Ukraina w orbicie Kremla zamiast z Europą – Die Zeit ujawnia skrywane marzenia Niemiec

1400

Niemieckim politykom i wspierającym ich mediom coraz bardziej puszczają nerwy – a to za sprawą oporu ukraińskiego społeczeństwa nie pozwalającego oligarchicznej ekipie Petra Poroszenki na bezwolne realizowanie niemiecko-francusko-rosyjskiego planu rozczłonkowania Ukrainy.

8 marca na portalu internetowym niemieckiego Die Zeit ukazał się poświęcony Ukrainie tekst Theo Sommera. Komentator swój tekst zatytułował „Ani Rosja, ani Europa” w rzeczywistości jednak za tym słownym parawanem nawet nie specjalnie ukryte jest marzenie niemieckiej klasy politycznej, która ze wszystkich sił stara się doprowadzić do jak najszybszego wygaszenia ukraińskiego oporu wobec rosyjskiej agresji i powrotu do nieskrępowanego już sankcjami dzielenia z Kremlem Europy Środkowo-wschodniej na niemiecką i rosyjską strefy wpływów.

W litanii zarzutów,  jakie Sommer kieruje pod adresem Ukrainy wybija się jeden. Oto największym kamieniem obrazy dla niemieckiego komentatora jest to, co uznać należy za bodaj czy nie najważniejszy sukces ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego – że mimo bezprecedensowych nacisków wywieranych przez niemieckich i francuskich polityków nie pozwoliło oligarchicznej ekipie Poroszenki na zrealizowanie niemających charakteru umowy międzynarodowej i podpisanych z jaskrawym naruszeniem ukraińskiej konstytucji tzw. „porozumień mińskich”, jakie w zamiarach trójki Putin – Merkel – Hollande miałyby zagwarantować bezkarność członkom rosyjskich band z Donbasu mających na rękach krew tysięcy ukraińskich obywateli, przyznać im uprzywilejowany status w państwie i nałożyć na resztę Ukraińców faktycznie obowiązek zapłaty wspieranym przez Kreml bandytom idącej w miliardy dolarów kontrybucji.

Rosyjska agresja na Donbasie to dla Sommera wewnętrzny konflikt ukraiński – „zwyczajna” wojna domowa, w której nie ma ani kolumn rosyjskich czołgów ani pociągów pełnych uzbrojenia wysyłanych przez rosyjskie ministerstwo obrony, nie ma też śladu po tysiącach żołnierzy regularnej rosyjskiej armii grasujących na Donbasie i to na Kijowie spoczywa odpowiedzialność za jej zakończenie w sposób taki jak to wymarzyła sobie uważająca się za szefów współczesnej Europy niemiecko-francusko-rosyjska trójca.

Ukraina to dla Sommera państwo rozpadające się albo wręcz takie, jakie „nie zaistniało” a Ukraińcy (choć wszelkie sondaże opinii mówią cos całkiem innego) rozdarci są między chęcią związków z UE i NATO a marzeniem o powrocie pod skrzydła „matuszki Rossiji”

Na zakończenie swoich kuriozalnych wywodów Sommer stawia już otwarcie tezę, którą można uznać za wyraz oficjalnej polityki Niemiec – oto Ukraina powinna zrezygnować z marszu w stronę Europy a tym co należy zrobić jest wepchnięcie jej z powrotem wbrew ukraińskiemu społeczeństwu w szpony Rosji.

W końcowym fragmencie tekstu zatytułowanym „Wyważanie interesów z Rosją” Sommer pyta – czy teraz Zachód – a głównie Unia Europejska wyciągnie właściwe wnioski? I wytycza „jedynie właściwy” z punktu widzenia Berlina kierunek –  powrót Ukrainy do „historycznie ukształtowanych” związków z Rosją. „Nie byłaby to uległość, poddanie się rosyjskim ambicjom, ale spełniające wymogi realpolitik podejście do równoważenia interesów z Moskwą” – przekonuje komentator Die Zeit.

Można by oczywiście zapytać, dlaczego akurat z Rosją, a nie na przykład z Białorusią, czy Litwą jako kontynuatorkami Wielkiego Księstwa Litewskiego rozciągającego się w Średniowieczu na obszary wskazywanego przez Putina i jego nadwornych ideologów jako odwiecznie rosyjskie, czarnomorskiego wybrzeża, albo nie z Polską – kontynuatorką Rzeczypospolitej Obojga a z czasem i trojga narodów, ale w Berlinie i tak wiedzą lepiej – koncepcja Międzymorza jest be, pakt Ribbentrop – Mołotow, do którego w istocie sprowadza się koncepcja wyartykułowana przez Sommera – cacy, i tego należy się trzymać.

