Strajk chłopów

990
Ukraina, mająca największe światowe zasoby czarnoziemu, ma przed sobą czarny rok. Mrozy zniszczyły oziminy, rolnicy aby się ratować sieją słoneczniki, które wyjaławiają ziemię. Oligarchowie rujnują branżę mleczną, dyktując zaniżone ceny skupu. W sklepach podwyżki, konsumenci zaciskają pasa rezygnując nawet z mleka. Chłopi wyszli na ulicę protestować.

Władze Ukrainy obawiają się, że monokultura słonecznikowa grozi zniszczeniem ukraińskiego czarnoziemu. (CC By-ND Moyan_Brenn)

Ukraińskie media donoszą o kolejnych przypadkach przekupywania wyborców przez kandydatów, w mających się odbyć w październiku wyborach parlamentarnych. Z Doniecka, Charkowa, Kijowa i innych miast płyną informacje o tysiącach paczek z kaszą, makaronem i konserwami, rozdawanych przez kandydatów mieszkańcom. Dla przeciętnego Ukraińca, którego kraj przez stulecia był spichlerzem Europy, drożejące błyskawicznie podstawowe produkty żywnościowe stają się coraz częściej luksusem, na jaki z trudem może sobie pozwolić.

Udany rok, nieudana polityka rolna

Zeszły rok był drugim rekordowym, pod względem wzrostu PKB w ukraińskim rolnictwie, w ciągu ostatnich 10 lat. Według informacji Państwowej Służby Statystyki Ukrainy (Ukrstat) wskaźnik ten podskoczył aż o 17,5 proc. W dużych firmach specjalizujących się w produkcji rolniczej wzrost sięgnął 24 proc., w gospodarstwach indywidualnych nieco ponad 12 proc.

Dane dla produkcji roślinnej są jeszcze lepsze –  przyrost PKB wyniósł tam 28 proc., przy czym w firmach rolniczych sięgał 36 proc., a w gospodarstwach indywidualnych 21,5 proc. Wcześniej wyższą średnią odnotowano w 2004 r. – wzrost PKB w rolnictwie wyniósł wówczas niemal 20 proc., a liczony tylko dla produkcji roślinnej przekroczył 35,5 proc.

W 2011 r. z ukraińskich pól zebrano 22 mln ton pszenicy i 600 tys. ton żyta. Ogółem zbiory były większe od tych z 2010 r. o 44 proc. Pszenicy zebrano o 32 proc., a żyta o 24,5 proc. więcej, niż rok wcześniej. Rekordzistką była jednak kukurydza, stanowiąca kluczowy produkt eksportowy ukraińskiego rolnictwa – zebrano jej 23 mln ton, czyli o 11 mln więcej niż rok wcześniej. Wzrost wyniósł aż 91 proc.

Zyski z dobrego roku zostały jednak częściowo przejedzone, częściowo odpłynęły na zamorskie konta oligarchów. Ukraińskie rolnictwo pozostało zaś z nierozwiązanymi problemami, do których dołączyły jeszcze nowe.

Tegoroczne dane, dotyczące PKB w rolnictwie, są już znacznie gorsze – o ile w marcu 2011 r. PKB liczony w stosunku do marca 2010 r. wynosił 105,3 proc., o tyle w marcu tego roku, w porównaniu z rokiem wcześniej, już tylko 100,5 proc.

Sucha jesień i silne mrozy zimą sprawiły, że na Ukrainie wymarła znacząca część zasiewów zbóż ozimych. Analitycy rynku rolnego mówią o stratach sięgających nawet 40 proc. Oficjalne dane są nieco lepsze – według Ukrstatu jest to 21 proc. zasiewów, głównie zbóż, których wyginęło 19 proc. Sytuację mogły uratować wiosenne zasiewy jare. Jednak wielu ukraińskich farmerów i firm rolnych nie miało na nie środków. W dodatku na Ukrainie nie ma tradycji upraw zbożowych tego typu. Ostatecznie, według danych Ministerstwa Polityki Rolnej i Zaopatrzenia, zasiano na 850 tys. ha  – głównie słoneczniki i kukurydzę.

