszonych podczas zjazdu rolników, który odbył się pod koniec października w Kijowie, w ciągu ostatniego roku liczba gospodarstw rolnych spadła w Ukrainie o niemal jedną czwartą (z 27 tys. do zaledwie 20,5 tys.). Co istotne, stało się to w sytuacji, w której rolnictwo jest dziś jedną z najrentowniejszych gałęzi ukraińskiej gospodarki. Za zmniejszeniem liczby gospodarstw – jak przekonywano – stoją rejderzy powiązani z ludźmi ze szczytów władzy przejmującymi za ich pośrednictwem kontrolę nad sektorem rolnym.
W obwodzie dniepropietrowskim, 100 kilometrów od linii frontu na Donbasie, trwa prawdziwa wojna z rejderami, którzy zagarnęli dwa gospodarstwa o łącznej powierzchni kilku tysięcy hektarów, „kupując” każdą z nich za zaledwie 1500 hrywien, czyli ok. 60 dolarów.
Właściciele o „sprzedaży” dowiedzieli się przypadkiem. Nie podziałała skarga na bezprawne przerejestrowanie firm złożona przez nich do ministerstwa sprawiedliwości. Nowy „właściciel” za pomocą ściągniętych na pola tituszków (wynajętych chuliganów) zablokował pracę przy zbiorach. W odpowiedzi pracownicy gospodarstw zablokowali jedną z ważniejszych dróg obwodu dniepropietrowskiego.
– Wszystkie telefony do służb ochrony praworządności sprowadzają się do tej samej odpowiedzi: brońcie się sami. Bez wsparcia urzędników państwowych podobne machinacje nie byłyby możliwe – przekonuje Waleria Chomutina, reprezentująca okradzionych przez rejderów właścicieli gospodarstw. Jej zdaniem dużą rolę w rejderskiej działalności odegrał miejscowy parlamentarzysta Bloku Petra Poroszenki, a wcześniej Partii Regionów. (>>informacje o tych wydarzeniach tutaj)
Zachodnia pomoc w kieszeni rejderów
W niebezpieczeństwie znalazł się nawet ukraiński sektor energii atomowej a wraz z nim wydzielane na niego środki zachodnich instytucji finansowych.
Pod koniec października ukraińskie media powiadomiły o zagarnięciu firmy Piwdentepłoenergomontaż (PTEM) – instytutu projektowo-budowlanego, który wybudował 15 bloków ukraińskich elektrowni atomowych.
Jak opisuje Forbes, pięciu rejestratorów z Kijowa przeprowadziło cykl operacji, w wyniku których zmieniono skład zarządu firmy. „Później >>sądowi wykonawcy<< w asyście tituszków i z nowymi wyciągami z rejestrów państwowych przyszli do dwóch biur firmy i przedstawili do wykonania kilka decyzji sądów w sprawie długów, dokumenty o zmianie kierowników, a także decyzje o przeniesieniu pieniędzy i majątku na inne firmy. Błyskawicznie zmieniono hasła do rachunków bankowych” – relacjonował magazyn.
Oprócz głównej firmy rejderzy przypuścili atak także na jedną z jej spółek córek PTEM-Engineering, na rachunkach której znajdują się pieniądze zachodnich donatorów przeznaczone na budowę mogilnika zużytego paliwa jądrowego z elektrowni w Czarnobylu.
Rejderzy zostali przyłapani na nieścisłości – zgodnie ze statutem spółki wszelkich zmian zarządu może dokonywać jedynie walne zgromadzenie akcjonariuszy, a oni jako podstawę zmian w rejestrze przynieśli sfałszowaną uchwałę rady nadzorczej.
Choć udało się przywrócić dawne kierownictwo firmy, kontroli nad rachunkami bankowymi i zgromadzonymi na nich pieniędzmi nie odzyskano i nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się odzyskać – informuje Forbes.
– Z doświadczenia mogę powiedzieć, że proces przywrócenia kontroli nad nielegalnie przejętą nieruchomością nie jest szybki i może zająć od kilku miesięcy do kilku lat. W przypadku pieniędzy sprawa jest trudniejsza. Jeśli rejderzy zdążą wyprowadzić pieniądze na rachunki innych firm, to odzyskanie ich jest problematyczne – komentował zajmujący się sprawami o Rejd adwokat Andrij Mołczanow.
SMS prawdę ci powie
To, że sytuacja z rejdem wygląda fatalnie, przyznają nawet w ukraińskim parlamencie. W październiku przyjął on ustawę, która w założeniu ma pomóc ukrócić ten proceder.
„Dziś nie ma pełnej ochrony praw własności tak obiektów nieruchomych, jak i praw korporacyjnych. Nielegalne zagarnianie praw własności osób prawnych i fizycznych stało się jednym z negatywnych czynników wpływających na klimat inwestycyjny w Ukrainie i na pewność obywateli Ukrainy co do swojej przyszłości. Dlatego niezbędne jest niezwłoczne ustawowe uregulowanie tej kwestii” – napisali autorzy projektu ustawy w jej uzasadnieniu.
Zmiany zaostrzają wymogi dokonywania wpisów, jednak nie zmieniają zasady, że prowadzenie rejestrów pozostaje de facto poza gestią państwa, które nie bierze żadnej odpowiedzialności za ich treść. Nadal też jedynym dowodem posiadania własności będzie zapis w formie elektronicznej.
Wprowadzenie zmian ułatwiających walkę z rejdem zapowiedział także ukraiński rząd. Jednak i tu o uszczelnieniu systemu i przywróceniu wiarygodności rejestrom nie ma na razie mowy. Zamiast państwowych gwarancji nietykalności własności udziałowcom firm i właścicielom nieruchomości zaproponowano rejestrację w systemie informacyjnym, który automatycznie za pomocą esemesów będzie ich informował o dokonanych za ich plecami zmianach.
– Już teraz można rejestrować się na stronie internetowej ministerstwa w elektronicznym gabinecie, podając numer telefonu, i otrzymać informacje o swojej własności całodobowo – poinformował minister sprawiedliwości Pawło Petrenko.