Nic dziwnego, że bezczelność niemieckiego komentatora napotkała w Kijowie na ostrą krytykę.

W tekście „Spadkobiercy Goebbelsa we współczesnych Niemczech” opublikowanym przez gazetę „Deń” Serhij Hrabowskyj rozprawia się z tezami Die Zeit.

„Jeśli spojrzeć na zdjęcie tego politycznego analityka, umieszczone na portalu niemieckiej gazety Die Zeit zobaczymy poważnego zachodniego intelektualistę – w okularach, z przyprószonymi siwizną skroniami i przenikliwym spojrzeniem. Ale jak wczytać się w jego artykuł poświęcony losowi Ukrainy to to wrażenie szybko znika” – rozpoczyna swoją analizę rabowskuyjHHhHrabowskyj. „Ani słowa o rosyjskiej agresji, o aneksji Krymu, o wojskach Federacji Rosyjskiej na ukraińskiej ziemi, o neototalitarnej wewnętrznej polityce Putina – jedynie o „separatystach” i „rozdarciu Ukrainy”…I ani słowa o zdolności Ukraińców do samoorganizacji, o obaleniu przez nich reżimu Janukowycza, o panowaniu w Ukrainie w odróżnieniu od Rosji nastrojów demokratycznych, o przychylności większości ukraińskich obywateli dla integracji z Unią Europejską i NATO. Natomiast analityk Die Zeit mówi o Ukraińcach jak o takich sobie podludziach, to znaczy może i ludziach, ale nie całkiem pełnowartościowych, za których muszą decydować Moskwa i Bruksela. Ciekawe ile czasu przetrwałby na swojej posadzie komentator poważnego niemieckiego wydania, gdyby pozwolił sobie w takiej tonacji pisać o jakimś państwie w Afryce – że niby, należy ja znów „wpleść w historycznie ukształtowane relacje” z dawną metropolią? Czy nie oskarżono by go natychmiast o rasizm i nie wyrzucono na ulicę? A o Ukraińcach w takiej stylistyce pisać można. Bo to dotyczy „ludzi… nie Murzynów… a takich, chrzczonych…ale prostych”. To powtórzenie stylistyki Goebbelsa lat 30-tych XX w., bo tak samo jak teraz pisze o Ukrainie komentator Die Zeit w Niemczech pisano wówczas o Austrii i Czechosłowacji – zauważa komentator gazety „Deń”.

 „Państwa, które się nie uformowały i rozpadają się na naszych oczach – to wszystko z tych czasów. I o niechęci nadania Sudetom autonomii pisało się wtedy, i o tym, że Czechów należy „wpleść w historycznie ukształtowane relacje” z Niemcami, i o tym, że o losie Czechosłowacji powinni decydować bez niej… Nie ma co ukrywać doktor Josef Goebbels też był inteligentem i umiał pisać, ale jakiej idei on poświęcił życie i czym to się zakończyło dla Europy, Niemiec i jego samego? I czy warto dziś powtarzać jego propagandowe ruchy, w interesie idei „pacyfikacji” neototalitarnego putinowskiego reżimu?” – pyta Hrabowskyj. „I doktor Goebbels, bywało mówił prawdę ale wyciągał z niej sobie potrzebne wnioski. Otóż mamy to co mamy: reinkarnację goebbelsowskich propagandowych chwytów we współczesnych Niemczech” – konstatuje Serhij Hrabowskyj.

Biorąc pod uwagę, że Theo Sommer, jak wynika z jego opublikowanego przez niemiecką Wikipedię życiorysu jest wychowankiem Adolf Hitler Schule – szkoły dla przyszłej nazistowskiej elity Niemiec, do jakiej przyjmowano wyłącznie „czystych rasowo”, specjalnie wyselekcjonowanych i przejawiających zdolności przywódcze wybrańców pochodzących z rodzin zagorzałych członków NSDAP i organizacji przy niej afiliowanych porównanie komentatora Die Zeit do Goebbelsa wydaje się mocno uzasadnione.