Próba producentów rolnych uratowania swych finansów może jednak skończyć się fatalnie – monokultura słonecznikowa grozi zniszczeniem ukraińskiego czarnoziemu.

Na początku maja premier, Nikołaj Azarow, podczas rządowej narady dotyczącej ekologii stwierdził, że „w kraju ma miejsce barbarzyńskie wyjaławianie ziemi rolnej zasiewami roślin technicznych”. Nakazał ministrowi rolnictwa niezwłoczne zajęcie się sprawą. Przytoczył przy tym przykład jednego z rejonów (powiatów) obwodu mikołajowskiego na południu Ukrainy, gdzie przy dopuszczalnej normie dla zasiewów słonecznika, wynoszącej 29 proc. ogółu gruntów ornych, pod uprawy tej rośliny przeznaczono aż 80 proc. areału.

Nie jest wykluczone, że w tej sytuacji rząd, który tylko szuka okazji do ściągnięcia pieniędzy, wprowadzi kary za naruszenie normatywu struktury upraw. W efekcie zamiast odbić sobie straty, spowodowane wyginięciem ozimin, producenci rolni musieliby liczyć kolejne.

Tani chleb się skończył

Minister rolnictwa, Mykoła Prysiażniuk, zapewnia, że Ukraina dotrzyma swoich zobowiązań eksportowych i wywiąże się zawartych kontraktów na dostawę zboża. Ale to oznaczać będzie ograniczenie jego podaży na rynku wewnętrznym i siłą rzeczy podwyżki cen produktów zbożowych.

Tymczasem, jak wynika z najnowszych badań, właśnie produkty zbożowe – kasze, makarony i pieczywo – stanowią już ponad połowę koszyka żywnościowego biedniejących Ukraińców.

Według oficjalnych danych Ukrstatu, Ukrainiec spożywa średnio zaledwie 61 kg mięsa rocznie, czyli o 40 proc. mniej niż wynosi norma dla naszej strefy klimatycznej. Według danych ONZ jest jeszcze gorzej. W światowej statystyce spożycia mięsa Ukraina znalazła się na 85 miejscu. Przeciętny Ukrainiec zjada według FAO zaledwie 45 kg mięsa rocznie, pozostając daleko w tyle nie tylko za mieszkańcami Luksemburga, Danii i Hiszpanii (ponad 130 kg rocznie) czy Polską (75 kg), ale także za Rosją i Białorusią, w których stopa życiowa nie należy do najwyższych.

Poważna podwyżka cen produktów zbożowych, którymi statystyczny Ukrainiec zastępuje białko zwierzęce, może zakończyć się, w obecnej sytuacji, katastrofą socjalną.

Ukraiński rząd zapewnia, że zapasy zboża, w połączeniu z tegorocznymi zbiorami, pozwolą i na eksport, i na zaspokojenie rynku wewnętrznego, a obawy przed drożyzną są nieuzasadnione. Jednak nie wierzą w to już nawet najbardziej zaufani współpracownicy Kijowa.

Świadczy o tym choćby akcja podjęta przez gubernatora obwodu donieckiego – przemysłowego centrum Ukrainy i jednocześnie matecznika wyborczego rządzącej Partii Regionów. Drożyzna i spowodowany nią głód zwłaszcza tam postawiłyby w fatalnej sytuacji, i tak już znajdujące się w odwrocie, rządzące ugrupowanie.

Pod koniec kwietnia, władze obwodu donieckiego z dumą poinformowały o podpisaniu z lokalnym holdingiem piekarskim i siecią sprzedaży detalicznej żywności „memorandum o wzajemnym zrozumieniu i współpracy”.

Szef administracji obwodowej, Andriej Szyszackij, wyjaśniał, że celem memorandum jest niedopuszczenie do wymknięcia się spod kontroli wzrostu cen pieczywa.

– Nie wszędzie ocalały oziminy, dlatego bardzo prawdopodobne jest zmniejszenie plonów pszenicy i żyta, istnieje więc zagrożenie wzrostu cen na produkty zbożowe – tłumaczył.

W memorandum władze obwodu zobowiązały się współpracować z piekarzami przy zakupie zboża oraz mąki, wyprodukowanej ze zboża pochodzącego z rezerw państwowych, w ilościach niezbędnych dla utrzymania stabilnej ceny chleba i tych wyrobów piekarskich, które cieszą się największym popytem mieszkańców regionu. Piekarze i sprzedawcy z kolei mają postarać się o to, aby na półki sklepowe trafiała odpowiednia ilość taniego pieczywa „socjalnego”.

Luksus szklanki mleka

Brak mięsa na stołach od wieków Ukraińcy rekompensowali sobie mlekiem i jego przetworami jednak dziś nawet to staje się coraz trudniej osiągalne. Litr mleka kosztuje 9 hrywien, czyli niemal 4 zł. W niektórych regionach – na przykład na Krymie, cena jest jeszcze wyższa. Tymczasem średni dochód, w przeliczeniu na głowę mieszkańca, to ok. 950 hrywien miesięcznie. Przeciętna płaca w regionach kształtuje się na poziomie ok. 2,5 tys. hrywien miesięcznie, wyższa jest w Kijowie (powyżej 4 tys.) oraz Doniecku i Dniepropietrowsku (ponad 3 tys.). Efektem wysokich cen jest gwałtowny spadek sprzedaży wyrobów mleczarskich.

Zdaniem wielu komentatorów, ceny produktów mleczarskich osiągnęły maksymalny, akceptowany przez konsumentów poziom. Ukraińcy przestają kupować mleko i przetwory mleczne. Spożycie mleka na osobę wynosi na Ukrainie 150 kg rocznie, podczas gdy w Unii Europejskiej około 350 kg, a w Rosji 240 kg.

Oficjalnie powodem jest brak wsparcia finansowego, ze strony państwa, dla niedoinwestowanej branży mleczarskiej. Jednak to tylko połowa prawdy. Rzeczywiście, ukraińskim producentom mleka brakuje infrastruktury, fachowej kadry i wysokiej klasy materiału hodowlanego. Jednak, paradoksalnie, większą część winy za kurczenie się lokalnego rynku ponoszą same koncerny mleczarskie. Maksymalizując zyski z jednej strony windują ceny swoich produktów do granic wytrzymałości ukraińskich portfeli, z drugiej coraz mniej płacą dostawcom powodując, że produkcja mleka traci sens ekonomiczny, a mleko staje się surowcem deficytowym.

Podczas gdy dla USA i Niemiec łączny udział marży przetwórczej i handlowej w cenie detalicznej mleka wynosi 50 – 60 proc., w opanowanej przez oligarchów gospodarce ukraińskiej suma marż sięga 400 – 500 proc. W połowie maja średnia cena hurtowa mleka wyniosła 5,7 hrywny, podczas gdy producent indywidualny dostawał od  1,5 do 1,8 hrywny za litr. Do tego swoje doliczają jeszcze detaliści. Tymczasem, zdaniem ekspertów, dolna granica opłacalności produkcji mleka na Ukrainie to dziś 2,5 hrywny, czyli 1 zł za litr.

Działalność ukraińskich koncernów mleczarskich można więc porównać, do rozłożonego na raty, ekonomicznego samobójstwa. Z jednej strony zaniżając ceny skupu surowca prowadzą do stałego zmniejszania nieopłacalnej produkcji i wyrzynania stada mlecznego przez dostawców, z drugiej windując niebotyczne marże na swoją produkcję prowadzą do ciągłego spadku spożycia. I nawet podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE nie będzie w stanie zmienić sytuacji —  dla Europejczyków ich produkty już teraz byłyby zwyczajnie za drogie.

Ukrstat podaje, że produkcja mleka na Ukrainie wyniosła w zeszłym roku 11 mln ton, z czego firmy rolnicze wyprodukowały 2,2 mln, a gospodarstwa indywidualne 8,8 mln ton. Udział gospodarstw indywidualnych w produkcji mleka spadł z 80,3 proc. w 2010 r. do 79,7 proc. w 2011 r.

Na Ukrainie, w  styczniu 2012 r., było 2,6 mln krów – o przeszło 42 tys. mniej niż rok wcześniej. Proces wybijania stada mlecznego postępował najszybciej w gospodarstwach indywidualnych – 1 stycznia było już w nich tylko 98 proc. stanu sprzed roku. Kurczy się baza produkcyjna, a jednocześnie eksperci branży mlecznej mówią o niedoborze surowca na poziomie 4 mln t rocznie.

Chłopski bunt

Pomysłem na utrzymanie cen skupu mleka i powstrzymanie likwidacji stada ma być, ogłoszona pod koniec kwietnia przez państwowy Fundusz Rolny, akcja skupowania nadwyżki mleka w proszku i masła wytwarzanego przez ukraińskie zakłady mleczarskie. Na interwencyjne zakupy na najbliższe 4 miesiące przeznaczono 1,5 mld hrywien.

Teoretycznie pieniądze te powinny trafić do farmerów. Jednak wydaje się to mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę dotychczasową politykę właścicieli koncernów mleczarskich, pieniądze z Funduszu Rolnego niemal na pewno trafią, razem z tymi z gigantycznych marż, na konta cypryjskich spółek ukraińskich oligarchów.

Sytuacja jest tak napięta, że dochodzi już do pierwszych strajków chłopskich. Na początku maja, w rolniczym obwodzie chmielnickim, w zachodniej części Ukrainy, tamtejsza nacjonalistyczna partia Swoboda wezwała farmerów do bojkotu zakładów mleczarskich, które obniżyły, i tak już nieopłacalną, cenę skupu mleka. I nawołuje do „walki z oligarchami wyzyskującymi rolników”. W regionie cena skupu mleka to raptem 1,5 – 1,6 hrywny za litr. W ciągu ostatniego roku pogłowie krów mlecznych spadło tam o 4 proc., do katastrofalnie niskiego poziomu 151 tys. sztuk.

Szef obwodu winnickiego (sąsiadującego z chmielnickim), Mykoła Dżyga, nakazał w maju swoim podwładnym uregulowanie sytuacji na rynku mleka. Polecił, by doprowadzili do sytuacji, w której zakłady mleczarskie będą płacić farmerom nie mniej niż 2,5 hrywny za litr mleka. „Sytuacja w której monopoliści skupują mleko za bezcen jest niedopuszczalna” – cytowały urzędnika lokalne media.

Nie wszyscy jednak dostawcy narzekają na skup. Indywidualni producenci, którzy dostarczają niemal 80 proc. mleka, coraz głośniej mówią o kartelowej zmowie oligarchów, do których należą ukraińskie mleczarnie. Są bowiem w znacznie gorszej sytuacji, niż kontrolowane przez oligarchów duże firmy rolnicze.

Te za mleko tej samej klasy otrzymują znacznie więcej. Potwierdzają to dane ukraińskiego Stowarzyszenia Producentów Mleka. O ile jeszcze wiosną zeszłego roku różnica ta wynosiła kilkanaście procent, teraz w niektórych regionach przekracza 50 proc.

Zakłady mleczarskie w obwodzie odeskim skupują mleko od rolników indywidualnych płacąc tylko 1,8 hrywny za litr, a za surowiec tej samej klasy firmom rolniczym dają już 2,8 hrywny za litr. W obwodzie czerkaskim cena dla firm to 2,7 hrywny, a dla gospodarstw indywidualnych 1,8 hrywny za litr mleka.

W połowie maja w Kijowie odbył się, pierwszy od niepamiętnych czasów, uliczny protest rolników. Pod siedzibą Ministerstwa Polityki Rolnej i Zaopatrzenia demonstrowali pod hasłem „Precz z mleczną mafią”. W swojej odezwie napisali: Zamiast chronić rolników, ministerstwo pozostawia ich na pastwę losu przymykając oczy na działania mleczarskiego kartelu. Zakłady mleczarskie, mając potężne lobby we władzach, ignorują interesy rolników i po raz kolejny, w sposób sztuczny, zaniżają ceny za mleko.

Michał Kozak, ObserwatorFinansowy.pl

Otwarta licencja

http://www.obserwatorfinansowy.pl/wp-content/uploads/2013/12/Otwarta-licencja.png